czwartek, 23 sierpnia 2012

Wachlarze Katalonek

Szanowny Panie,

wachlarze Katalonek sprawiają, że nieubłagane powietrze Barcelony porusza się choć trochę i tym samym przynosi odrobinę ulgi przechodniom. Wydawałoby się, że powietrze, którego temperatura sięga ponad 30 stopni C nie ma nic wspólnego z ulgą, ale proszę mi wierzyć, że nie ma nic lepszego niż ruch. Tego zdania są zresztą także mieszkańcy Lizbony. Twierdzą, że tutejsze powietrze jest inne. Mimo, że Barcelona jest nad morzem, to brakuje jej zbawiennej bryzy. Nadgarski tutejszych panienek, pań i matronek robią wiele dobrego dla ogółu. Służą także do wyrażania złości, aprobaty i oczywiście do kokieterii. Słowem wachlarz możliwości, z którego, świadome swej urody dziewczęta, swobodnie korzystają pobudzając nie tylko powietrze, ale i męską krew. 

Ledwo przyjechałem a dostałem się na fiestę. Wąskie, kamienne, gorące uliczki jednej z tutejszych dzielnic mierzą się organizując scenę, wystrój i muzykę. W ciasnych alejkach rozsiane są maleńkie podwyższenia, na których królują DJ-je. Każda ulica stawia na innego rodzaju muzykę. Jest jazz, blues, barcelońskie disco. Ludzie bawią się chętnie przy każdym rytmie, zapełniając uliczki, ściskając się i pocąc niemiłosiernie przy podskokach, pląsach i piruetach. Katalonki poruszają swymi wachlarzami jeszcze szybciej niż zwykle przynosząc ulgę, roznosząc zapach perfum i potu oraz marihuany, którą chętnie tutejsi wymieniają z inna używką - alkoholową sangrią. Zimne, zasłodzone owocami wino idealnie nadaje się na te upały. Dodatkowo porusza krew (sangria to po hiszpańsku - krwawienie), jak pamiętamy krążącą już i tak dość szybko za sprawą wachlarzy. Smakuje bardzo i w efekcie pije się ją obficie, co jest zdradliwe, bo to jednak wino, a ono, jak wiemy, uderza mocno do głowy. Moją pierwszą katalońską fiestę zakończyłem o 3 w nocy, wracając w międzynarodowym towarzystwie Portugalki, Brazylijczyka, Malezyjczyka i dwóch rosłych Szwedów. Po drodze mijałem domy, których widok sprawiał, że nie tyle dostawałem gęsiej skórki, ale niemal dreszczy. Jak można wybudować kamienice, która przypomina plaster miodu, albo żabi skrzek? Te budynki są niemal żywe! Geniusz Gaudiego i jego podobnych sprawił, że śmiałem się do siebie niemal całą drogę.

O kolejnych katalońskich przygodach nie będę Panu pisał, a opowiem, gdy Państwo wrócą. Będę musiał ubarwiać Wasze orientalne historie!

Dzisiaj gra Barca z Madrytem. Ludzie mówią, że ulice w zależności od wyniku, zamienią się w wielką fiestę. Oby!

Maniana!


Stefan W.

P.S.
Dobrej podrozy!!!

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Kiedy opadnie kurz

Szanowny Panie,

obudziłem się dziś rano nieco zziębnięty. Nie pierwszy to raz w ciągu ostatniego tygodnia. Chyba muszę się przyzwyczaić - Pani D. lubi zabierać kołdrę tylko dla siebie. Nie robi tego chyba świadomie, po prostu jakoś sprawniej się owija przez sen. Nie narzekam jednak, bo tak poza tym Pani D. jest dla mnie dobra. Dziś na przykład wstała razem ze mną o 7.30 tylko po to, żeby przygotować mi do pracy obiad. Pomagała też w malowaniu łazienki, a w weekend dzielnie taszczyła ciężkie pakunki z trzeciego piętra, żeby żyło nam się lepiej.

Pani D. mówi do siebie i śpiewa samogłoski. Siedzi teraz obok i zagląda mi w ekran, więc nie mogę do Pana w spokoju pisać. A nie pisałem przecież już bardzo długo. Sam Pan jednak wie, że się działo.

Dzień przed weselem chciałem już wszystko odwoływać, tak się bałem pierwszego tańca. Tymczasem to tylko czterdzieści sekund wstydu i po strachu. A poza tym to jakoś wszystko samo już pędzi. Ludzie jedzą, ludzie piją. Podchodzą i całują, życzą i dziękują. Uśmiechają się.
Od ucha do ucha. Rytuał. Dobrze, że było i dobrze, że już minęło. I jakoś jeszcze się nikt nie obraził, a nawet chyba goście zadowoleni byli. Miło.

Przed ołtarzem jakoś się bardzo nie bałem... no nie, znowu mi zagląda w ten ekran. Jak ja będę teraz żył? Żadnej prywatności. Mój Boże!

No dobrze, do przysięgi może nie będę wracać, bo wszak obiecałem Pani D. lojalność... hm... zaraz, tam chyba nie ma nic o lojalności... czy to się już mieści w wierności? Tak, małżeństwo to dla mnie temat wciąż jednak dosyć abstrakcyjny. Doszliśmy wczoraj z Panną J... ups... Panią D. do wniosku, że na razie więcej zmian widzą w nas ludzie z zewnątrz niż my sami. Może jednak po prostu na razie sami nie wiemy z czym to się je. Koleżanki z pracy mówią mi, że złoto na palcu razi po oczach i że ta obrączka taka wielka. Trochę dziwne, bo wybraliśmy najdrobniejsze z dostępnych u jubilera w GK. A może kobity po prostu tak mają, że obrączki u chłopów zawsze je biją po oczach?

No nic, do tematu Pani D. na pewno wrócę jeszcze nie raz, więc na dziś starczy. Teraz czas na podróż poślubną.

Paweł D.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Miłość jak miłość

Szanowny Panie,

no nie wiem, czy jestem najlepszym doradcą w sprawach małżeństwa i uczuć przedślubnych? Byłem jednocześnie przerażony, szczęśliwy, pełen entuzjazmu, radości. Górowało jednak zmęczenie. Bo było mnóstwo rzeczy do załatwienia na ostatnią chwilę. Pamiętam, że jak jechaliśmy do Olsztyna to prawie zasnąłem za kierownicą i wjechałem w rów. A potem to już zabawa i szczęście. No ale co bym nie napisał w kontekście mojego związku wyda się dwuznaczne. Nie wiem też, czy gdy idzie o uczucia to są jakieś zasady. Znam kobiety, które gorliwie przyklasnęłyby mi, gdybym napisał Panu, że czegoś takiego nie ma. Że uczuć nie można sklasyfikować i opisać. Że to jest i że musi Pan się im po prostu poddać. Niech Pana niosą! Na szczęście nie jesteśmy kobietami i możemy spokojnie napisać jak jest... A jest tak, że w najbliższą sobotę przysięgnie Pan kobiecie dozgonną uczciwość, cierpliwość, miłość i wsparcie. To nie lada wyzwanie przed Panem, no bo to nie puste słowa. Będzie kolorowo i przyjemnie, ale też i nie będzie. Przecież ma Pan tyle słabych stron co każdy z nas. I ona ma tyle samo. I trzeba naprawdę kochać, a nawet więcej! Pracować nad związkiem. Pamięta Pan kazanie księdza na ślubie naszego kochanego A.? To kazanie o maśle! Małżeństwo jest jak chleb, który trzeba codziennie smarować masłem. Bo jak przestanie się smarować masłem to nic z Tego nie będzie. Chleb potrzebuje masła. I nie można o nim zapominać. Nasz przyjaciel wybrał wtedy ten wiersz:




Co ja będę Panu pisał? Mi przychodzi do głowy piosenka Happysad:



A tak w moim stylu to jeszcze napiszę Panu, że czeka Was fantastyczna przygoda. Pełna dziwnych zakrętów, wyzwań i decyzji. Fajnie, że w takiej przygodzie nie musi Pan brać samemu udziału, ale że znalazł sobie Pan kogoś z kim będzie dzielił jej fantastyczne rozwinięcie i zakończenie. Tylko czerpać garściami!

Teraz to sobie pośpiewam.

Miłość jak miłość od wieków tak samo, czasem zaboli i zwodzi, ale prawdziwa, gdy dowiesz się o niej...


trala lala la la...

Stefan W.