Szanowny Panie,
Czy Pan nie ma może jakieś
greckie korzenie? Chociaż może moje pytanie
pozbawione jest sensu. Dałem się oszukać . Zwiodła mnie magia wielkiego ekranu.
Tak, tak. Być może. Ale, po co inaczej
nam to całe kino? Te wszystkie filmy? Byłem ja, Panie Stefanie, dwa dni temu w
odnowionym kinie Iluzjon. Grali, proszę ja Pana, „Greka Zorbę” – widział Pan może?
Pewnie Pan widział, bo stare to, jak świat. Ja jednak wcześniej tylko jakieś
fragmenty zarejestrowałem, kiedy w telewizji (pewnie nie raz) puszczali. No i
dobrze, że się wybrałem, bo te stare filmy czasem lepsze niż nowe. I Panna J.
pewnie bardziej zadowolona, że jej nie wyciągnąłem znowu na jakiegoś „Spider-Mana”
czy innego „***-Mana”. Przy tym Zorbie to ja zupełnie jakoś się odrealniłem. Może
to czarno-biały format, a może sama historia… ale dałem się uwieść po prostu.
Bo ja nie wiem czy „Grek Zorba” to jakieś dzieło wybitne, ja tam się nie znam… Dobra, ale nie mnie oceniać zresztą sam film.
I tak, przynajmniej dzięki tej muzyce, świat go nigdy nie zapomni (tak mnie się
zdaje). Chciałem tylko napisać w zasadzie, że coś mnie się zdaje, że za lat
kilka… no niech będzie, że kilkadziesiąt, to Pan będziesz taki Zorba Grek.
Stawiam na to swoją parę kapci i dorzucam kolekcję komiksów, która leży w
kartonach, gdzieś w domu moich rodziców. Musi Pan nabrać trochę krzepy, to na pewno,
ale poza tym, to zupełnie, jak Pan. No dobrze, nie umie Pan tańczyć, ale może
też się Pan poduczy, bo teraz dużo Pan ćwiczy. Baby Pan lubi. Jeździć Pan lubi.
Ale nie w tym rzecz w zasadzie. Chodzi mi o ten optymizm. No, bo chyba można to
nazwać optymizmem. Ten Zorba to przecież nie miał życia łatwego, ale taki był
przekonany, że trzeba z niego czerpać garściami. Zaraz… jak on to na przykład
powiedział?
Życie to kłopoty, tylko śmierć jest nie kłopotliwa. Żyć to znaczy iść i
szukać kłopotów.
Ale nie tak, że on był jakiś zwaluch,
co to szuka zaczepki. Tylko przekonywał swojego szefa, żeby nie bał się zagadać
do kobiety, żeby był śmiały, żeby nie bał się sięgnąć po to, czego chce. No,
mówię Panu, zupełnie jakbym Pana słuchał! I jeszcze, jak gadał o tym, że temu
szefowi, to tylko odrobiny szaleństwa brakuje do tego, żeby być równym gościem.
No, cały Stefan – pomyślałem.
Za to ten drugi – Szef – to straszna
ciotka była. Pisarz. Ale nie jak Pan – Anglik. Sztywny, jakby mu kto kij w… no
wie Pan. I ja w ogóle go nie lubię, ani nie poważam. No, ale jedną akcję to
miał taką, że no myślę… O cholercia! Toż
to o mnie! Niestety nie znalazłem tej sceny na Internecie,
więc musi Pan film (być może ponownie) obejrzeć. Taka, jak ten szef Zorby
spotyka na drodze taką wdowę, co mu się podoba. Na pewno Pan nie przegapi.
Pozdrawiam,
Paweł D.