piątek, 21 listopada 2014

Buzz

Szanowny Panie,

na początek Panu pogratuluję, bo wyrobił się Pan nawet w tego kosza. I podczas kiedy ja nie trafiam spod tablicy, to Pan zbiera, blokuje i nawet punkty zdobywa. Brawo.

Ja kupiłem jakiś czas temu laptopa. Specjalnie po to, żeby regularniej do Pana odpisywać i w ogóle, żeby więcej pisać. Trzeciego dnia zainstalowałem NBA 2K12. Wynik całej operacji można  było obserwować na Fandze przez ostatnie tygodnie. 

Ale w ogóle to trochę oczywiście robię innych rzeczy, Rankiem chadzam z Gastrem-psem do piekarni po bułki. Później jadę metrem do pracy, bo zgubiłem to cholerne prawo jazdy. Piję kawę pierwszą. Słucham. Gadam. Patrzę w ekran. Wysyłam faksy. Potem kawa druga. Przyjmuję maile. Robię sobie listy zadań, żebym niczego nie zapomniał zrobić. Zapominam zrobić różne rzeczy. Kawa trzecia. Wysyłam wnioski o ubezpieczenia wadialne. Ustawiam kierowcę, żeby odebrał polisę. Wczytuję się w SIWZ albo i nie. Piszę spis treści, a raczej kopiuję go z poprzednich postępowań do tego samego Zamawiającego. Kompletuję ofertę. Wcześniej czasem ustalam cenę. Bywa to stresujące, bo przeważnie robię to za późno i są z tego powodu jakieś jazdy. Potem jeszcze muszę koperty zaadresować dobrze i wysyłam te oferty. Przeważnie pocztą kurierską. Na inne ważne rzeczy już przeważnie mi czasu nie starcza. A. No i o 10:30 kupuję kanapkę u Pana "Ślimaka" i tak do 11:00 ją zjadam. Jak jeszcze popołudniu dalej jestem głodny, to chadzam do nowo otwartej "Żabki", gdzie zakupuję coś do podgrzania. Generalnie, to za dużo kasy wydaję na jedzenie, a za mało czasu poświęcam na ćwiczenia. Pan z brzuszkiem.

Byłem wczoraj na koncercie Morrisseja. Tak, wiem. Nie mówi to Panu nic lub niewiele (wstyd oczywiście, Panie Stefanie). Zatem tak dla zapoznania się z tematem:

No i nie był to taki zwykły koncert. Było tam dużo znajomych, I nawet Pan B. który nie rozmawia ze mną od półtora roku, po tym jak go nie zaprosiłem na wyjazd do Gruzji. Koncertu całego było pięć piosenek, bo jak Morrissey chciał coś powiedzieć, to ktoś z publiczności coś krzyknął i ten zagrał jeszcze jeden numer, a potem się zawinął na zaplecze i już nie wrócił. Podobno nie czuł się bezpiecznie, ale już jest z milion teorii na ten temat. My i inni staliśmy tam i czekaliśmy, że może wyjdzie. Ja oczywiście wiedziałem, że nie wróci. Pan B. by nie wrócił. A swoją drogą, to podczas tego zawieszenia zobaczyłem nawet Pana B. Podał mi rękę - co uznałem za aż nazbyt dobry znak. Jednak potem powiedział, że to przez nas koncert tak się zakończył. I poszedł, dając do zrozumienia, że wróci. Oczywiście nie wrócił. My wypiliśmy po piwie, a potem jeszcze były dyskusje na fejsie dotyczące przerwanego koncertu. Jeden mój wpis dostał nawet 23 lajki, co normalnie mnie się nie zdarza. Podbijam internet.

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz