środa, 31 sierpnia 2011

Obrona Marii

Szanowny Panie,

myślałem i myślałem co Panu to odpisać, bo nie potrafiłem odnaleźć się w wąskiej Marii. Sądziłem, że może kontynuować jej użalanie się nad swoim ciałem, ale po pierwszych próbach uznałem, że to będzie jakaś nic nie warta durnota. Nie to co Pana tekst, który od tygodnia czytam raz dziennie i nie mogę się naczytać. No to postanowiłem trochę tę Marię do pionu sprowadzić, bo dziewczę użala się nad sobą jakby koniec świata był. Sądzę, że jest to dziewcze jeszcze nie kobieta, więc przed nią cały wspaniały moment rozkwitania. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia gwiazd:

Z tego chłopczyka w kolczykach wyrosła piękna i seksowna Lopez na ten przykład. W internecie takich zdjęć znajdziemy naprawdę dużo, więc niech już ta Maria zostawi swoje chłopięce bioderka w spokoju, bo pewnie jej jeszcze się ładnie ukształtują i będzie całkiem całkiem. Poza tym tyle programów w telewizji jest, że chyba powinna być Marysia przekonana, że czego natura nie dała to chirurg plastyczny za odpowiednią opłatą doda. No ale ja się Marii wcale nie dziwię. Przecież w tej samej telewizji promowane są takie postacie, że jak tu nie popadać w kompleksy. Proponuję udać się na Aleje Ujazdowskie i zobaczyć reklamę pasty do zębów. Panie Pawle jak tu nie popadać w kompleksy gdy te dziewczęta mają uśmiech jak koń łykający powietrze w galopie? A ich zęby nie dość, że są wielkości słoniowych kłów, to są bielsze niż gałki oczne. Po prostu nic i się tylko zabić z tym naszym wyglądem. A gdzie tu porównywać piersi wypchane push up-em do cycków jakiś gwiazdek chętnie rozbierających się na ekranach telewizorów? Pracuje w telewizji to wiem, że gdy jadę na jakiś materiał i mam zapytać przechodnia to zawsze zapytam ładną dziewczynę, no bo przecież milej jest oglądać ładną buzię niż starą jędzę. Mario nie martw się zatem swoim wyglądem, bo na pewno tak źle nie jest. Zresztą nawet jeżeli jest, to przecież wiadomo, że każda potwora znajdzie swego amatora. Nawet ty.

Kiedy Włochy?

Stefan W.



niedziela, 28 sierpnia 2011

Marii wąską kibić

Szanowny Panie,

nie wiem, jak mogłam nie widzieć tego wcześniej. Głupia, głupia, głupia! Ok. Koniec końców wyświadczył mi przysługę. W pewnym sensie… Jakiś tydzień temu zauważyłam, że patrzy w moją stronę. Patrzy i się uśmiecha. O Boże! Byłam taka głupia! Myślałam, że uśmiecha się do mnie. Nawet chyba odwzajemniłam ten uśmiech. Ale teraz myślę, że on się nie uśmiechał. Myślę, że się śmiał. Marysia mówi, żebym się nie przejmowała. Łatwo jej powiedzieć. Nie jest może jakoś olśniewająco piękna, ale też nie ma na co narzekać. Zgrabne nogi, płaski brzuszek, biust B. Przede wszystkim ma jednak ładną twarz. Śniada cera. Oczy – duże i brązowe. Mały i zadarty nosek. I usta. Boże – dałabym się chyba pociąć za te usta! Są takie… idealne po prostu. Idealne. Dobrze, że jej włosy są takie średnie raczej. Tylko one pozwalają mi nazywać ją jeszcze koleżanką. Niezbyt gęste i zniszczone od tego ciągłego farbowania. Na jej miejscu bym je obcięła. No tak! Mądre, kurwa, rady. Obcięłam już swoje. I wyglądam chyba jeszcze gorzej niż przedtem. Oczywiście, jeśli założyć, że to możliwe. O czym ja mówię?! Oczywiście, że możliwe. Teraz to już sięgnęłam dna! Nie ma co…

Jestem chłopcem. Kurwa. Małym, brzydkim chłopcem. Chłopcem z nieproporcjonalnie dużą głową. Chłopcem z dziwną twarzą. Kobiecą. Ok. Kobiecą… ale brzydką. Oczy są ładne. Ładne? Ładniejsze niż cała reszta. Niebieskie. I czasem mi się wydaje, że są takie mądre. Chociaż… Oko to oko. Zwykłe oko. Kurwa. Nic specjalnego. Co mi po jakichś niebieskich paciorkach wciśniętych w tę paskudną masę? W sumie to nie wyglądają jeszcze tak źle tylko dlatego, że jakoś mi się udaje makijażem je podkreślić. Żeby wydawały się trochę większe i odciągały uwagę od nosa i ust. Jakby ktoś w ogóle się tak wpatrywał w tę twarz. Chyba tylko, żeby się przyjrzeć, jak dziwnie ten nos jest zbudowany. Jakiś kanciasty. Jakby z drewna wyciosany. U góry nienaturalnie płaski. Nie zakończony jakoś zwyczajnie, jak u innych. Tylko jakoś beznadziejnie. Kubizm cholerny. Tak, dokładnie! Jakby mi Bóg twarz z Guerniki ściągnął. A usta z emotikonów. Wąska kreska. Chryste, jakie one są namiętne! Piękny brunet nie mógł oderwać oczu od zmysłowej kreski jej warg. Porzygać się można. Nawet pomadki nie ma na co nałożyć. Chyba będę musiała płacić, żeby chłopcy chcieli je całować. Chociaż nie wiem, czy nawet za pieniądze któryś będzie chciał wymienić ślinę z prawie-chłopcem. Chyba że jakąś ciotkę sobie przygrucham. Uratowana przez rozkwitające rozpasanie! Może zacznę zakładać melonik i garnitur. Albo frak. O! I wezmę sobie taką laseczkę, doprawię wąsik i będę Chaplinem! Ha! Chociaż on miał chyba czarne uroczę kędziorki na łepetynie. A ja mam szarą szczecinkę. Pani Myszka, miło mi. Ciekawe kiedy odrosną? Chyba już były lepsze wcześniej. A może ufarbować je? Na rudo. Albo na czarno – jak Marysia. Ale zaraz się będą śmiać wszyscy, że jestem jakimś zjebem, co chodzi na koncerty My Chemical Romance. Dżiiiiiiii… Gówno. Nic się nie da z nimi zrobić. Hm… hm… Nie no, nie ma opcji. Przy tej białej skórze, to z czarną czupryną będę wyglądać, jak mały wampir-karykatura. Chociaż ta szara też nie pasuje do całej białej reszty. Na golasa to wyglądam jak duch. Albo kościotrup. Albo duch kościotrupa. Chociaż… czy mi przypadkiem cycki trochę nie urosły? No – chyba przy odrobinie szczęścia wskoczę niedługo na pełne A! Olaboga, trzeba będzie sobie stanik na WF kupić. Szaleństwo. Wenus z Willendorfu. Ja – piękna i płodna. Kobieta. A jedyna ma krągłość to ta, która wyskakuje mi po zbytnim przejedzeniu.

Panowie – szukam dokarmiacza-amatora, który się zaopiekuje tą alabastrową figurką! Dam wepchnąć w siebie wszystko. Jeśli tylko zmieści się w te małe wąskie usta - biorę. Gwarantuję pełną uległość. W zamian oczekuję kilogramów. I pupy, która nie boli od siedzenia na twardych, płaskich powierzchniach. Podpisano: Dziewczynka z zapałkami (zamiast rączek i nóżek).

Marysia też jest przecież szczupła. Ale ma biodra. Ma pupę. Ma uda. Łydki. Wszystko ma. Chyba się na nią obrażę. Nie no. Nie obrażę się. Na to ciało swoje się chyba obrażę. Wyrzucę lustro. I zacznę ignorować je po prostu. Wyrzucę łyżki srebrne. I ten garnek metalowy, w którym można się przeglądać. I telewizor wyrzucę, bo i tak rzadko jest włączony.

Boże, czemu te ręce mają taki dziwaczny kształt? Dżiiii…

Paweł D.

sobota, 27 sierpnia 2011

Na trójząb Neptuna

Szanowany Panie,

jestem zniszczony. Te dwa dni to był istny ironman triathlon. W którym 3,8 kilometra pływania zastąpiłem alkoholem, 180 kilometrów jazdy na rowerze to dwudniowe tańce i skakanie, a 42,2 kilometry biegu to po prostu brak snu. I to jeszcze, żeby były ostatnie dwa dni. Ale nie. Ja tak mam od tygodnia i po prostu już dłużej nie mogę. Postanowiłem... w ciągu zbliżającego się miesiąca, że pić nie będę, spać kładł się będę wcześniej, a jedyny ruch jaki zacznę wykonywać to ćwiczenia, które sprawią, że brzuch powstały od tego żarcia, które pochłonąłem i zalałem hektolitrami alkoholu, zastąpię mięśniami. Dobra... nie oszukujmy się, aż tak ćwiczyć nie będę... trochę jednak się poruszam, tak dla zdrowia chociaż psychicznego. Cholibcia, ale mam ciężką głowę i powieki. Czemu człowiek to sobie robi? Czy chęć zabawy jest aż tak wielka, że rozsądek idzie gdzieś na bok? Przecież ludzie czują, że jeszcze jeden kieliszek i będzie zgon, a jednak po niego sięgają. Bo to przyjemnie być pijanym! Czy ja wiem? Nie dość, że karuzela we łbie kręci się niemiłosiernie, to jeszcze bełkocze się, traci równowagę i w dodatku na drugi dzień wszystko boli, światłowstręt i w ogóle jakaś taka ludzka słabość człowieka ogarnia. A w dupie rozsądek. Bawiłem się świetnie. Niestety mój umysł jest jeszcze gdzieś indziej, więc nie będę tutaj się nawet starał... Mam za to ciekawostkę. Pan o bombie cara, a tutaj ma Pan olsztyński program Winda Regionu, za sprawą którego barmanki w stolicy Warmii i Mazur uśmiechają się do mnie szerzej, ze skrzynki pocztowej wyciągam walentynki, chociaż do świętego Walentego jeszcze kuupa czasu i w ogóle ludzie jacyś tacy milsi. Zatem sława, kobiety i śpiew. Marzenia ściętej głowy. Proszę oglądać:

http://www.tvp.pl/olsztyn/magazyny/winda-regionu/wideo/regaty-dziennikarzy/5159082


Arrrr...

Stefan W.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Bomba Cara

Szanowny Panie,

muszę stwierdzić, że jestem doprawdy zniesmaczony Pana wpisem. Cóż za chore myśli rodzą się w Pana głowie? Zauważę, że pisze Pan o mojej siostrze! A myślałem, że siostry w naszym towarzystwie to temat tabu. Myliłem się? No nic. Mam nadzieję, że to tylko kwestia potężnego kaca i już Panu rozum wraca powoli. U mnie w sumie też było dosyć ciężko w tę niedzielę. Piekło w głowie. Piekło w żołądku. Bez litra maślanki się nie obyło.

Dobrze. Myślę, że czas odejść na chwilę od 'teraz i tu', co by się nie zapędzić w tym obnażaniu. Będzie zatem ciekawostka.

Słyszał Pan może o Bombie Cara (czy też 'Car Bombie')? Ja, przyznaję się bez bicia, nawet jeśli kiedyś słyszałem, to jakoś zupełnie mi to musiało z łepetyny wyparować. Ostatnio mi kolega z pracy wspomniał o tym cacku i przyznaję - zrobiła na mnie wrażenie ta kruszynka (chociaż wielkim fanem historii - przynajmniej od strony militarnej - raczej nie jestem).

Otóż AN602 (bo tak brzmiała nazwa właściwa) była radziecką bombą termojądrową i największym zdetonowanym ładunkiem wybuchowym w historii (na dzień dzisiejszy). Związek Radziecki wypróbował ją 30 października 1961 r. na archipelagu Nowej Ziemi.

Ok. To trochę pikantnych szczegółów. Maleństwo ważyło jakieś 27 ton i miało moc ok. 50 megaton. Co to oznacza? No mniej więcej tyle (tam w środku to Paryż, jakby Pan nie dojrzał):



Żółte kółko to kula ognia. Czerwone to obszar całkowitego zniszczenia. Oczywiście, to tylko graficzna symulacja, ale mimo wszystko. Są jeszcze inne poruszające fakty. Otóż detonacji dokonano na wysokości 4000 metrów, ze względów bezpieczeństwa, co by archipelagu nie zniszczyć za bardzo. Nie mniej jednak sama kula ognia i tak niemal dotknęła powierzchni ziemi, a pobliskie wyspy zwyczajnie wyparowały (!). Fala sejsmiczna z kolei okrążyła Ziemię trzykrotnie. Mało? No to jeszcze dorzucę to, że człowiek stojący 100 km od centrum wybuchu miałby poparzenia trzeciego stopnia.

Chce Pan więcej szczegółów? Odsyłam na Wikipedię.

Ale...

To niesamowite, że w ogóle coś takiego miało miejsce. Na tym świecie. Wyglądam za okno. Patrzę na piękne błękitne niebo i nie mogę uwierzyć, że gdyby tylko jakiś Władca Świata zechciał, to pojawiłby mi się tu obok grzyb nuklearny siedem razy wyższy niż Mont Everest.

Człowiek to jednak niezwykłe stworzenie.

Paweł D.