niedziela, 29 grudnia 2019

Fanga w nos (nie) zwykłe życie, wydanie I-sze

Szanowny Panie,

jak Pan już wie, obawy, które Pan wyraził w połowie listopada są bezpodstawne. Wnuki będę miały szanse czytać nasze listy, gdyby administratorom przyszło do głowy wyrzucić z internetu naszą Fangę. Wyszło ich pierwsze, unikatowe, papierowe wydanie, a ja jestem jego szczęśliwym właścicielem.

Długo się kłóciłem z małżonką o to, kto z nas dostanie lepszy prezent pod choinkę. Miałem wspaniały, bo bilety do Porto i Vigo na cały miesiąc kwiecień. Trudno przebić coś takiego. Zgodzi się Pan, że nie ma nic milszego sercu, jak spędzenie razem czasu na południowym-zachodzie Europy. No ale prezent się nie udał. Wygadała się moja kochana mama. Musiałem poszukać czegoś innego. Wybór padł na głośnik. By działał nam pięknie na ogniskach i przyjęciach. Jest złoty. Jest śliczny. Nie sądziłem, że można przebić taką serię prezentów. Niestety można i jednocześnie wydanie Fangi podnosi wysoko poprzeczkę. O tej poprzeczce zaraz napiszę.

Wydanie jest w szarej, twardej okładce. Na czarno-białym zdjęciu są dwa kangury. Uchwycony jest moment, w którym jeden uderza w pysk drugiego. Pod zdjęciem napis LISTY 2010 – 2019. Nad zdjęciem tytuł FANGA W NOS (NIE) ZWYKŁE ŻYCIE. A nad nim autorzy. Niech Pan się nie obraża, że moje imię i nazwisko jest pierwsze. W sumie to mój prezent. Możemy wydać drugie wydanie dla Pana, w którym będzie odwrotnie. Mam nawet pomysł, abyśmy wtedy się nimi zamienili, ale wcale nie musimy. A to z uwagi na bardzo piękną, osobistą dedykację.
 
Papier, na którym wydrukowano nasze listy jest, a jak, kredowy, gruby, lekko śliski. Dużo tych listów żeśmy do siebie przez te lata napisali. Wydrukowane zostały na dokładnie 532 stronach. Dodać należy też spis treści. Potężna księga.

Z takich miłych drobnostek jest cieniutka, perłowa wstążka wszyta w książkę, która pełni rolę zakładki. No i strona specjalnie przeznaczona na wydawnictwo. W stopce czytamy: WYDANIE PIERWSZE W TEJ EDYCJI. WYDAWNICTWO: ŚWIĘTY MIKOŁAJ. WARSZAWA 2019.

Poprzeczka jest zawieszona wysoko. Już myślę o przyszłych świętach. Spisuje sobie w notesie wszelkie zachcianki, życzenia, westchnienia. Słowem obserwuję każdy ruch, aby wyciągnąć wnioski i w przyszłym roku przebić ten prezent czymś bardziej wysublimowanym. Bo najpiękniejsza w tym prezencie jest praca jaką włożyła moja żona w całe przedsięwzięcie. Pomysłowość i dokładność. Przyznała się jednak, że nie poprawiała naszych błędów ortograficznych, nie mówiąc o tych stylistycznych. Nie miała już do tego cierpliwości. Trudno się jej dziwić.

Ten prezent ma nas przymusić do tego, abyśmy porządnie zabrali się za selekcję, edycję tych listów i je w przyszłości wydrukowali.

Pana stan ducha, pewnie już od listopada dwa razy się zmienił. Widać to po Panu, bo moja małżonka sama przyznała, że odkąd Pana zna, nigdy tak dobrze Pan nie wyglądał. Klatka jakaś szersza, włos lepiej przystrzyżony, krok sprężystszy, no i w oczach dobry błysk. Coś Pan tam zmienił w sobie. Może koszykarskie sukcesy

dały Panu lekkiego kopa? Albo znalazł Pan czas na siebie w tej swojej codzienności (nie) Zwykłego życia. Niech się Pan przyzna.

Z wyrazami szacunku
Stefan W.