środa, 15 kwietnia 2015

Spokój

Szanowny Panie,

oglądałem dziś "Szybkich i wściekłych 4". Samochody pędzące po wąskich korytarzach opuszczonych kopalni milion na godzinę, wymuskane lale, co to też oczywiście szkolone przez samego Schumachera pewno były i setki przechodniów, którzy zawsze, ale to zawsze, są w stanie uniknąć samochodu pędzącego prosto na nich. Abstrakcja. Baja, jak powiedziałby A. Jednak szczerze Panu powiem, że te Pańskie opowieści prosto z oceanu, to jakoś nie wydają mi się wcale bardziej rzeczywiste. Żółwie morskie, latające ryby, tysiące mil morskich, wulkany i cała ta przestrzeń i wolność. Nie no. Pan nie myśli tylko, że podaję tu coś pod wątpliwość. Ubarwianie to ostatnia rzecz, o którą bym Pana podejrzewał. Zresztą o ciężkiej stronie tego żeglarskiego żywota też Pan przecież pisze. A jednak ta Pana opowieść... to jakby głos z zupełnie innego świata. Tak odległego, że trudno nawet uwierzyć, że istnieje. 

Powiem szczerze, że ta Pańska podróż, to moja najdziwniejsza z Pańskich podróży. Kiedy Pan był poprzednim razem na Chopinie, to do tej pory pamiętam, jak Panu zazdrościłem tego wszystkiego, jak kombinowałem, co to można ze sobą zrobić, żeby też taką przygodę przeżyć, jak śledziłem z zaciekawieniem te Pana perypetie. Jak żeś Pan śmigał po Ameryce Południowej było to samo, tylko może obawa była większa, że tam Pana zaciukają gdzieś na fawelach. No, ale jakoś to czułem, że Pan tam faktycznie w tych Andach prawie nie zamarzł, a potem prawie tam się w przepaść nie zwalił, że Pan tych ludzi wszystkich spotykał, a że w Rio to Pan prawie na dwór nie wychodził. I jak Pan później opowiadał o tych swoich wizjach narkotycznych, to nawet to było (paradoksalnie) jakieś namacalne. A teraz? Dziwny spokój. No abstrakcja jakaś. Co to się dzieje? Bo przecież nie jest tak, że Pan nie piszesz na przykład. Może tu trochę mniej, ale za to Parabuchem Pan nadrabiasz. Obawiam się Panie Stefanie, że to coś u mnie w mózgu się stało. I już miałem napisać, że się chyba postarzałem, ale się powstrzymałem, bo niby nie czuję tego w ten sposób. Czy to tacierzyństwo? Hmm... kurcze, może i tak. Bo może wtedy myślałem, że przynajmniej czysto teoretycznie mógłbym się z Panem miejscami zamienić. Teraz wiem, że bym nie mógł. Oczywiście, sytuacja taka ma duże plusy, bo nie zazdroszczenie jest zasadniczo lepsze niż zazdroszczenie, ale ogólnie coś mi się w tym wszystkim nie podoba. Myślę, że mój organizm próbuje mnie wrobić w dorosłość, bo już jest latami nie młody. A ja przecież, bądź co bądź, wyznaję pewne wartości, a negowanie dorosłości jest jedną z najważniejszych (tak jak unikanie niezamierzonych rymów). I wcale też nie uważam, że nie można mieć żony, dziecka i psa, żeby w mózgu chować gówniarza. Tymczasem tu nagle, zanim człowiek sam zauważy, ktoś Panu gówniarza "ciabach" i podpierdala. A takiego wała! I co z tym fantem począć? Czy tak zaczynać się może frajerski kryzys wieku średniego? To by tłumaczyło "Szybkich i wściekłych" :/ Fuck, Mate! 

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz