środa, 4 października 2017

Żywy język

Szanowny Panie,

ten list może wydać się obrzydliwy, ale cóż… Dzień zaczynam od charczenia. Nie tyle pojedynczego, ale istnej charczej orkiestry. Nie moich, a tutejszych Flapów – jak niegrzecznie nazywają ich niektórzy, Małych – jak mówią inni, czy też Zwierzaków – co jest już dla mnie zbyt obraźliwe. Proszę tylko tą poranną, gardłową serenadą nie nastrajać się źle do moich Filipińczyków tutaj, ale muszę przyznać, że jest to coś niezwykłego. Istnieją różnice kulturowe, ale że zaczynają się od mycia zębów, świadczy o głębokich różnicach... Międzyludzkich. No bo czego można by oczekiwać od szczotkowania kości w ustach: kółeczek, góra-dół, dokładności. Można dodać nitkowanie. Z dzieciństwa pamiętam piosenkę Fasolek Szczotka, pasta, kubek. Szło tak: Szczotko, szczotko hej szczoteczko, zatańcz ze mną, tańcz w kółeczko W prawo, lewo, w lewo prawo. Po jedzeniu kręć się żwawo itd. Można zastanowić się czy po wszystkim nie wypłukać jamy ustnej specjalnym płynem. No a tutaj okazuje się, że mycie zębów w wyspiarskiej Azji wiąże się z wyciąganiem z dna duszy flegm nocy.

Proszę sobie wyobrazić siebie przy porannej obdukcji. Myciu rąk, twarzy, goleniu, nakładaniu na siebie kremu Nivea. Proszę sobie wyobrazić zapachy łazienki miłe i przyjemne, związane z mydłami, szamponami, odżywkami. I nagle pojawia się sąsiad, który zaczyna charczeć jak zarzynany świniak. A zaraz drugi, też charczący. I trzeci, czwarty. Od 0630 do 0730 rano cała łazienka zbiera flegmę w sobie i wyrzuca z siebie do jednego, długiego, żelaznego korytka umywalki. Dodaj Pan do tego dwa prysznice, które też charczą, bo Azjaci nie różnią się od Europejczyków i też lubią myć zęby biorąc prysznic: charki, chareczki, flegmy, gluty.

Czytałem, że gdy ludzie żyją jeden na drugim, automatycznie zmniejszają swój obszar komfortu. Na przykład zamknięci na wyspie Japończycy. Żyją w cienkich ścianach, niemal papierowych. Przez co głusi są na odgłosy nocy sąsiadów, poranne obdukcje sąsiadek. A weźmy z drugiej strony Amerykanów na bezgranicznych preriach. Ich komfort to zakres działki w Teksasie. Broń Boże abyś wszedł Pan nieproszony na ten teren. Przekleństwa mogą być częste, Psy mogą być szybkie, kule są szybsze i częstsze. No ale ja jeszcze nie zmniejszyłem na tyle mojego poczucia komfortu, dlatego wstaje wcześniej do mycia. Chcę mieć ciszę.

Sam początek… Charczenie. Ale później, w ciągu dnia pracy jest mnóstwo świstów, gwizdów, kliknięć, klapnięć, siorbnięć, mlaśnięć, szczebiotań, szemrań. Gdy mówią mi bym chwycił linę to podnoszą brwi do góry i cykają. Gdy chcą powiedzieć, że trzeba ubrać się inaczej do tej pracy (mamy dwa stroje: niebieski i biały) to cmokają i wywracają gałkami ocznymi. Smarknięcie może oznaczać: uważaj przesadzasz, albo to zabawne. Gulgotanie to rechotanie. Pykanie to pośpieszanie.

Komendy najczęściej kojarzą się z wojskiem, ale jak Pan pamięta w żeglarstwie też istnieją. Słyszał Pan pewnie ode mnie Prawy foka szot luz, a zaraz potem Lewy foka szot wybieraj/wybierz. Tu też istnieją, ale w ustach filipińczyków brzmią (po tłumaczeniu): firlilirli reja w bumdumdół, albo yabada maszt atak. Są tu wszystkie szukatubatum sztaksle staw, jajaj gordingi chwytaj. Jakbym miał szukać języka żywego to właśnie wśród nich. Nie służy on jedynie posępnym zasadom gramatyki, interpunkcji i składni. Jest pełen szczebiotań, przeciągłych ziewnięć, zaśpiewów. Dźwięki wydawane są na wdechu i wydechu, i jednocześnie też. I że też się w tym nie gubię. Odnajduję się. Rozumiem. A nawet sam zaczynam używać. Są tutaj ludzie, z którymi porozumiewam się w zasadzie tylko za pomocą onomatopei. Ktoś przechodzi i krzyczy ajajajajjjj i za nim wszyscy ajajajjjj. I o co chodzi? Nie mam pojęcia.




Ukłony

Stefan W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz