niedziela, 22 listopada 2015

Pod postacią mułów



Szanowny Panie,


leje. Ale jak pada? Ja już dawno czegoś takiego nie widziałem. Coś jakby pod niebo podwieszono ogromny dzban wody i jakiś łobuz zrobił w nim kilka dziur na brzegu. Dzban wisi na sznurku i się buja, bo raz chlasta wodą jakby ktoś strzelał z karabinu maszynowego, a raz pada, ale mniej. No i tak już dwudziestą czwartą godzinę. Kapitan zły chodzi, bo on jest zły, gdy ma wrażenie, że my się obijamy. A przecież deszcz, to i szklana pogoda. A zatem robotę nam znaleziono, czyli szycie. Nie dla mnie, bo nie znam się na tym zbyt dobrze, zostawiłem sprawę koleżance, która potrafi i ma cierpliwość do igły.

No i po wachcie. Głodny jestem jak wilk. Obiad za dwie godziny, będzie smażony z warzywami ryż. Staram się zapchać masłem orzechowym i herbatą bawarką. Masło orzechowe jest słodkie i słone zarazem. Znaczy pyszne. Sam Pan rozumie. A może nie? A może to już moje rozumienie, które chcę Panu narzucić. Ale trzymając się chronologii myśli, herbata bawarka kojarzy się mi z naszym kolegą Bartkiem G., który w takich herbatach gustował. Ciekawe co u niego? Napiszę do niego smsa. Nie odpowiedział, może Pan mi doniesie? Chociaż nie mogę na Pana liczyć, bo nie odpowiada mi Pan na moje smsy dotyczące swojej osoby. Trochę Pan się obronił tym wpisem fangowym, ale musi Pan wiedzieć, że było mi przykro. Sumienie Pana nie rusza? 

Wracając do deszczu. Woda z nieba, nie powie Pan, ale ma moc oczyszczającą. To chyba boski zamysł, aby w ten sposób grzeszników z ich piekielnych myśli i czynów rozgrzeszyć. Jakbym był Bogiem, tak bym sobie to obmyślił. Wyobrażam sobie, że rodzic kocha swoje dziecko bezgranicznie, co dopiero Bóg. Pozwolił się nam rozmnożyć na ponad siedem miliardów, musi brać odpowiedzialność za całe plemie. Nie będzie nas rozliczał z groszówek, trochę pogrzeszymy, poużywamy życia, co z tego? Żeby mieć jednak czyste sumienie, wymyślił deszcz, starczy na niego wyjść, gdy się ma myśli pełne psot, a na karcie uczynków, kilka małych i większych grzeszków i już jest się czystym. Ja tak przynajmniej robię. Gdy trochę więcej nagrzeszę, wychodzę sobie dłużej na deszcz, gdy mniej tylko na chwilę, aby stać się wilgotnym.

Dobę nam tu lało, a że jest nas ponad sześćdziesiątka facetów to i grzechów się zebrało. Naturalna sprawa. Ale przecież deszcz nie dotyczy tylko ludzi. Wie Pan, że przepłynąłem cały ocean i morze Karaibskie. Żadnych wielorybów, choćby delfinów... Kpina. A jak tylko zaczęło lać, jak sobie popatrzyłem na wodę od razu zobaczyłem i delfiny, i łeb walenia. Wyszedł pyskiem do góry. Walenie mają bardzo udane podbródki. Jakby nie miały nic przeciwko, bym podrapał jak kota po karku. Waleń zatem wyszedł pyskiem nad wodę, mój pierwszy raz z tym ssakiem. Dotychczas widziałem tylko ogony, nigdy łba. Wyszedł na deszcz, by oczywiście oczyścić się z grzechów. Tylko czym taki zwierz może grzeszyć? Zabójstwem, kradzieżą, pychą, cudzołóstwem, tchórzostwem? Jestem pewien, że może jakąś formą tego ostatniego przewinienia. Taki waleń i zresztą każdy zwierz poczucie mieć winy może tylko i wyłącznie z powodu straconych szans. Grzech rodzi się nie w sumieniu, ale w brzuchu. No bo jeżeli jesteś głodny, masz do siebie żal, że nie zjadłeś gdy miałeś 
okazję. 

Ludzie nie są zbyt mądrzy, gdyby byli, nie komplikowaliby tak spraw na świecie. Głodny więc jedz. Zmęczony więc śpij. Zakochany więc kochaj. Zły więc nienawidź. A nie, że jedzą o konkretnej godzinie, nie śpią gdy mają ochotę, itd. Waleń miał pewnie do siebie pretensje, że się nie najadł, wyszedł na deszcz, żeby z tego grzechu się oczyścić i już więcej głupot nie popełniać. Taka jest moja teoria. Oczywiście, że nie jest najlepsza i może trochę pogmatwana...

Przyznam się szczerze, że nastroiłem się do tworzenia teorii. Przyczyną jest Grek Zorba. Czytam sobie książkę. Ma dobre i słabe momenty, ale wszystkie niuanse przyćmiewa postać Zorby. Mieć takiego bohatera w głowie, albo spotkać w życiu, marzenie. Zorba jest piękny. Bo on chwyta ten świat i go nie puszcza. Trzyma się tej ziemi, tych krągłości, kantów. Czerpie z nich. U niego nie ma duchowości. Jest duch. Działa, gra, kocha, zdradza, pracuje, całym sobą czerpie z życia.
Wie Pan, że ja zbieram bajki? Uważam, że jak ktoś potrafi opowiedzieć mi bajkę to należy takiemu komuś poświęcić parę chwil dłużej. Dlatego tak długo czytam tę krótką książkę. Historie Zorby są jak bajki, więc staram się je sobie dawkować.

„Kiedy przemierzałem jako domokrążca Saloniki, często zdarzało mi się odwiedzić dzielnice tureckie. Mój śpiew oczarował pewną bogatą muzułmankę do tego stopnia, że straciła sen. Zawołała starego hodżę i w jego dłonie nasypała złotych monet: - Aman – mówiła do niego. – Zawołaj Greka domokrążce, niech tu przyjdzie. Aman, muszę go zobaczyć. Nie mogę już dłużej... Hodża odszukał mnie i rzekł: - Chodź ze mną grecki młodzieńcze! – Nie pójdę! – Zaprotestowałem. – Dokąd chcesz mnie prowadzić? – Córka paszy, czysta jak źródlana woda, oczekuje cię młodzieńcze, u siebie, chodź! Ale ja wiedziałem, że nocą zabijano chrześcijan w tureckich dzielnicach. - Nie pójdę! – powtórzyłem. – Czyżbyś nie bał się Boga, giaurze? – Dlaczego tak mówisz? – Zapytałem. – Bo wiedz, młody Greku, kto może połączyć się z kobietą i nie uczyni tego, popełnia wielki grzech. Jeśli ona wzywa cię, abyś dzielił z nią łoże, a ty odmawiasz, duszę swoją skazujesz na zgubę. Kobieta będzie tęskniła do dnia sądu ostatecznego, a jej westchnienia pchną cię do piekła, choćbyś był nie wiem kim i nie wiem jak wiele dobrego uczynił. – Zorba westchnął. – Jeśli istnieje piekło, pójdę tam nie dlatego, że kradłem, zabijałem czy cudzołożyłem. Nie, nie! Wszystko to mi dobry Bóg wybaczy! Znajdę się tam, ponieważ tamtej nocy kobieta oczekiwała mnie w swoim łożu, a ja nie przyszedłem.”

Samo życie. Nie korzystanie z możliwości, które dobry Bóg podsuwa pod sam nos, jest po prostu grzechem nie do wybaczenia. Nie mówiąc oczywiście o kobiecej naturze, której zadanie takiego smutku, jest równoznaczne z siarkami piekieł. A jeżeli piekła nie ma? Może jest tak, że dusze ludzkie wracają po śmierci na Ziemię. I w zależności od tego kim byli, tym są w kolejnym życiu? Na to pytanie Zorba też ma odpowiedź.

„- Gdyby było to możliwe, wszyscy mężczyźni, którzy wyłamali się ze służby – nazwijmy ich dezerterami z frontu miłości – wróciliby na ziemię, wiesz, pod czyją postacią? Pod postacią mułów!”

Oby te piekło jednak istniało, bo już lepiej takim typom, aby znaleźli się w kotle niż jako muły pasali się po trawnikach wsi. A może my też tacy jesteśmy? My dwaj? Proszę niech Pan zrobi rachunek sumienia. Ratujmy się w razie czego. Nie jest za późno. 

Ukłony

Stefan W.

P.S.
Nie mam dla Pana zdjęć z bulaja, bo nie było czego fotografować. W zamian wrzucam dwa zdjęcia z dwóch wysp. Pierwsze jest z Gran Canarii, a drugie z Wysp Świętych koło Gwadelupy na Karaibach. Przy tym widoku wyłem do nieba, to bardzo zdrowe i oczyszczające wyć do nieba, kwestia poczucia szczęścia.
A tych trzech rycerzy, to oczywiście El Grande, pierwszy oficer, Grzesiu, kuk no i ja. Wracamy z plaży, na której trocheśmy wypili, obserwowali startujące samoloty i ukryli skarb dla przyjaciela, który przypłynie na tę wyspę w okolicach lutego.