czwartek, 1 kwietnia 2021

Remis przez pata

 Szanowny Panie,

Fanga prawdę Ci powie. Wpisów moich nie było, bo i marca jakby nie było. Pisze Pan akcja, a tu właśnie kwintesencja akcji typowo polskiej. Epicka flauta.

Chociaż dupa. Chciałbym.  Flauta nie jest zła. To znaczy jest, jak Pan chcesz się poruszać. Z drugiej strony to jak nic oddaje to poczucie przestrzeni, spokoju… nirwany może? Bardziej jak wylegiwanie się na łóżku, na którym Pańskie dzieci dwa dni wcześniej zajadały kajzerki, ale nikt się nie pofatygował, żeby strzepać okruchy.

Drobnostki, nie przełomy. Nie mam zupełnie energii na przełomy zresztą. Panna J. też mnie jakoś nie szturcha, żebym coś zrobił, bo chyba ma podobnie. Wiem, że nie ma się czym chwalić, ale co też będę Panu kłamać.

Temat powiększania mieszkania zatem leży. Zresztą, może jednak lepiej wziąć ten kredyt i kupić inne? Widzi Pan – ja tego zwyczajnie nie wiem. Temat pracy też leży (i kwiczy do tego).  Nawet zmiana samochodu wydaje się mnie przerastać na ten moment. Miesiąc ubezpieczenia mi został (chyba nawet mniej), więc niby idealny czas, żeby właśnie teraz coś kupić i mieć już spokój. Jednak i tu wpadam w jakiś kocioł sprzeczności. Z jednej strony nie chcę wydać za dużo, z drugiej strony nie chciałbym już czegoś całkiem starego. Może jednak stare, a wyższej klasy i tak będzie lepsze niż nowsze, a klasy niższej? Dzieci chciałyby busa, J. chyba jakiegoś vana rodzinnego ze skrytką na kryształ, a ja najchętniej to kupiłbym żółtego Camaro, a potem wydawał na niego majątek.  Zresztą ja wiem, żeby sobie nie ufać za bardzo, bo przecież już wchodzę w wiek średni i wiadomo, że worek z głupimi decyzjami, tylko czeka, żeby się rozpruć.

Antek z dziadkiem Januszem w szachy zaczęli grać jakiś czas temu, co i mnie skłoniło do zainstalowania apki (żebym w przypadku konfrontacji nie wyszedł na zupełną pierdołę). Unaoczniło mi to tylko, że mam problemy straszliwe z koncentracją, bo o ile początki miewam jeszcze niezłe, to czym dalej w las, tym bardziej karygodne błędy. A jak już sam król przeciwnika zostanie, to ganiam go po planszy bez ładu i składu, bo jak wiem, że zwycięstwo już w kieszeni, to styl zupełnie schodzi na drugi plan. Ach… (kręcę głową z dezaprobatą). Szachy są jednak spoko. Działają, jak każda inna gra na telefonie. Poczytam. E, nie. Włączę szachy. Pouczę się hiszpańskiego. E, nie. Szachy. Dramat.

Wspomniał Pan o moim koleżeńskim wyjeździe do Zakopanego. Cóż, był on rzeczywiście. Cieszę się z tego, że się udało spędzić trochę czasu z Panem W. i z Panem H. (czy raczej Piotrem Panem). Niech Pan nie pyta tylko, na co weszliśmy, bo w zasadzie na nic. W piątek trzy godzinki spacerku Kościeliską. Dookoła ośnieżone szczyty. Pięknie. Proszę:



W sobotę Pan H (czy też P.) zaniemógł. Plecy mu wysiadły. Poszliśmy zatem z Panem W. w kierunku Hali Gąsienicowej. Zmęczyliśmy się jednak dosyć szybko i wróciliśmy. Pogadaliśmy jednak trochę. To jest wartość.  W Zakopanem ludzi mało (to akurat dobrze), koledzy bali się zresztą wirusa. Zamówiliśmy jedzenie do pokoju. Była jakaś wódeczka. Miło. Pan H. przebierał nogami tylko, bo jakoś po 17 w TV mieli był „Chłopaki do wzięcia” (jego ulubiony program). Byli. Potem jeszcze coś zapaliliśmy, no i na zmianę oglądaliśmy „Psy”, Vabank 2, czyli riposta” i jakiś stary film z Clintem Eastwoodem. Nawet żeśmy się już nie odzywali za dużo. Ja byłem głodny, więc jeszcze o 23 zamówiłem sobie pizzę. Rano umierałem, jak po weselu. Z przejedzenia, bo kaca nie miałem. Gdyby tylko był Pan Borys i Pan Old School, jak za dawnych czasów, z pewnością dynamika byłaby lepsza. A może i nie? Od studiów minęło lat kilkanaście i cóż… trudno było tego nie poczuć.

Ale jechałem pociągiem! Kocham pociągi.

Pozdrawiam,

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz