poniedziałek, 7 czerwca 2021

Majrzec

Szanowny Panie,

widzi Pan, człowiek o tylu rzeczach po prostu nie myśli, na tyle rzeczy uwagi nie zwraca, i tylko jak go szturchnąć, to coś mu się nagle przypomina. I tak zwrócił Pan ostatnio moją uwagę na kobiety, czy też precyzyjniej na moje znikome zainteresowanie nimi. Sam w zasadzie to powiedziałem, jak szliśmy z Agrykoli ostatnio, że nie czuję tej wiosny, że za dziewczętami się nie oglądam i jakoś głowa mi się nie obraca, a wzrok nie błądzi, tak jak to kiedyś bywało. Powiedziałem to trochę bezwiednie, bez zastanowienia – ot, takie chwilowe spostrzeżenie. Później w Konstancinie przypomniał mi Pan o tym i zapytał, czy już wiosna przyszła w końcu i czy w temacie coś się zmieniło. Z lekkim zdziwieniem musiałem stwierdzić, że nie. Nadal to samo. Nawet Katarzyna Figura, jako Rózia, nie zrobiła na mnie większego wrażenia, a przecież doświadczenia mam podobne do Pańskich (sądzę, że dla naszych roczników to była po prostu ikona). Dziwne? Może. Może nie? Nie wiem.

Nic nie wskazuje na zmiany w orientacji seksualnej. Chyba zresztą nie następują one już w tym wieku. Zresztą faceci są dobrzy tylko do picia wódki i kopania piłki. Co zatem? Chciałbym wiedzieć, lecz na ten moment diagnoza niepewna – w ciemno strzelam:

       Pandemia – wróg publiczny numer jeden. Odpowiedzialny za wszystko. Czemu więc i nie za to? Lockdown? Puste ulice? Zwiększona podatność na depresję? Tak, tak, to pewnie też. Jednak przede wszystkim głowa podsuwa mi hasło: maski. Jak zwrócić uwagę na człowieka, który nie ma twarzy? Stare porzekadła mogą głosić, że oczy zwierciadłem duszy, a reklamy mogą dorzucać, że uśmiech widać po uszach, ale mój przyjaciel Borys powiedział mi kiedyś, że to nos i usta w głównej mierze decydują o charakterze twarzy, a ja mu wierzę i trzymam się tego. Już zeszłej wiosny oczy mgła mi przysłoniła, ale wtedy wydawało się to normalne, niemal naturalne. Dziwny rok. Siedzimy w domu. Izolujemy się. I rzeczywiście mało było tego chodzenia, a jak ludzie zaczęli już wychodzić, to było lato i się jeździło, to tu, to tam. Żadnych dziewcząt jednak nawet latem nie widziałem.

Blondynka. Krótkie spodenki. Ubiór sportowy, nie wyzywający, ale jednak w sposób przemyślany nie neutralny. Zwraca uwagę. Twarz dobra, chociaż może jakby nazbyt kanciasta. Biust obfity. Uśmiechnięta. Jednak z całej postawy bije jakaś powaga, twardość. Masywna, jak góralka. Potrafi się wkurwić. Solidna, praktyczna. Wie, czego chce. A chce poukładanego życia. Spłacalnego kredytu, mieszkania lub lepiej domu na granicy Anina i Wesołej. Ma prawo jazdy. Pierwszy samochód kupiła jeszcze przed swoimi dwudziestymi urodzinami. Imprezy? Tak, i to porządne, ale tylko od czasu do czasu. Ma pomysły.

        Wierność pogłębiona – może i  mój wymysł. Czy po niemal dziesięciu latach małżeństwa i szesnastu latach stałego związku możliwym jest, że człowiek tak się ukierunkowuje, że nawet na poziomie podświadomości jakieś klapki się zamykają na dobre? Że tylko ta jedna i na inną nawet nie spojrzysz? Autokastracja? Tylko, czemu nie zauważyłem tego trzy, cztery lata temu?

Ta też wie, czego chce. Chociaż może tylko udaje? Ma na sobie ubrania za równowartość moich czterech pensji. Włosy gładko zaczesane. Spięte w jakiegoś koka. Ściskają czaszkę. W samej tej fryzurze jest jakieś okrucieństwo. Do tego te usta jak krwawa rana, ale jedna z tych precyzyjnie zadanych. Katana. Na rękojeści już nie starcza miejsca na kolejne nacięcia. Szpilki dziurawią asfalt.

        Wiek – nie, nie, spokojnie - ja wiem, że to jeszcze za wcześnie, żeby się mężczyzna w człowieku wyłączył. Są jednak inne aspekty z wiekiem związane. No bo za kim Pan się oglądasz? Za młódkami, czy za rówieśniczkami? Czy za starszymi może? Powiem Panu, że jakoś zacząłem się obawiać, że już niedługo mogę stać się kolejnym starym oblechem. A może i już mogę? Może jestem? Jakiś czas temu koleżanka mojej koleżanki z pracy nazwała mnie „starawym”. Cóż, życie. O starawego się czepiać nie będę. Niemniej, mężczyźni to świnie, ale o ile młoda świnia może wydawać się całkiem przyjemna w obejściu, to świnia wiekowa… Ok. Wiekowa świnia też jest spoko. Bo świnie to zwierzęta, a zwierzęta są spoko. Nie to, co ludzie. Ludzie nie są przeważnie spoko, a już na pewno nie spoko są stare zboczylasy, co się ślinią na widok o połowę od siebie młodszych dziewcząt. Mam szczerą nadzieję, że jeśli stałbym się kiedyś takim rubasznym wujaszkiem, to Bóg ulitowałby się nad moją marną duszą, siepnął jakimś zbłąkanym piorunem i bez wahania pozbawił mnie życia. Może ta obawa podskórna, że mogłoby dojść do tak żałosnej dla mnie sytuacji, jakiś obwód mi w głowie przepaliła? No, ale przecież po ulicach łażą też kobiety trzydziesto-, czterdziesto- czy też pięćdziesięcioletnie? A wielu z nich z pewnością nie można by odmówić fizycznej atrakcyjności?

Ta ma za to grymas dziwny. Kiedy twarz się nie rusza, to wydaje się dosyć ładna, ale wystarczy, że drgnie nieznacznie i zdradza coś niepokojącego. Jakieś nieokrzesanie. Założę się, że gdyby wydała z siebie głos, to byłby donośny, a niósłby słowa surowe, często wulgarne. Kiedyś i to wydawać się mogło urocze, ale teraz już nie.  

        Zmęczenie materiału – kto by tam za spódniczkami paczał, jak tu z tyłu głowy dwieście głosów ciągle przypomina o innych powinnościach? Syna trzeba do szkoły zawieźć, córkę z przedszkola odebrać, zakupy zrobić, o obiedzie pomyśleć, w międzyczasie na tę strawę jakiś grosz zarobić, a jeszcze się zawsze żarówka jakaś przepali, coś trzeba gdzieś odebrać, z kimś się spotkać, coś obmyśleć, coś zaplanować. Po głowie się już inne myśli kolebocą. Jak tu zaczarować, żeby A. nie miał takiej niechęci do pisania? Jak się przetresować, żeby brei z mózgu nie zrobić dzieciom własnym? Może tam już po prostu nie ma miejsca na tanie podniety?

Chuda. Guje żumę. Na przedramionach kropki i kreski. Czapka choć wiosna. Czy to jeszcze modne? Pezet śpiewał o niej jakoś w 2011 lub 2012. Dziś powinna mieć już włosy bubblegum, ale pewnie się spóźniła w parę miejsc. Znaczy nie stąd. Ełk lub zachodnia Polska. Więcej takich już pewnie we Wrocławiu lub Poznaniu. Może w Sczecinie. Nie wiem. Nigdy nie byłem w Szczecinie.

        Wojna płci – wie Pan, jak się żyje z feministką, to się Panu trochę perspektywa zmienia. Mężczyźni są z Marsa, a kobiety są też z Marsa, właśnie się w okopach zbieramy – my dzieci Marsa, a potem to już tylko Verdun lub Somma. Mam zarówno córkę, jak i syna, więc nie opowiem się po żadnej ze stron. Jak osiągnąć neutralność, bez wyzbycia się pewnych podstawowych zachowań charakteryzujących jedną z frakcji? Trzeba próbować. Na razie z sukcesem, jak się zdaje.

Na razie nic innego mi do głowy nie przychodzi. No bo co? Że się wiosna popsuła?

Pozdrawiam,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz