Szanowny Panie,
jak Pan już wie, obawy, które Pan
wyraził w połowie listopada są bezpodstawne. Wnuki będę miały
szanse czytać nasze listy, gdyby administratorom przyszło do głowy
wyrzucić z internetu naszą Fangę. Wyszło ich pierwsze, unikatowe,
papierowe wydanie, a ja jestem jego szczęśliwym właścicielem.
Długo się kłóciłem z małżonką o
to, kto z nas dostanie lepszy prezent pod choinkę. Miałem
wspaniały, bo bilety do Porto i Vigo na cały miesiąc kwiecień.
Trudno przebić coś takiego. Zgodzi się Pan, że nie ma nic
milszego sercu, jak spędzenie razem czasu na południowym-zachodzie
Europy. No ale prezent się nie udał. Wygadała się moja kochana
mama. Musiałem poszukać czegoś innego. Wybór padł na głośnik.
By działał nam pięknie na ogniskach i przyjęciach. Jest złoty.
Jest śliczny. Nie sądziłem, że można przebić taką serię
prezentów. Niestety można i jednocześnie wydanie Fangi podnosi
wysoko poprzeczkę. O tej poprzeczce zaraz napiszę.
Wydanie jest w szarej, twardej okładce.
Na czarno-białym zdjęciu są dwa kangury. Uchwycony jest moment, w
którym jeden uderza w pysk drugiego. Pod zdjęciem napis LISTY
2010 – 2019. Nad zdjęciem tytuł FANGA W NOS (NIE) ZWYKŁE
ŻYCIE. A nad nim autorzy. Niech
Pan się nie obraża, że moje imię i nazwisko jest pierwsze. W
sumie to mój prezent. Możemy wydać drugie wydanie dla Pana, w
którym będzie odwrotnie. Mam nawet pomysł, abyśmy wtedy się nimi
zamienili, ale wcale nie musimy. A to z uwagi na bardzo piękną,
osobistą dedykację.
Papier, na którym
wydrukowano nasze listy jest, a jak, kredowy, gruby, lekko śliski.
Dużo tych listów żeśmy do siebie przez te lata napisali. Wydrukowane zostały na dokładnie 532
stronach. Dodać należy też spis treści. Potężna księga.
Z takich miłych
drobnostek jest cieniutka, perłowa wstążka wszyta w książkę,
która pełni rolę zakładki. No i strona specjalnie przeznaczona na
wydawnictwo. W stopce czytamy: WYDANIE PIERWSZE W TEJ EDYCJI.
WYDAWNICTWO: ŚWIĘTY MIKOŁAJ. WARSZAWA 2019.
Poprzeczka jest
zawieszona wysoko. Już myślę o przyszłych świętach. Spisuje
sobie w notesie wszelkie zachcianki, życzenia, westchnienia. Słowem
obserwuję każdy ruch, aby wyciągnąć wnioski i w przyszłym roku
przebić ten prezent czymś bardziej wysublimowanym. Bo
najpiękniejsza w tym prezencie jest praca jaką włożyła moja żona
w całe przedsięwzięcie. Pomysłowość i dokładność. Przyznała
się jednak, że nie poprawiała naszych błędów ortograficznych,
nie mówiąc o tych stylistycznych. Nie miała już do tego
cierpliwości. Trudno się jej dziwić.
Ten prezent ma nas przymusić do tego, abyśmy porządnie zabrali się za selekcję, edycję tych listów i je w przyszłości wydrukowali.
Pana stan ducha,
pewnie już od listopada dwa razy się zmienił. Widać to po Panu,
bo moja małżonka sama przyznała, że odkąd Pana zna, nigdy tak
dobrze Pan nie wyglądał. Klatka jakaś szersza, włos lepiej
przystrzyżony, krok sprężystszy, no i w oczach dobry błysk. Coś
Pan tam zmienił w sobie. Może koszykarskie sukcesy
dały Panu lekkiego kopa? Albo znalazł Pan czas na siebie w tej swojej codzienności (nie) Zwykłego życia. Niech się Pan przyzna.
Z wyrazami szacunku
Stefan W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz