Szanowny Panie,
myślę czasem, że to przejebane
urodzić się krową taką, co służy tylko do dojenia. Co ta krowa winna, że jej
matka akurat była z takiej hodowli masowej. I co też później taka krowa ma też
zrobić, żeby się wyrwać z tej rzeczywistości, w której przyszło jej wzrastać –
beznadziejnej bez dwóch zdań. Jak żyję,
nie słyszałem o ucieczce krowy z hodowli. Ciekawe, czy taki cielak dorastający
przechodzi przez okres buntu? Jak też wyglądać może bunt takiego
trawo-przeżuwacza, co mu przyszło żyć w boksie tak ciasnym, że się nawet
obrócić nie może. Takie bydło to tylko płacze. Łzy takiej krowie ciekną, jak ją
na ubój prowadzą i muczenie jej staje się jakieś rozpaczliwe i żałosne. A jak ją doją bez umiaru, to w ogóle chyba
nic nie robi. Tak żyje i nie żyje, i tyle. Nawet nie wiem, czy
im imiona nadają w tych metaoborach. Gdyby
popchnąć świat, zamieszać nim, potrząsnąć. Gdyby cielak Adam się zbuntował.
Gdyby siły miał dużo, jak pięć cieląt lub jeszcze lepiej, jak tysiąc wielkich
cieląt. Megalotaurus Adamus – z kosmicznego mleka zrodzony. Taurus Wspaniały.
Taurus Niszczyciel Światów. Z wielkiej litery pisany.
Cielak Adam przeciągnął się
leniwie, wybrańcem się poczuł i postanowił świat zbawić lub przynajmniej zobaczyć,
co za murem znaleźć można. Z prawa na lewo stąpać począł. To się w jedną
stronę zakołysze, to w drugą. Prychnie pogardliwie, na przytup kopytkiem sobie
pozwoli nawet. I jak w końcu nie łupnie... Te barierki metalowe, to jak papier
się gięły, tyle Panu powiem. Pan Mieczysław i pan Mirosław jak to zobaczyli, to
w popłochu uciekli. Raz, dwa i już – tyle ich było widać. Pan Edward zaklął pod nosem i zakrzyknął „Ech,
do licha! Żadne bydło mi tu z obory chlewu robić nie będzie!” Za widły schwycił
i dorzucił buńczucznie: „Po moim trupie!”. Zimny trup Edwarda K. (58 l.) padł
na obory alejkę cementowaną, za unijny piniądz rzecz jasna zrobioną, po
kosztach, żeby jeszcze właściciel przyciąć mógł na tym co nieco. Cielak Adam w
dupie miał Unię, Mirków, Mietków i Edwardów. Ścianę - bieloną dopiero co,
ostatnio - przebił łbem, jak taran
jakiś. I już był na zewnątrz, a odchodząc zakrzyknął tylko do swoich:
„Zamiatajcie stąd, siostry, braciszkowie! Ku pastwiskom wyśnionym!”. Krowy w
boksach tylko łbami pokiwały, przyszłości niepewne.
Cielak Adam kończynami niemal nie
poruszał. Był okrętem. Przez morza traw płynął tempem równym, leniwym. Pola.
Nieba. Słońca. A nawet wyspy pośród gwiazd (tak, to Ścianka). Światło było
takie, jak wczoraj pod wieczór. Letnie, ale już sierpniowe. Pomarańczowo-brązowe.
Powietrze - przyjemne, lekkie. Cielak Adam oddychał głęboko, przeżuwał świat z
wolna. Zniknął z radarów i w pędzlu miał ludzi-oprawców.
Tylko przecież krowy miał zbawić.
Taurus Wybawca mieli na niego mówić. Jako zbawcę zapamiętać. Ale mały człowiek –
ja – inaczej pokierowałem jego losami. Chuja-egoistę z niego zrobił, co tylko
zakrzyknąć umiał do sióstr swoich, braciszków, żeby łańcuchy zerwali. A to
bydło przecież było zwykłe, słabe. Dokonać tego nie mogli bez Cielaka Adama, który
miał siłę tysiąca bydląt. Źle ta moc trafiła.
Nie szuka Pan sensu, prawdy.
Pozdrawiam,
Paweł D.