sobota, 19 lipca 2014

The times we had

- Что так тихо?
- Поляки пошли спать.

Szanowny Panie,

ciemnemu Tadżykowi spodobała się Kinga. Nie była zainteresowana absztyfikantem, ale ten by tylko uzasadnić swoją obecność w naszym gronie, zagadywał tych co umieli parę słów po rosyjsku, a wzroku z Kingi nie spuszczał. Nawet, gdy pijani Rosjanie przyszli szukać bitki, stanął w naszej obronie. Wyzywał ich po swojemu, rzucając przekleństwa, albo czary jakieś w powietrze. Rosjanie atakują najpierw torsem za nimi idą pięści. Co będzie im Tadżyk zwracał uwagę? Trzeba było z parku się ewakuować na betonowe schody, pod okna mieszkańców. W Petersburgu noc nie zachodzi. O północy jest jak o 20.00, o drugiej w nocy nadchodzi zmrok, ale jasny.

Wódka, rozmawiamy, piwo, tańczymy, drinki, śpiewamy, martini, śmiejemy się, czasem krzyczymy. Rosjanie rzucają z okien przekleństwami w naszą stronę, pora spać jest czwarta.

No przyznam się, że są dobre strony wycieczek zorganizowanych. żeby jednak o tym opowiedzieć, trzeba zacząć od autobusu. Trzydziestka nieznających się osób, które jadą w północną Rosję nigdy nie będzie grupą. No chyba, że znajdzie się wspólny wróg. Jak wróg to Rosja.

Nie Rosjanin, bo to człowiek trochę nieufny, ale nie jest zły. Nie może być inny, bo system na nim to wymusza. Dlatego też nie mam nic przeciwko Rosjanom. System, nawet i przyroda, a z pewnością już przestrzeń stawia granicę. Trochę paradoks, bo przecież przestrzeń ta bezgraniczna z definicji nie może ograniczać, a tu jak najbardziej. Jest tak dużo Rosji w Rosji, że jej ogarnięciem nie ma co się nawet zajmować, to granica poznania.

Odjeżdżając już z budynku granicznego wylecieć chciał ptaszek, nie mógł zrozumieć, że przez szybę się nie da. Zza szybą latał swobodnie pliszki partner, zachęcając do próby. Ptaszek widział przed sobą ogromny obszar, ale nie mógł przez tą czystą szybę się przedostać. To właśnie taki ruski sposób ograniczania.

Na granicach należy uzbroić się w cierpliwość, bo nic nie wskórasz, niczego nie zmienisz, czasu nie przyśpieszysz, rzeki nie zawrócisz. I wbrew pozorom właśnie to ograniczenie, nieprzekraczalność, niemożność zwycięstwa autobusowiczów zjednoczyła.
Wystarczyło, że przetrzymali nas około trzech godzin na granicy, abyśmy poczuli do siebie sympatię. Ale to dopiero początek smutnego końca, bo ten sam autobus stanie się przekleństwem.

Petersburg jest trochę fasadowy. To rzeczywiście Paryż północy: budy z blinami czyli naleśnikarnie na każdym kroku, kamienice żywcem z stolicy Francji, w Ermitażu obrazy impresjonistów, ale moda rosyjska. Dziewczęta trochę przebrane, w kostiumach jak na dyskotekę, a upał niewiarygodny. Nie rozpłynęły się. Koło dziewcząt starsze babcie, to reprezentatki Rosji cerkiewnej, mam wrażenie, że trochę prawdziwszej.

Fasada upada z chwilą wejścia do sklepu, w którym prócz pysznych suszonych kalmarów, rybek i ikry nie ma nic ciekawego. Honor ratuje dobre piwo i sympatyczna panna sklepowa, która śpi na stojąco o pierwszej w nocy, ale mężnie obsługuje nas, bo zachciało się nam w tych godzinach zaopatrzyć w śniadanie.

Poranne wstawanie, kolejka do kibla, autobus czeka. A mnie się nie chcę, wolę sam. I wtedy pojawia się to wewnętrzne pytanie. Skoro jestem w Petersburgu to dlaczego rezygnuję z zobaczenia najturystyczniejszych miejsc miasta? Większość zatem idzie i większa część tej większości będzie niezadowolona. Bo kosztem zdrowia, za dużo, za często, za mało czasu. Dzielą się, babki nagabują. Grupa się rozpada. I wtedy w tym autobusie w drodze powrotnej dochodzi do spięć, które na 90 kilometrów przed Warszawą wybuchają w absurdalnym pytaniu-pretensji: Dlaczego ten autobus przyjechał za wcześnie?

Petersburgowi pasuje ta maska Ermitażu, Peterhofu z dziesiątkami fontann i pozłacanymi figurami, tłumnego Newskiego Prospektu. Ale zachwyca dopiero to co prawdziwe. Białe noce podczas których się nie śpi, albo śpi mało. Zwodzone mosty, które otwierają się o pierwszej w nocy i przyciągają setki gapiów. Mieszają się tubylcy z turystami. Pierwsi na nabrzeżu, drudzy w stateczkach, zarabiających na pokazywaniu tej atrakcji.

Petersburg trochę odpowiada na pańskie pytanie, czy postępuję prawdą. Realizuje o sobie wyobrażenie, które jest trochę pozłacane, przepyszne i idealizowane, ale często pod skórą brudne, zepsute. Jest jednak coś we mnie takiego, jak w Petersburgu Cerkiew. A tam znajdzie pan prawdziwą Rosję. Synagoga nie ta bajkowa Na Krwi, ale zwyczajna, w której popowi odpowiada chór na trzy głosy. Jakby Bóg w swej trójkowej naturze odpowiadał na wołania szafarza z ziemi. A kobiety mają chusty na głowie, wszyscy stoją, całują obraz Matki Boskiej, świece, kadzidła, przeżywanie modlitwy. W Synagodze czuć wschód.

Ostatnio powtarzałem za Einsteinem, że przyszłość jest dziś. W estońskim Tallinie jest punkt widokowy na miasto. Nowoczesna architektura miesza się z tą starą i prastarą. Ktoś na murze napisał - The times we had.


Stefan W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz