Szanowny Panie,
miasto najmocniej śpi nad ranem. Maszyna myjąca podłogę
suwała się po kafelkach zostawiając mokry ślad, a ludzie spali na ławce. Kilku
panów w sztruksowych marynarkach skuleni w sobie, szeptali przekleństwa o
minionej nocy, o Ukraińcach i bandytach, o wódce i nikt nie mówił o kacu, który
pachniał dookoła. Przez elektryczne drzwi weszła dziwna staruszka z
ogromnym kokiem na głowie, przypominającym stożkową piramidę, owiniętym dwiema chustami. Stanęła z jakimś mężczyzną
pod zamkniętą o tej nieludzkiej porze kwiaciarnią.
- Stoi się i gapi – powiedziała, gdy nie mogłem spuścić z
niej oczu, a raczej z tych włosów. Dopadły mnie myśli, że tam z pewnością
mieszka fretka, przynajmniej kot. Ruszy się czy nie?
Wzrok odwróciłem
dopiero gdy ochrona wyrzucała z ławek śpiących pijaczków. W zasadzie nic nie
robili, po prostu śmierdzieli. Ale na Dworcu Centralnym o piątej rano takich
ludzi być nie powinno. Spałem kiedyś w Rzymie w
parku wraz z Turkami i Arabami. O piątej rano przyjechał samochód i kazał nam
się zwijać. Mój wstyd, że zostałem odkryty, jako ten który nie ma nawet na
marnej klasy hotel, jest ze mną do tej pory. Co dopiero musi myśleć dworcowy
pijaczek, gdy ktoś go wytyka palcem, jako tego który nie może siedzieć we
wspólnej poczekalni? Nie umiem sobie wyobrazić.
Zegar powoli, a jednak do przodu tykał sekundy. Pociąg z
pewnością się zbliżał, nie chciałem jednak wsiadać. Ludzie zawieszeni w dążeniu
do swojego celu, nie mogą przyśpieszyć ani też opóźnić nieuniknionego.
Trzeba wyczekać. Poczekalnia jest tak ulotnym zjawiskiem, tak unikatowym, że cieszenie się nią,
było dla mnie przyjemnością.
Pędzenie nie jest złe, ale przecież nie zawsze. Przysiąść na
ławce i pogapić się na gołębię. Usiąść z dziewczyną i nie starać się. Zawiesić
się na chwilę i tylko popatrzeć na otoczenie. Jeść kawałek czekolady przez pięć
minut, albo poznać głębokość swojego oddechu.
Maszyna sunie po posadzce dworcowej. Co jakiś czas podskakuje ona na nierównościach, albo natrafia
na uwypuklenie. Zostawia delikatny zapach wody wymieszany z detergentem. Pompy
zasysają wodę, odkurzacz wciąga kurz.
Ruszamy! Pociąg powoli się rozpędza. Ludziska gadają, ale
w końcu tematy wyczerpują się i sen łapie po kolei każdego z moich towarzyszy.
A ja do pana piszę i znów na chwilę ekscytuję się poczekalnią. Tym razem trochę
dziwną, bo w pociągu, w czasie podróży właśnie. Jestem sam, inni śpią. Świat się zawiesił, gdyby nie telefon. Nie dzwoni, a wpada mi pod siedzenie.
Tak nieszczęśliwie, że trzeba będzie rozkręcić je na bocznicy. O śnie moich podróżnych nie ma już mowy. Wszyscy, po kolei grzebiemy w malutkiej szparze. O poczekalni nie ma już mowy. Trzeba działaś. Nie wyjmę komórki. Nie
dajemy rady. Ściągamy z drugiej klasy jakiegoś małego chłopaczka, ma takie
wąskie dłonie. Może on? Przepchał go w jakąś szparę. Jest gorzej niż było. Telefon stary, ale karty sim mi trochę szkoda. W końcu dosięgam go koniuszkiem długiego palca. Chłopiec telefon chwyta i wyciąga. Udało się. Berlin za oknem.
Ostatnia podróż tego lata rozpoczęta.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Stefan W.