piątek, 12 grudnia 2014

Baza niebieska

Szanowny Panie,

polskie filmy to z przeproszeniem gówno – często słyszę, a nawet sam powtarzam ten jakże bezpieczny osąd. Kto by chciał z nim polemizować? Gdy do kin trafiają filmy, człowiek zastanawia się: „co jest nie tak z tymi producentami? Czy mają za dużo kasy?”

Jechałem ostatnio trzydzieści godzin autobusem, więc naoglądałem się filmów po wszystkie czasy. Po rozmowie z Józefem Wilkoniem jeszcze bardziej doceniłem drogę: zmieniający się krajobraz za oknem, jej istotę w podróży. Filmy niestety nie pozwalają cieszyć się wyjazdem, a służą zabójstwu. Zabójstwo czasu, którego mamy tak niewiele. Nie jestem purytaninem, który na tyle ceni swoje życie, że nie pozwoli sobie na stratę tego cennego kruszcu. Niekiedy jednak należałoby żądać odszkodowań za stracony czas. Powiedzmy dwieście złotych za zmuszenie mnie do obejrzenia gniota w czasie jazdy. Ktoś powie, że nikt mnie nie zmuszał! Akurat. Proszę spróbować skupić się bez słuchawek w uszach na czymś innym, gdy telewizor jest włączony. W dodatku nerwy zostają nadszarpnięte, gdy okazuje się, że odpowiedzialność spoczywa na filmach rodzimej produkcji. Amerykańskie gnioty mi nie przeszkadzają, z jednego powodu, są amerykańskie. Na polskich słabeuszy patrzeć jednak nie mogę, bo w kwestii filmów jestem narodowcem. Polskie kino uchodzić powinno za wzór do naśladowania, a nasi filmowcy próbują niestety papugować zagraniczne „cuda”, co kończy się klapą.

Temat: biedni młodzi Polacy sprzedają swoje organy bogatym, starym Szwajcarom. Obsługujący emerytów gangsterzy dostarczają nerki, czasem kradnąc je właścicielom. Film ze śp Anną Przybylską o tytule „RH+” oglądałem lata temu na pokazie prasowym. Cholera. Rozmawiałem wtedy z tymi aktorami i naprawdę głupio było mi powiedzieć, że film jest drewniany. Obejrzenie po raz drugi tego nie zmieniło.

Wszystko zależy od towarzystwa – słyszałem setki razy na wyjeździe do Austrii. Nie jestem turystą, więc nie rozumiem, dlaczego ludzie jeżdżą na tydzień do Egiptu, by siedzieć w hotelu. Dlaczego potrafią wyjechać na weekend do niemieckiej rajskiej wyspy z imitacją Kanarów i wydać tyle samo jak na wyjazd do prawdziwych wysp owianych pasatami. Towarzystwo jest jednak odpowiedzią. Czy nie byłoby nam miło, gdybyśmy we dwóch pili drinki w podgrzewanym basenie w Hurghadzie? Byłoby zabawnie z Panem i kilkoma znajomymi siedzieć na tureckiej riwierze biorąc udział w imprezach organizowanych przez animatorów. To byłoby życie.

W autobusie puścili jeszcze film Cezarego Pazura „Weekend”, który na filmwebie oceniony został poniżej pięciu gwiazdek. Temat: trzy grupy gangsterów w stylu „Przekręt”, wszyscy szukają walizki narkotyków, którą ukradła dziewczyna o umiejętnościach Neo z Matrixa. Bohaterowie mają fajne riposty. Żarty bywają dość głupie. No dobra... są coraz durniejsze, a sceny walki wydają się tak naiwne, że aż zabawne. Robią sobie jaja z filmów akcji.

Towarzystwo pozwoliło mi za to docenić film „Last minute”. Temat: skromna polska rodzina wygrywa wyjazd do Egiptu. Tam zmuszona jest do kombinowania, aby wrócić do domu.
Cały autobus wypełniony był touroperatorami, którzy pękali ze śmiechu, widząc nasze narodowe przywary i kompleksy uwidocznione za granicą. Dobrze, że potrafimy się śmiać z siebie. Pewnie jak puści Pan ten film na komputerze, by spędzić wieczór ze swoją małżonką, to uzna mnie za bezguście. Towarzystwo jest jednak najważniejsze, więc pokój wypełniłbym tymi agentami turystycznymi. Śmialiby się Państwu nad uchem i wtedy zrozumiałby Pan, o co w tym chodzi.

Ja o filmach, a w telewizji trąbią o 15 milionach dolarów, które prawdopodobnie przyjęła Agencja Wywiadu za zamknięte oczy, podczas podtapiania więźniów, w którym lubowało się CIA. Nazwali oni lotnisko w Szymanach – bazą niebieską.

Ładnie
Stefan W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz