niedziela, 24 maja 2020

Moja lista jest najmojsza


Szanowny Panie,

to doprawdy niezwykłe, że skrywał Pan przede mną tak zacną historię przez tyle długich lat. Niby rozumiem, że trochę obciach, ale jednak ja to bym nie wytrzymał po prostu i zaczął się pruć, jak na spowiedzi (a pewnie nawet bardziej, bo jednak na spowiedzi, to jakoś łatwo przychodziło mi zatajanie różnych faktów). Przecież o tym, ze stracił Pan te pieniądze, dowiedziałem się też jakoś nie od razu, tylko po kilku miesiącach co najmniej. I też wersja z kradzieżą była po prostu smutna – ta prawdziwa jest o niebo ciekawsza. Dobrze, że postanowił Pan się tym podzielić. Oczywiście, pierwsza i całkiem zrozumiała reakcja,  która pojawia się w głowie czytającego, to „cóż to za matoł!”. Faktycznie musiałby Pan usłyszeć ode mnie coś takiego, gdyby powiedział mi Pan o tym jesienią 2005 roku. Z perspektywy roku 2020 można już spojrzeć na to zdecydowanie bardziej przychylnym okiem. Podjął Pan ryzyko, chcąc dla siebie lepszego losu – godne szacunku. No i ta młodzieńcza naiwność! Ujmująca! Przecież każdy dureń by wiedział, że to naciągacze, że wyrolują Pana, że przecież gdyby jakimś cudem pomnożył Pan to swoje ciężko zarobione hajsiwo, to i tak by go Panu tego nie dali powąchać (bo co byś Pan im zrobił?). Nie mniej – zrobił Pan to. Bo jest Pan odważny i sięga po swoje marzenia. No i znowu muszę przyznać z niechęcią, że Panu zazdroszczę. Chciałbym tak umieć czasem machnąć ręką na to, co rozsądne, tak, jak Pan to często całkiem robi. Widzi Pan, jak mnie by tak ktoś raz oszukał, jak Pana wtedy oszukali, to bym już nosa więcej nie wytknął chyba z mysiej nory. A Pan przeciwnie, właśnie w tych latach kolejnych rozkręcił się Pan tylko. Złapał Pan byka za rogi, rzucił się w ten wir i teraz ile Pan masz historii za pazuchą. Na dodatek jak to są takie opowieści z podróży często, nie do zweryfikowania w zasadzie, to ile Pan dozmyślać jeszcze może! Przyszłe pokolenia Pańskiej familii będą o Panu gadać nie mało, tyle Panu powiem.

A sama ta historia – pierwszorzędna. Jak ta dziewczyna Pana za rękę łapała, to sam chciałem zakrzyknąć - „Posłuchaj jej, Ty durniu!” - chociaż przecież wiedziałem, że happy endu być tu nie może. Szkoda mi nadal tego Stefana, który na dworcu w Polsce musiał z takim ciężarem w sercu i pustką w portfelu witać się z rodziną. Nie mniej, Stefan-Trzydzieści-Siedem ma dziś to doświadczenie bezcenne. Perełka.

Musi mi Pan jednak wyznać – czy Pani Marta prawdę znała? Zakładam, że tak. Jednak kryła Pana twardo. A Pana Mama? Bracia?

No dobrze, czas przejść do bieżących wydarzeń, bo przecież tyle się zdarzyło przez ten miesiąc prawie (sic!) jak się zbierałem w sobie do odpisania.

Zatem. Chuj z koronawirusem. Myślał, że przyjdzie i co?! I nas w domach pozamyka na stałe? Przecież musimy Prezydenta RP wybrać, protestować musimy, zarabiać, spotykać się z ludźmi, chodzić na spacery, do knajp. Nie możemy myśleć o chorobach. To ciekawe, te słupki, jak tak rosną, jak tych chorych przybywa, no i te czerwone plamy na mapach, jak się tak dramatycznie rozrastają. Ile jednak można tak umierać i umierać? Dajmy już temu spokój. To nuuuudne.

Zatem mamy koniec kwarantanny. Doczekaliśmy się. Czego w zasadzie? Czy doczekaliśmy się końca epidemii? O ile zmniejszyło się ryzyko zachorowania względem tego, co mieliśmy w marcu? Czy to warto było tę Wielkanoc odwoływać w ogóle? Trochę wychodzi na to, że miało to rację bytu, bo było nowe. Zagrożenie oswojone, chociaż wciąż stanowi dla nas niebezpieczeństwo, to nie spełnia do końca kryteriów swojej własnej definicji, gdyż przestaje wzbudzać w nas lek. Idziemy dalej. Nie oglądamy się. Cóż innego zrobić można? Wnioski jakieś wyciągniemy? Może higiena ogólna się trochę poprawi? Te ręce wymydlone to już jakiś zysk.

Tymczasem mamy za sobą piątek bez Listy Przebojów Trójki. Ha!  Kto by pomyślał, że do czegoś takiego dojdzie! Ciekawi mnie bardzo, co Pan o tym myśli. Przyznam się, że ostatni raz słuchałem tej listy, jak jechałem na Pańskie wesele chyba, czyli jakieś półtora roku już będzie (a to kiedy tak zleciało? Jeeezas!). No i tam tylko, jak nie Podsaidło, to jakiś Pablo Pavo, albo jakieś dinozaury pokroju Kazika. Raczej bez fajerwerków. I tu ten Kazik nagle - bez zębów, już by się zdawać mogło - takie zamieszanie sprowadził, na ślepo chłapał paszczą, a dopadł ręki. A pamiętam jeszcze całkiem dobrze, jak siedząc na kibelku w domu moich Teściów kilka lat temu, przeglądałem sobie „Do Rzeczy” lub  może w „W sieci” (trochę jeden pies, jak dla mnie), które gdzieś tam zaległo i trafiłem na wywiad z Kazikiem właśnie. Jakoś niesmak wtedy wzbudziła we mnie ta lektura. Kiedyś była moja ulica murem podzielona, a tu nagle takie w sobie ciepłe uczucia odnajduje względem Jarosława K. i wątpliwej jakości polityki jego watażków? Nie będę kłamał – jakoś mi sympatia do tej legendy spadła wtedy. Kilka lat mija i Kazik znów na cenzurowanym. Towarzyszu Trocki, od początku potajemnie zajmowaliście się działalnością kontrrewolucyjną! I na drugiej półkuli sprawiedliwość was dosięgnie i nic na to poradzić nie zdołacie!

Nie mniej, piękna to by była historia, gdyby to właśnie ten dramatyczny koniec Trójki stał się tą iskrą, która do upadku PiSu by doprowadziła. I nie, że jakoś szczególnie źle życzę tym Towarzyszom, bo ostatecznie nie są wcale gorsi od poprzedników. To by po prostu ładna historia była, ot co. No i  zawsze miło popatrzeć, jak jakieś zło po dupie dostaje. A że na to miejsce znowu pewnie przyjdą jacyś popaprańcy? Pewnie i tak, ale może jednak warto spróbować. Szkoda tej listy – trzydzieści osiem lat to nie w kij dmuchał.  

Pozdrawiam,
Paweł D.