piątek, 20 maja 2011

Brzuchu, och brzuchu - stary mój druhu!

Szanowny Panie,

zaiste ciekawa (choć wyjątkowo niesmaczna) była Pana podróż. Musiał Pan stracić parę kilogramów? Może i mi przydałaby się taka podróż? Bo ja, przyznam się Panu, jestem ciężki. Ciężar ten osłabia moje kolana. Ba, ciężar mój wbija me stopy zbyt głęboko w ziemię. I co to będzie? Wszak lato idzie. Może Pan sobie sam wyobrazić - ten miękki asfalt i ja. Słoń w ludzkiej skórze. Zatonę w ulicy.

Coś tu nawet zagrzmiało przed chwilą. Myślę, że to Atlas kłócił się z naszym Bogiem, co by mnie do nieba nie przyjmował, bo i kręgosłup staruszek ma już nie ten sam. Swoją drogą wyobrażenie sobie boga greckiego i Jahwe w jednej przestrzeni jest tak nienaturalne, że aż budzi we mnie jakiś wewnętrzny sprzeciw. A może to ten mój umysł ciężki już nie potrafi uwolnić się od schematów? Mózg mój ciężki tonie w betonie. Ha! Cóż za rym… ciężki, jak mój brzuch i głowa. Ciężko znaleźć mi też słowa. Słowa piękne, słowa zwiewne. Oddam słowa za królewnę. Hm… Co to za głupoty tworzę?! Boże, Boże, Boże, Boże. Czy może… Bożę, Bożę, Bożę, Bożę.

To te kilogramy. Musi mi Pan wybaczyć. Ciężar szarości gniecie mi kości. Nuda prowadzi do złości, a brak pomysłów do mdłości. Jeśli się nie zapadnę w nicości i dotrwam do starości, to będę chyba modelowym okazem ludzkiej zgorzkniałości.

Chyba że nie, bo może schudnę. Nadzieja zawsze umiera ostatnia.

Pozdrawiam,

Paweł D.

2 komentarze:

  1. Chyba komuś z tęsknoty za Panienką J. już to zgorzknienie do głowy uderza! Tęskno za Panem Panie Pawle :)

    OdpowiedzUsuń