Szanowny Panie,
pokazałem ostatnio koleżance w
pracy zdjęcie Antoniego, na którym jest razem z Panem - to co mi Pan je wysłał
komórką (na żaglówce). Koleżanki pytają, kiedy Pan wraca? Zwłaszcza jedna. Prosiła przekazać, że jest zainteresowana. Przekazuję
zatem.
A żeby Pan się tam na morzu
zupełnie od ziemi nie oderwał, to w telegraficznym skrócie…
Z Polski. Pan Prezydent
przedstawia własny projekt ustawy o Sądzie Najwyższym. Alternatywa dla pomysłów
PiS? Chyba nikt w to nie wierzy, ale w zasadzie, to mało kto wierzy, że ma to
jakiekolwiek znaczenie. Wszak po drugiej stronie barykady stoi leży
PO. Stracimy zatem sądy! Cokolwiek to
znaczy. Polska pogrąża się w chaosie dezinformacji, nadinformacji,
postinformacji. Kowalski budzi się szarym świtem i nie wie, czy ma iść do
pracy, czy ruszyć pod Wiedeń. Kowalska idzie na czarny marsz, a ląduje na
miesięcznicy smoleńskiej, gdzie spotyka zabłąkanego Ryszarda Petru. CBA wpada
do mieszkania 52-latka z Płocka, wywleka go z mieszkania, przewozi do
Częstochowy, po czym orientuje się, że to nie ten człowiek. Polacy zarabiają za
mało – twierdzi Rafał W. (ur. 1982 w Myszkowie).
Ze świata. Angela
znowu górą (no ale to Pana na pewno nie minęło). W tych samych wyborach sukces
(trzecie miejsce) odnotowało także skrajnie prawicowe AfD. Dzień później
wywalili babę ze stołka przewodniczącego (mimo, że miała piękną czarną grzywkę
zaczesaną na boczek). Tymczasem papież
Franciszek został oskarżony o szerzenie herezji przez grupę katolickich
myślicieli i duchownych. Na oskarżenie jeszcze nie odpowiedział. Pewnie lepiej,
żeby sam zrezygnował. Cóż, nawet Antek wie, że był tylko jeden Ojciec Święty –
papież Jan (tak mówi Antek). W Kurdystanie referendum niepodległościowe. Może w
końcu doczekają się własnego Państwa?
Z domu i podwórka.
Irmina wypadła wczoraj z wózka i nabiła sobie guza. Byliśmy w szpitalu - na szczęście wszystko raczej ok. Antek nie
chce chodzić do przedszkola. Trochę się nie dziwię, jak tak się stykam z tą
placówką. Może jestem przewrażliwionym rodzicem, ale może w niektórych
miejscach czas płynie wolniej, niż w innych, bo pachnie tam PRL-em. Zresztą w
ogóle zamykanie dzieciaków, w jakimś budynku na większość dnia wydaje mi się
raczej okrutnym wymysłem. Refleksja jest taka, że dzieci słoików (czyli
przecież mówimy o większości warszawskiego gówniarstwa), to mają jednak
przerypane trochę. Taki trzylatek, czy nawet dwulatek musi wstawać w tygodniu
na sygnał budzika, zupełnie jak dorosły. Ubierać się, czy mu się chce, czy nie.
Nie może się pokręcić w pidżamie i szamać czegoś na spokojnie, tylko „szybko,
szybko” i „dawaj, dawaj”, bo „już późno”. Na co późno niby, dla takiego smarka?
Cały czas świata ma jeszcze przecież. Doceniam dzieciństwo u boku dziadków.
Rodzice szli do pracy, ale ja tego nawet nie rejestrowałem. Wstawałem, kiedy
chciałem. Szedłem na dwór, kiedy miałem ochotę. Robiłem, co mi się żywnie
podobało. Żadnych komend, żadnej nauki. Przecież to w sumie chore, że trzylatek
ma się czegokolwiek uczyć. Powinni ich wyganiać na plac zabaw na cały dzień i
tylko może przypilnować, żeby się nie pozabijały. Tymczasem w przedszkolu…
7:30-8:20 – dzieci się zbierają;
8:20 – dzieci myją ręce;
8:30-9:00 dzieci jedzą śniadanie;
9:00 – 10:30 zajęcia grupowe (dzieci mają nawet
podręczniki!!!);
10:30-11:00 dzieci zbierają się do wyjścia na dwór
(jeśli jest przyzwoita pogoda oczywiście);
11:00-11:30 dzieci krzątają się po placu zabaw (nie za
szybko, żeby się nie poprzewracały);
11:30-12:00 dzieci wracają z placu zabaw i się
przebierają;
12:00-12:30 dzieci jedzą obiad;
12:30 – 14:00 dzieci odbywają obowiązkowe leżakowanie (wszystkie dzieci leżakują! –
dostaliśmy maila nawet z takim pogrubieniem i podkreśleniem);
14:00-15:30 dzieci nudzą się indywidualnie (nie ma już
wychowawczyni, więc o wyjściu na dwór nie może być mowy);
15:30 -16:00 dzieci wpychają w siebie podwieczorek;
16:00-17:00 odbiór dzieci za pokwitowaniem.
Ciężko oprzeć się wrażeniu, że głównie to żrą i leżą,
czyż nie? Dobrze chociaż, że Antek ma apetyt.
Wiatr, las, skok, bieg, deszcz. Sami robimy z siebie
niewolników Panie Stefanie – nie potrzeba nam do tego żadnej zewnętrznej
siły. Żeby wyjść z domu i po drodze
wyrzucić śmieci, muszę pięć razy użyć klucza. Pięć razy! Żeby zejść do własnej
piwnicy po cokolwiek i wrócić do mieszkania, musze użyć zamka siedem razy! Nie
wychodząc nawet z budynku. Na skróty już przez podwórko mało które przejdę, bo
wszystko pogrodzone. Na około trzeba łazić, miasto tylko z gęby się zna, bo
tylko na fasady się człowiek patrzy. Dziesiątki kodów należy zapamiętać. Chów
klatkowy.
Czy w tym autobusie jest jakiś młotek?
Pozdrawiam,
Paweł D.