poniedziałek, 8 września 2014

Łańcuszek

Szanowny Panie,

wymień we wpisie na Twojej ścianie 10 książek, które zostały w jakimś sensie z Tobą do dziś. Nie poświęcaj więcej niż 5 minut i nie zastanawiaj się zbyt intensywnie. To nie muszą być książki "poprawne" czy ambitne, tylko te, które wpłynęły jakoś na ciebie. Oznacz dziesięciu znajomych, w tym mnie, żebym mógł zobaczyć co napisalaś/łeś.

Takie coś sobie ostatnio wszyscy wysyłają na Fejsbuku. Oczywiście Pan nie ma o tym zielonego pojęcia, bo Pan nie istniejesz, ale mniejsza z tym. Łańcuszek, jak ich wiele, można by rzec, ale jednak dosyć ciekawy, bo to pozwala się dowiedzieć, co też inni czytają, co czytali, no i ewentualnie się zaciekawić i później samemu poczytać. Zatem patrzałem, co tam, kto tam. I już podejrzałem u Panny M. jakiś tytuł i poleciałem do biblioteki i czytam. Czyli dobry łańcuszek, bo skłania do dobrego, czyż nie? Ano i jeszcze, a jakże, zaraz w głowie sobie zacząłem kombinować, co też ja bym umieścił w takim zestawieniu – przecież uwielbiam zestawienia! Na kibelku zawsze oglądam Mojo.com, gdzie nie ma nic, tylko zestawienia. Dziesięć najlepszych piosenek Pearl Jam lub dziesięć najlepszych śmierci Seana Beana, albo też dziesięciu aktorów, którzy zdefiniowali lata 70. No, takie tam. Głupoty. Ale ja przecież uwielbiam zestawienia! Może to kolejne skrzywienie z dzieciństwa? Z kolegą z sąsiedztwa zawsze układaliśmy sobie takie najlepsze piątki albo właśnie dziesiątki. Widocznie mi zostało. Uwielbiam zestawienia!

Dziesięć książek, które ze mną zostały. No przyzna Pan – już Pan zaczynasz kombinować, co? Proszę bardzo, może Pan pomyśleć, może się Pan podzielić. Ja chętnie przeczytam, skoro na fejsuniu Pana uświadczyć nie można. Ale teraz o mnie. Bo ja już tylko jak zobaczyłem to, no to od razu. Może Tomek Sawyer? Może Huck? Pewnie Zola jakiś, któryś. „Mistrz i Małgorzata” - to chyba pewniak, nie? Faulkner pewno. Tak, tak – już tak kombinowałem. Chociaż, jak tak coraz to więcej ludzie tych swoich dziesiątek wrzucali, to mnie dopadło jakieś przygnębienie – przecież ja dziewięćdziesięciu pięciu procent tego, co się w tych postach pojawiało, to w życiu na oczy nie widziałem. O istnieniu tych kniżek nic a nic nie wiedziałem. Bożuńciu, jaki ja głupi! Nic nie czytam, no nic. Tyle wiosen na karku, a tu tyle jeszcze w życiu do ogarnięcia. A przecież nigdy nie wiadomo, czy mnie jutro samochód nie trafi. I co? Będę szedł do nieba taki nieoczytany bezsensownie?

No i oczywiście w środku takiej ponurej rozkminki wyskakuje mi, że mnie też kolega jeden oznaczył, czyli, że też mam napisać. Kurka wodna, no niby i fajnie. Napiszę. I znowu zaczynam kombinować. Że może te „Dzienniki gwiazdowe”, a na pewno „Ferdydurke”. I może „Czarodziejska góra”? Ale przecież przeczytałem tylko jeden tom, to się nie liczy. Ale niby czemu nie, skoro ten jeden, co go przeczytałem, to mnie się bardzo podobał. Kurde, ale dekiel ze mnie, bo też czemu w zasadzie nie przeczytałem nigdy tego drugiego tomu? I zaraz myślę o „Zbrodni i karze” - trzy podejścia i nigdy nie dokończyłem. To samo „Kolumbowie. Rocznik 20” - tak mi się podobało do końca drugiego tomu, no bardzo. I w trzecim do połowy doszedłem i odpadłem, i już nigdy nie dokończyłem. Aj! No nic, ale myślę, że przecież z dziesięć i tak znajdę. Tylko właśnie... przecież to nie takie proste. Bo wie Pan, to w świat idzie, to wszyscy widzą. Czy to tak się da szczerze zupełnie i czy warto przede wszystkim? Jak byłem młody, to czytałem sporo fantasy. Ale bez jaj – przecież fantasy to obciach. W ostateczności, to mógłbym się do Tolkiena przyznać, bo jego to wszyscy tolerują, ale jakbym już dorzucił jakiś „Smoczy tron”, to tak jakbym sobie włosy zapuścił, w kitkę związał i po koziej bródce się podrapał. Upupię się na amen. No nie – to trzeba wymodelować ładnie taką dziesiąteczkę. Jak się upaprzę w dziewiętnastym wieku, to powiedzą, że nudziarz. Lektury dadzą sygnał, że w ogóle za bardzo nie czytam i przede wszystkim, że dupa nie facet, bo łatwo poddaje się manipulacji systemu (edukacji w tym przypadku). Kryminały – płyciak. Ruiz-Zafon – mainstreamowiec (a jak wczesny, to do tego debil). Biografie – niby ok, ale to już na pewno nie ma polotu, a to może oznaczać też brak poczucia humoru, czyli lipa. Jednak chyba lepsze biografie niż książki historyczne lub literatura faktu, bo te sugerować mogą fana teorii spiskowych, byłego fana fantasy, który wciąż jest fanem spodni moro (a to byłby skandal!). Bezpieczne wydawać się mogą reportaże, ale z reportaży chyba całej dziesiątki się nie zbuduje. Poza tym, to chyba moda z tymi reportażami. Zresztą – czy ja je lubię? No „Bukareszt. Kurz i krew” mnie się podobało, ale za świeże przecież.

Widzi Pan sam - dobrze pisali w tym łańcuszku, żeby nie główkować zbyt intensywnie, bo jak widać, na niektórych najlepiej to nie działa.

To co, może jednak Pańska dziesiątka?

Pozdrawiam.



Paweł D.  

4 komentarze:

  1. Mały Książę
    Mistrz i Małgorzata
    Idiota
    Stary człowiek i morze
    Krótkie szczęśliwe życie Franciszka Macmobera
    Przygody Tomka Sawyera
    Pan Tadeusz
    Hrabia Monte Christo
    Zaczarowana dorożka
    Don Kichot

    S.

    OdpowiedzUsuń
  2. uśmiałam się :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygryzł ją Idiota

    OdpowiedzUsuń