poniedziałek, 24 września 2012

MAMA, TURISTA!

Szanowny Panie,

przygoda, przygoda... ale się Panu poszczęściło. Pani D. opowiadała mi niektóre szczegóły i pełen szczęścia okrzyk, który przejdzie już chyba do kanonu naszych opowieści:

"MAMA, TURISTA!"

Z jednej strony prawdziwie cierpię, że nie pojechałem z Państwem, ale z drugiej strony to Państwa przygoda, tym bardziej wspaniała... Ostrogi podróżnicze zdobyte, Turcy i ich herbata (nawet słodka) nie taka straszna, świat jest mały, a jednocześnie wielki. Teraz to Wam się zacznie. Gdy będziecie roztrząsać kupno nowych okien to może do głowy przyjdzie myśl, że lepiej wydać na bilet lotniczy. Ot, choćby na Karaiby. Lodówki nie trzeba zastawiać, bo ostatnio znaleźć można bilety za 600 złotych w obie strony. Gorzej z tamtejszym utrzymaniem, ale hamak wystarczy. I o tych podróżach chciałem Panu na początek ostatniego wrześniowego tygodnia opowiedzieć.

Człowiek w podróży to człowiek inny. Kiedyś poznałem pewną dziewczynę, która powiedziała mi, że to jest bardzo dziwne, ale gdy podróżuje to spotykają ją niesamowite historie. Wystarczy, że wsiądzie w autobus, który ją wiezie na lotnisko i już dzieje się coś niezwykłego, choćby miała po drodze dosiąść się jakaś niezwykła osoba. Tę uwagę puściłem wówczas mimo uszu, a po ostatniej dyskusji Państwa z Panem J. przypomniałem sobie. To chyba prawda. Wygląda na to, że jak spakujemy nasze walizki, zostawimy za sobą sprawy codzienne, wchodzimy na inny "level" świadomości. Fakt ten odnotowuje społeczeństwo. Nie jesteśmy już tłumem śpieszącym się rano do pracy, zdenerwowanym, albo zmęczonym tym, co jeszcze przed nim. Nasze czoła są rozpromienione, krew w żyłach pulsuje inaczej, może mamy świadomość swojej wyjątkowości, że na ten przykład jutro o tej porze będziemy nurkować w Egipcie, targować w Turcji, albo spać pod palmą na Karaibach? Ta świadomość tak nas rozpiera, że przyciąga innych podobnych. Ludzie chętniej gadają, bo my sami chętnie opowiemy o tym co nas czeka. Pochwalimy się. Nie nazwałbym tego jakąś pychą, raczej potrzebą podzielenia się czymś ważnym, fantastycznym.

Wyobraź Pan sobie, że jest Pan zabłąkanym turystą w naszej codziennej Warszawie. Ma Pan to? Co Pan robi? Łazi, fotografuje, gubi się, próbuje odczytać nazwy ulic, rozgląda się Pan za pięknymi kobietami, poszukuje palcem na mapie swojej aktualnej pozycji. Myśli Pan sobie, co by tu zjeść miejscowego i trafia oczywiście do pierogarni, ciekaw jest Pan lokalnego piwa i na pewno chce Pan przeżyć jakąś niezwykłą przygodę w Warszawie, żeby nie była to niema stolica, ale żeby wiązała się z nią Pana historia. Wyobraża Pan sobie, że tak można myśleć o naszym mieście (już naszym, bo Pan tu mieszka, a ja mieszkałem)? Raczej Warszawa kojarzy się z korkami, durnymi władzami, drogimi biletami komunikacji miejskiej, codziennością, szarością przykrytą pstrokatymi plakatami i budami rzucanymi bez ładu i składu tu i tam...

No a jako przyjezdny jest Pan ciekawy miasta i jego ludzi, a skoro tak, to tubylcy są ciekawi Pana i nie chodzi im o to, aby zrobić na Panu pieniądze, ale zależy im, abyś Pan czuł się tutaj jak najlepiej i przyjemniej. Żebyś wyniósł stąd najlepsze wrażenie. O wrażenie chodzi. Na koniec przypomnę, że wiedział o tym już król Francji Filip Piękny, który majątek wydawał na pałace i zbytki. Tłumaczył, że musi wysłannikom obcych państw pokazać jak bogata i szykowana jest Francja, gdy tak naprawdę chłopi żyli w udoskonalonych lepiankach. 

Z pozdrowieniami

Stefan W.

P.S. Czy myśli Pan o sobie: podróżnik czy turysta?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz