sobota, 27 września 2014

Z życia starszego brata cz. I

Szanowny Panie,

wprowadzi mnie pan w kompleksy. Już i tak nosek mam całkiem całkiem, a teraz ma mi jeszcze rosnąć? Dziękuję bardzo. Na praojca małych kłamczuchów... Pinokia, niech nosy rosnąć przestaną wreszcie wszystkim raz na zawsze.

Wie pan, że bardzo dobrze się mieszka w Warszawie. Zajmuje ładne, schludne, dość obszerne i męskie pokoje tuż przy Politechnice. W przyszłym tygodniu może zorganizuje jakieś piwo u mnie, zachęcę tym samym do odwiedzin na przyszłość. Drzwi otwarte. Myśli pan, że kłamię? To proszę uważać.

Leżę sobie spokojnie i gram w grę polegającą na tym, że kurczaki o różnych możliwościach fizycznych muszą zdominować za pomocą szably, magii i granatów świniaki, które nie wiedzieć po jaką cholerę ukradły im jaja, jajka (takie jak to kurczaki znoszą). Gdy nie mogę przejść pewnego poziomu, bardzo się denerwuje. Uspokoiłem się na szczęście filiżanką małej czarnej z ekspresu, który stoi na parapecie okna, tuż przy Matyldzie. Ona to jedyna kobieta w mieszkaniu. Ona, znaczy kwiatek. W tym momencie dzwoni telefon. Mam świetny dzwonek w telefonie, tak przy okazji. Brat pyta, czy nie zamieniłbym się z nim na weekend mieszkaniami. Nie pytam się dlaczego i po co, skoro potrzebuje brat, to się zgadzam z miejsca. Zwłaszcza, że w sobotę wyjeżdżam na parę dni, więc nie widzę problemu, aby mieszkanie zostało wykorzystane w jakimś dobrym celu.

Brat dzwoni ponownie po dwóch dniach. Okazuje się, że nie w weekend ma zająć mieszkanie, ale już od czwartku. Wie pan, na jakim etapie życia on jest. Może dla niego weekend zaczyna się już w czwartek? Trochę zdzwiony pytam się, w jakim celu. Nie żebym był ciekawy, ale jakoś tak się wyrwało. Okazuje się, że zgodził się przyjąć couchsurferkę do mieszkania, ale nie chce jej przyjąć u siebie, bo ma za wspólokatora łachmyte, który miał się wyprowadzić tydzień temu, a wygląda na to, że zostaje do końca września. Jak couchsurfing, to nie mam więcej pytań. Pięknie, naprawdę pięknie ogarnąłem mieszkanie. Kurze przetarte, kuchnia i podłoga umyte, ta ostatnia wcześniej odkurzona. Miód malina, piwo z wianuszkiem, pizza z ananasem, pierogi ruskie słowem udało się. Przychodzi młody. Nudzę mu o tym co należy robić i jak obsługiwać niektóre urządzenie. Potem przechodzimy do rzeczy i pijemy trzy kolejki weselnej od Y. Ciekawość jednak to wielka siła. Proszę aby mi pokazał jak wygląda ta jego couchsurferka. Cholera! Ma gust chłopak :) Trochę się spłonił. Wstydzioch mały.

Tymczasem leżę w łóżku u brata. Namalował na ścianie zachód słońca. Umieścił tam jeszcze koszulki teamu do którego należy. Jedną ścianę przeznaczył na rysunek playboya. Leżę tu i się boję. Drzwi do pokoju bez przerwy skrzypią. Mam wrażenie, że ktoś za nimi stoi. Łachmyta! Zaraz wejdzie w szale, przekrwionymi oczy. Łachmyta normalnie nie wychodzi ze swojej nory. Nigdy go nie widziano. Ale czuje się jego obecność. Nie tylko dlatego, że po prostu śmierdzi. Też dlatego, że jest. A ja w łóżku. On tam delikatnie rusza tymi cholernymi drzwiami, nawet widzę jego cień. Może i nie wejdzie, ale wie dobrze co robi, że ja tu od zmysłów odchodzę. Skrzypienie. Zimno. Dzwonię do brata. Do jej koleżanki dołączyła druga, podobna. Francuzi mają na to określenie. Ménage à trois.

Łachmyta nie daje mi spokoju.
Stefan W.

1 komentarz:

  1. Szteffano - czas na Ciebie :-)

    http://coniecokobieco.blogspot.com/2014/10/liebster-blog-award.html

    Buziaki :-)

    Dominika

    OdpowiedzUsuń