wtorek, 16 czerwca 2020

Touch my soul

Szanowny Panie,

co dotyka serca? Zastanawiam się nad samym sobą. Przed chwilą obejrzałem video pewnego youtubera, który nigdy nie słyszał Luciano Pavarottiego i pierwsze co powiedział, że ten śpiew: touch my soul. I tak pomyślałem co we mnie wzbudza takie uczucia?

Przeczytałem Pana list powtórnie, po kilku tygodniach od wydarzeń, które Pan opisuje. I mam wrażenie, że opowiada o jakieś mało znaczącej przeszłości. Co jest wrażeniem zupełnie nie prawdziwym, bo przecież żyłem tym wszystkim bardzo mocno. Czytałem artykuły z lewa i z prawa, obrońców i atakujących. Wyrobiłem sobie opinię. Przestałem słuchać Trójki, (ale w przestrzeni radiowej nie ma prawie w ogóle ciekawych stacji) wróciłem do Trójki. 

Zanurzyłem się w temat po uszy. A teraz? Zupełnie o tym zapomniałem. 

Do maseczek się przyzwyczaiłem. Tyle co mam do powiedzenia w kwestii epidemii koronawirusa.

A przez wyżej wymienione doświadczenia uważam się za ignoranta totalnego w kwestiach amerykańskich afroamerykanów i wyborów prezydenckich. Nawet Pan tych tematów nie zaczynaj Pan w liście, bo nic nie powiem. 
 
Co mnie rusza? Jeżeli niszczą mi ukochaną audycję radiową a ja po kilku tygodniach zupełnie o tym zapominam. 

Jeżeli ludziom grozi zdziesiątkowanie, a ja przyzwyczajam się do maseczek? 

Jeżeli Ameryka płonie, a mnie to nie obchodzi. 

Jeżeli mam wybrać prezydenta, a dwóch pierwszych kandydatów z sondaży są warci tyle co ślina na język im przyniesie. 

Co mnie rusza?

Czy dotknięcie serca powinno zostać w człowieku na dłużej niż chwilę tylko? Wydaje się mi, że podobnie jak zakochanie wycina jedynie momencik z życia, który z czasem się po prostu wypala. Jest podobny do unoszącej się nad ogniskiem iskry, która pięknie się mieni na tle nocnego nieba, ale po chwili ucieka tam gdzie od początku jej miejsce, czyli do gwiazd. Do nicości, która nad nami świeci. Przypomina o unikalności życia a jednocześnie o jego kruchości.

Życie mimo że śmiertelne, zawsze zwycięża nad unicestwieniem. Rodzi się na nowo. Zawsze. Śmierci w zasadzie nie ma, gdyby nie było życia. 

Czyli moje pytanie o to co dotyka mojego serca? - nie ma sensu.  W zasadzie dużo. Ale problemem jest, że codzienność mi pędzi. I to moja tylko wina. W dniach zlanych w tygodnie nie mam czasu pochylić się nad cudami. 

Życzę sobie zatem życia bardziej uważnego. Nieśpiesznego. Aby mi nigdy nie umykały momenty, które chwytają za serce.
 
No a co "touch your soul" Panie P.?

Ukłony
Stefan W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz