sobota, 5 października 2013

W obronie Tadka

Szanowny Panie,

wódka jakoś dobrze szła, bo nawet bez popity i zagrychy. Wcześniej zrobiłem podkład z dwóch piw, a po wódce kupiliśmy w nocnym na Starym Mieście jeszcze złoty Rum, którym raczyliśmy się na barbakanie. Nogi spuściłem w dół, obok znajomi, a Wisła przede mną. Pod stopami pomniki Warsa i Sawy co to nie wiadomo, dlaczego tak dziwnie zostały przedstawione... siedzą ulepione z gliny.  Może chodzi o symbol pracy, stworzenia tutaj początków miasta, co to później stało się stolicą. Przy tym rumie rozmowy, jakżeby inaczej o kobietach czy warto, czy nie warto. No warto. A seks też warto. Butelkę trunku schowaliśmy na czas, patrol spisał nazwiska pod pozorem poszukiwania osób zaginionych. Podobno w okolicach Starego Miasta szukają tej nocy 5 osób! To tylko pozór, bo tak naprawdę chodziło o morderstwo. Po lewej stronie, tak jak się idzie do Wizytek stoi wóz straży pożarnej, i pogotowia, i policji. Kręcą film? Tak oświetlone jak na plan filmowy. Ciekawość o 3 nad ranem! To nie film, ale scena zbrodni. Zakrwawiona twarz kobiety, chyba na wpół rozebranej. Leży pod murem. Prokurator, detektywi, policja, pogotowie... kręcą się ludzie dookoła. Jak w filmie. Jest i grupa gapiów. Dołączamy. A co się stało? - To tutejsza pijaczka, od lat przychodziła pod ten mur pić ze swoją koleżanką. Dzisiaj jeszcze o 21 je widziałam, jak z psem wychodziłam, a teraz leży tam martwa, z rozwałkowaną twarzą. A koleżanki nie ma - informuje nas sąsiadka. No nie ma co się gapić, zwłaszcza że B. chce się siusiu. Idziemy na Freta, do tego mieszkania fajowskiego na pierwszym piętrze. Jak to ludzie sobie żyją? Ech... Dopijamy rum i wpadamy na tą genialną ideę wyjścia na dach. Najpierw strych, w którym chowają się stare teczki z niezapisanym papierem, rzeźby głów jakiś maszkaronów, stare narty, krzesła bujane, połamane meble... rzeczy które kiedyś może komuś się jeszcze przydarzą. Wchodzimy po drabince metalowej, po stopniach na dach. Lufcik. Spadzisty 45 stopnie. Wdrapujemy się. Siadamy na kominie, z jednego leci biały dym. Sezon grzewczy się zaczął. Pizga trochę, i trochę dachówki się ruszają, Oni palą, a ja znów na szczycie świata i dopada mnie myśl, że Pana Tadka trzeba bronić. Epopei trzeba bronić, bo trzeba ją zrozumieć, że ludzie jechali na granice aby zobaczyć polskie gwiazdy. Bo Polski na mapach nie było, ale na ścianach takich dworków jak w Soplicowie. Wśród tych Maciejów i innych. I może A. M. szydzi trochę z tej naszej narodowej przywary, wiary że szable wystarczą na muszkiety, a jednak sama wiara, że się odrodzi w ten czy inny sposób jest piękna. Wybaczmy naiwności. Toż to matka nadziei.

Stefan W.

1 komentarz: