poniedziałek, 21 czerwca 2021

Walka o dziewczyny

 Szanowny Panie,

Kogut głuszca wieczorem wyszukuje odpowiednie drzewo tzw. zapad i na nim spędza noc. Nad ranem na drzewie rozpoczyna zrytualizowany tok. Rozkłada wtedy ogon, wyciąga głowę i stroszy skrzydła. I wydaje dźwięk składający się z czterech faz. Pierwsza faza nazywa się klapanie i przypomina uderzane o siebie patyki, niektórzy porównują ją do klekotania bocianów, ale jest to dużo subtelniejszy dźwięk. 


Ja to jednak oglądam się za paniami. Miałem ostatnio wątpliwości, po naszej rozmowie, ale jest to we mnie i gdy idzie ogień ulicą miasta, trudno się mi powtrzymać. Mnie sprawia ogromną radość widok dziewczyn na wiosnę. I mam nadzieję, że tak mi zostanie, nawet do czasu gdy dogonię tę uciążliwą starość. Nie mam też tak jednoznacznego zdania na temat starego zbereźnika jak Pan. Nie mówię tutaj o ślinieniu się, czy też jakimś innym obrzydliwym zachowaniu. Ale cóż złego jest w tym, że człowiekowi, niezależnie od wieku, podoba się inny człowiek? Wystarczy mieć dość kultury w sobie, aby uznanie dla urody, postawy, charakteru wyrazić w inny sposób np. zaproszeniem do tańca, albo na kawę. Toż to ładne zachowanie.


Drugi etap pieśni godowej nazywa się trelowaniem, Po prostu głuszec przyśpiesza klapanie. Jest to główny etap jego śpiewu. 

 

Pamięta Pan nasze obozy z Bractwa Rycerskiego podnoszące tężyznę fizyczną i umiejętności walki na miecze? Kończyło się na chlaniu Brzychcówki, Soplicówki czy po prostu wódki, graniu w karty i rozwalonym moim nosie. Właśnie tam ostatnio odczułem fizyczność czasu. Pamięta Pan kaplicę Rocha, leśniczówkę MacGyvera, źródełko w lesie, latrynę? Wszystko jest na miejscu. Z tym że kaplica jest zamknięta, leśniczówka sprzedana i remontowana, źródełko w lesie zarośnięte a latryna jak stała tak stoi. Ale czas swą fizyczność unaocznia poprzez wyrośnięty las.


Z drzewami miałem do tej pory tak, że gdy na nie patrzyłem, nie wiedziałem ile liczą wiosen. Wiedziałem, że czym większe, potężniejsze tym starsze. Tym razem zobaczyłem las, którego dwadzieścia lat temu tam nie było. Jakim sposobem te pola zamieniły się w drzewostan? Taki solidny, nie jakiś tam młodnik. Nie mam pojęcia. Ale czułem jakby ktoś kopnął mnie w jajca.


Trzeci etap śpiewu głuszca to korkowanie.

 

A gdy ktoś czy coś zadaje cios poniżej pasa, trzeba zrobić rachunek sumienia z rzeczy dokonanych i tych dla których nie starczyło chęci. W ciągu ostatnich dwudziestu lat mam kilka solidnych punktów, z których jestem bardzo dumny. Tylko kilka, których się rzeczywiście wstydzę. No ale za to dużo mam takich rzeczy, których zaniechałem, a przecież mogłem być bardziej solidny. Tych rzeczy mi najbardziej szkoda. A więc tak:

Po pierwsze.

Zupełnie nie idzie mi ze sportem.. Brak mi systematyczności. A przecież wiem, że bez ćwiczeń będę cierpiał na stare lata.

 

Po drugie.

Zaniechałem pisania i nagrywania filmów podróżniczych. Parabuch leży i już dawno nie oddycha. Zupełnie nie wiem dlaczego, bo przecież zawsze chciałem być reportażystą. I teraz, kiedy prowadzę życie, które zawsze chciałem prowadzić, nie mam czasu na pisanie artykułów, nie mówiąc o montowaniu filmów.


Po trzecie.

Książka. Nie mogę jej skończyć. Jestem coraz bliżej, ale jednak dalej nie mogę.


Po czwarte. 

Nie nauczyłem się tańczyć tango. A byłem na najlepszej ku temu drodze.


Po piąte.

Nie znam innych języków obcych, niż angielski. A przecież uczyłem się hiszpańskiego. W sumie gdybym się postarał to i rosyjski bym potrafił.


Po szóste.

Nie znam żadnej sztuki walki. A chciałbym znać przynajmniej capoeirę.


Po siódme. 

Od ponad roku mam papiery oficerskie na statki, a jeszcze żadnym oficerem nie byłem. Jakoś zawsze wybieram prace, albo one mnie wybierają, które są bliskie pływaniu, ale nie są związane z tą funkcją.


Po ósme.

Nie nauczyłem się surfingu.


Po dziewiąte.

Nie napisałem żadnego scenariusza filmowego, a przecież rok chodziłem na kurs szkolący do tej umiejętności.


Po dziesiąte.

Nie jeżdżę zupełnie na nartach i nie gram zupełnie w kosza. A przecież zawsze lubiłem jedno i drugie.


Widzę dokładnie, że chęci mam duże, ale rozbijam się na skałach, które mógłbym nazwać brakiem solidności, systematyczności i uporu w dążeniu do swoich marzeń. Mógłbym zrzucić winę na brak czasu, ale byłaby to nieprawda. Wystarczyłoby dobrze zaplanować dzień, miesiąc, rok i realizacja niektórych z tych planów byłaby zupełnie realna. Choćby ostatni punkt. Wystarczy poświęcić jeden wieczór w tygodniu na koszykówkę i byłbym usatysfakcjonowany. Albo tydzień w roku spędzić szusując na stokach. Toż to wydaje się nie być problemem. Sądzę jednak, że ten brak solidności, systematyczności, uporu związany jest bardziej z zespołem cech leżących głębiej w mojej naturze. 


Głuszec kończy swój śpiew półtorasekundowym szlifowaniem. I to właśnie wtedy na chwilę głuchnie. Stąd jego nazwa i sposób polowania na niego. Inaczej ptak by uciekł, więc aby zdobyć jego ogon, zwany wachlarzem, trzeba było czekać na szlifowanie. Naukowcy szacują, że w tej chwili czterech populacjach jest od 300 do 600 głuszców w całym kraju. A winę za taki stan rzeczy ponosi człowiek. Głuszec potrzebuje rozległych starych lasów do wylęgania, do tego myśliwi zrobili swoje. 


Ostatnio byłem w Beskidzie Żywieckim. Przeszedłem ponad sześćdziesiąt kilometrów po tamtejszych szlakach. Najlepiej czułem się, gdy wstałem o czwartej rano, aby wejść na Babią Górę. Przed dziesiątą byłem już na śniadaniu w domu. Zawsze tak jest. Jestem z siebie ogromnie dumny, gdy włożę mnóstwo w coś pracy, a jak tylko pozwolę sobie na luzowanie pasa, od razu mam poczucie zmarnowanego czasu. Problem w tym, abym tak układał swój dzień by czuć bez przerwy wyzwanie. 


Kury zwabione śpiewem godowym samca oddają się kogutowi dopiero na wieczór. I to temu, który wygra walkę z innymi kogutem, który śpiewał na pobliskim drzewie. Rola ojca na tym się kończy. Jajami i pisklętami zajmuje się matka, która wychowuje je kilka miesięcy, a we wrześniu rozpadają się związki socjalne rodziny i każdy idzie w swoją stronę.


I tak sobie myślę o tych wyzwaniach w kontekście pańskiej teorii wierności pogłębionej, czy też zmęczenie materiału. Potrzebuję wyzwań w życiu, podróży i w związku. Widzę, że w pewnym momencie żyje się koło kogoś a nie z kimś. Gdy czuję, że idzie w tym kierunku, zastanawiam się co robię dla siebie, aby być wyzwaniem dla partnerki. Aby miała potrzebę gonić za mną. I odwrotnie oczywiście.


Pozdrawiam

Stefan W.


P.S. Ciekawostką jest, że w ośrodkach przywracających głuszce do natury, wykorzystuje się nagrania dźwięków piskląt, gdy te jeszcze były w jajku. Nie wiedziałem, że pisklęta piszczą w jajku. Wsadza się jajo do inkubatora i puszcza mu nagranie jego gniazdowej rodziny. Aby czuł że wszystko jest w porządku. Ważne aby młode wykluły się w jednym czasie. Bo tylko te, które kura zdąży wysiedzieć i wysuszyć w jednym czasie, pójdą z nią w las, by uczyć się jak zdobywać pokarm, latać i walczyć o swoje życie.  

poniedziałek, 7 czerwca 2021

Majrzec

Szanowny Panie,

widzi Pan, człowiek o tylu rzeczach po prostu nie myśli, na tyle rzeczy uwagi nie zwraca, i tylko jak go szturchnąć, to coś mu się nagle przypomina. I tak zwrócił Pan ostatnio moją uwagę na kobiety, czy też precyzyjniej na moje znikome zainteresowanie nimi. Sam w zasadzie to powiedziałem, jak szliśmy z Agrykoli ostatnio, że nie czuję tej wiosny, że za dziewczętami się nie oglądam i jakoś głowa mi się nie obraca, a wzrok nie błądzi, tak jak to kiedyś bywało. Powiedziałem to trochę bezwiednie, bez zastanowienia – ot, takie chwilowe spostrzeżenie. Później w Konstancinie przypomniał mi Pan o tym i zapytał, czy już wiosna przyszła w końcu i czy w temacie coś się zmieniło. Z lekkim zdziwieniem musiałem stwierdzić, że nie. Nadal to samo. Nawet Katarzyna Figura, jako Rózia, nie zrobiła na mnie większego wrażenia, a przecież doświadczenia mam podobne do Pańskich (sądzę, że dla naszych roczników to była po prostu ikona). Dziwne? Może. Może nie? Nie wiem.

Nic nie wskazuje na zmiany w orientacji seksualnej. Chyba zresztą nie następują one już w tym wieku. Zresztą faceci są dobrzy tylko do picia wódki i kopania piłki. Co zatem? Chciałbym wiedzieć, lecz na ten moment diagnoza niepewna – w ciemno strzelam:

       Pandemia – wróg publiczny numer jeden. Odpowiedzialny za wszystko. Czemu więc i nie za to? Lockdown? Puste ulice? Zwiększona podatność na depresję? Tak, tak, to pewnie też. Jednak przede wszystkim głowa podsuwa mi hasło: maski. Jak zwrócić uwagę na człowieka, który nie ma twarzy? Stare porzekadła mogą głosić, że oczy zwierciadłem duszy, a reklamy mogą dorzucać, że uśmiech widać po uszach, ale mój przyjaciel Borys powiedział mi kiedyś, że to nos i usta w głównej mierze decydują o charakterze twarzy, a ja mu wierzę i trzymam się tego. Już zeszłej wiosny oczy mgła mi przysłoniła, ale wtedy wydawało się to normalne, niemal naturalne. Dziwny rok. Siedzimy w domu. Izolujemy się. I rzeczywiście mało było tego chodzenia, a jak ludzie zaczęli już wychodzić, to było lato i się jeździło, to tu, to tam. Żadnych dziewcząt jednak nawet latem nie widziałem.

Blondynka. Krótkie spodenki. Ubiór sportowy, nie wyzywający, ale jednak w sposób przemyślany nie neutralny. Zwraca uwagę. Twarz dobra, chociaż może jakby nazbyt kanciasta. Biust obfity. Uśmiechnięta. Jednak z całej postawy bije jakaś powaga, twardość. Masywna, jak góralka. Potrafi się wkurwić. Solidna, praktyczna. Wie, czego chce. A chce poukładanego życia. Spłacalnego kredytu, mieszkania lub lepiej domu na granicy Anina i Wesołej. Ma prawo jazdy. Pierwszy samochód kupiła jeszcze przed swoimi dwudziestymi urodzinami. Imprezy? Tak, i to porządne, ale tylko od czasu do czasu. Ma pomysły.

        Wierność pogłębiona – może i  mój wymysł. Czy po niemal dziesięciu latach małżeństwa i szesnastu latach stałego związku możliwym jest, że człowiek tak się ukierunkowuje, że nawet na poziomie podświadomości jakieś klapki się zamykają na dobre? Że tylko ta jedna i na inną nawet nie spojrzysz? Autokastracja? Tylko, czemu nie zauważyłem tego trzy, cztery lata temu?

Ta też wie, czego chce. Chociaż może tylko udaje? Ma na sobie ubrania za równowartość moich czterech pensji. Włosy gładko zaczesane. Spięte w jakiegoś koka. Ściskają czaszkę. W samej tej fryzurze jest jakieś okrucieństwo. Do tego te usta jak krwawa rana, ale jedna z tych precyzyjnie zadanych. Katana. Na rękojeści już nie starcza miejsca na kolejne nacięcia. Szpilki dziurawią asfalt.

        Wiek – nie, nie, spokojnie - ja wiem, że to jeszcze za wcześnie, żeby się mężczyzna w człowieku wyłączył. Są jednak inne aspekty z wiekiem związane. No bo za kim Pan się oglądasz? Za młódkami, czy za rówieśniczkami? Czy za starszymi może? Powiem Panu, że jakoś zacząłem się obawiać, że już niedługo mogę stać się kolejnym starym oblechem. A może i już mogę? Może jestem? Jakiś czas temu koleżanka mojej koleżanki z pracy nazwała mnie „starawym”. Cóż, życie. O starawego się czepiać nie będę. Niemniej, mężczyźni to świnie, ale o ile młoda świnia może wydawać się całkiem przyjemna w obejściu, to świnia wiekowa… Ok. Wiekowa świnia też jest spoko. Bo świnie to zwierzęta, a zwierzęta są spoko. Nie to, co ludzie. Ludzie nie są przeważnie spoko, a już na pewno nie spoko są stare zboczylasy, co się ślinią na widok o połowę od siebie młodszych dziewcząt. Mam szczerą nadzieję, że jeśli stałbym się kiedyś takim rubasznym wujaszkiem, to Bóg ulitowałby się nad moją marną duszą, siepnął jakimś zbłąkanym piorunem i bez wahania pozbawił mnie życia. Może ta obawa podskórna, że mogłoby dojść do tak żałosnej dla mnie sytuacji, jakiś obwód mi w głowie przepaliła? No, ale przecież po ulicach łażą też kobiety trzydziesto-, czterdziesto- czy też pięćdziesięcioletnie? A wielu z nich z pewnością nie można by odmówić fizycznej atrakcyjności?

Ta ma za to grymas dziwny. Kiedy twarz się nie rusza, to wydaje się dosyć ładna, ale wystarczy, że drgnie nieznacznie i zdradza coś niepokojącego. Jakieś nieokrzesanie. Założę się, że gdyby wydała z siebie głos, to byłby donośny, a niósłby słowa surowe, często wulgarne. Kiedyś i to wydawać się mogło urocze, ale teraz już nie.  

        Zmęczenie materiału – kto by tam za spódniczkami paczał, jak tu z tyłu głowy dwieście głosów ciągle przypomina o innych powinnościach? Syna trzeba do szkoły zawieźć, córkę z przedszkola odebrać, zakupy zrobić, o obiedzie pomyśleć, w międzyczasie na tę strawę jakiś grosz zarobić, a jeszcze się zawsze żarówka jakaś przepali, coś trzeba gdzieś odebrać, z kimś się spotkać, coś obmyśleć, coś zaplanować. Po głowie się już inne myśli kolebocą. Jak tu zaczarować, żeby A. nie miał takiej niechęci do pisania? Jak się przetresować, żeby brei z mózgu nie zrobić dzieciom własnym? Może tam już po prostu nie ma miejsca na tanie podniety?

Chuda. Guje żumę. Na przedramionach kropki i kreski. Czapka choć wiosna. Czy to jeszcze modne? Pezet śpiewał o niej jakoś w 2011 lub 2012. Dziś powinna mieć już włosy bubblegum, ale pewnie się spóźniła w parę miejsc. Znaczy nie stąd. Ełk lub zachodnia Polska. Więcej takich już pewnie we Wrocławiu lub Poznaniu. Może w Sczecinie. Nie wiem. Nigdy nie byłem w Szczecinie.

        Wojna płci – wie Pan, jak się żyje z feministką, to się Panu trochę perspektywa zmienia. Mężczyźni są z Marsa, a kobiety są też z Marsa, właśnie się w okopach zbieramy – my dzieci Marsa, a potem to już tylko Verdun lub Somma. Mam zarówno córkę, jak i syna, więc nie opowiem się po żadnej ze stron. Jak osiągnąć neutralność, bez wyzbycia się pewnych podstawowych zachowań charakteryzujących jedną z frakcji? Trzeba próbować. Na razie z sukcesem, jak się zdaje.

Na razie nic innego mi do głowy nie przychodzi. No bo co? Że się wiosna popsuła?

Pozdrawiam,