Szanowny Panie,
w poniedziałek w nocy jadłem cieciorkę z puszki. Zaiste przepyszna była owa cieciorka. Wydawać by się mogło, że to przecież nic nadzwyczajnego, a jednak... była to uczta niemal niebiańska. Powsztrzmywać się musiałem ostatkiem sił, żeby widelcem nie wyjeść wszystkiego, co na dnie zostało. I gdzie tu logika? Tyle pyszności w świecie całym, a ja się zachwycam konserwową krewną fasoli?
Wizytę na Paluchu planowaliśmy już od dłuższego czasu. To znaczy, ja już planowałem, a Panna J. miała świadomość, że ja planuję. Mieliśmy tam jechać w zeszłym tygodniu, ale wyszło na to, że za dużo rzeczy zaplanowaliśmy, więc w końcu się umówiliśmy, że zrobimy to dziś. I przyszło dziś.
Dziś śnieżyło od rana. Zimno było niemiłosiernie. Ja zakatarzony, z gardłem obolałym. Panna J. z palcem bladym, bez czucia już prawie, przemarzniętym niemal do kości. Pojechaliśmy.
Stan na 18 stycznia 2013r. - 1995 psów. Do niedawna było jeszcze ponad dwa tysiące. Jak to się stało, że w końcu udało im się osiągnąć tendencję zniżkową? Tego nie wiem, ale to oczywiście dobra wiadomość. Bo koniec końców dla psów Paluch jest jak jakieś Alcatraz czy San Quentin. Co prawda warunki nieco się poprawiły, od kiedy ja tam gościłem, ale to wciąż kraty i setki rozszczekanych współtowarzyszy niedoli, z których być może jeden bądź drugi, z jakiegoś błahego nawet powodu, zechce Panu kosę pod żebro sprzedać. To znaczy - nie Panu, bo Pan nie jest psem wszakże, ani nie mnie, bo i ja na dwóch nogach po świecie kroczę. Chodzi mi oczywiście, że jeden pies drugiemu, i nie kosę tylko kła, czy coś - no w zasadzie nie wiem, jaki to u nich slang.
Jesteśmy. Zaczynamy chodzić tylko i spotykamy Heńka. Przez trzy lata trochę się zmienił. Nadal łapy krótkie i łeb wielki. Ale wiek robi swoje. Roztrzęśiony jakoś dziwnie. Mam nadzieję, że nie choruje jakoś za mocno. Spotkałem też Wargę. Chociaż teraz ma na imię Bartuś. Może to nie on? Chociaż taki poczciwy psina. Chyba on. Tylko też trochę starszy. Na te niemal dwa tysiące czworonogów na pewno znajdzie się kliku ostrych zjebów - nie oszukujmy się. To jak z ludźmi. Nie ma tak, że wszyscy są fajni. Tylko którzy są fajni, którzy nie? Ech, co tu się oszukiwać. Przytłaczająca większość tych zwierząt zasługuje na dom. A Pan ma podejść i wybrać tego jednego. Przejebane w zasadzie.
Panna J. się wzruszyła. A ja już nie wiem. I ten czarny fajny, co z radością skacze do nas. I taki drugi ciemny - młody, ładny. I jeszcze jeden był taki, co na budzie siedział, jak jego koledzy do krat przybiegali, żeby się przywitać. Podobno Felek. Wyglądał na pierdołę - nie ma co. Chudy jak śmierć i jakiś wystraszony, znerwicowany. Ale wolontariusze napisali, że na spacerze nabiera życia. Zanim się obejrzałem, już byliśmy na spacerze z tą pierdołą i zaraz potem wypełnialiśmy dokumenty adopcyjne. Felek - lat 6, może 8. Za chwile musieliśmy przejść do lekarza i okazało się, że nie Felek, tylko Foksik. I nie 6 tylko 10. A jak go z klatki wyjmowali, to mu jakieś 2 lata dawałem. Znawca. Foksik! Foksik! Reaguje - mówi lekarka. Ja bym mu już nie zmieniała. Ta. Reaguje. Tak samo, jak na wszystko inne. Czyli prawie wcale. W łapy mu zimno od śniegu. Ludzi olewa zupełnie. Przytulać się nie chce. Głaskanie po nim spływa. Ładnie. Przynajmniej w komunikacji miejskiej nie ma z nim problemu. Tylko śmierdzi, jak menel jakiś. Panna J. powiedziała, żeby dać mu na imię Markot. Trafne - nie ma co.
W kąpieli stał spokojnie. Jakiś anemik, jak Boga kocham! Położył się tam, gdzie mu powiedzieliśmy , żeby się położył. I nadal głaskać się nie chce. Ogonem nie merda. Dwa tysiące psów, a my oczywiście wzięliśmy takiego, co ogonem nawet nie merda. Ożywił się trzy razy. Przy pierwszej i drugiej parówce, oraz przy ryżu z mięsem. Może zatem Gastro?
Paweł D.
Gratuluje :) A gdzie zdjęcia Markota czy też Gastro?
OdpowiedzUsuńStefan W.
Aż się rozpłakałam, jak czytałam, ze wzięliście Felka pierdołę
OdpowiedzUsuńCieszę się ,że macie psinę, ale nic nie miałabym przeciwko jakbyście wzięli Nemusię. Ona merda tym czymś co zostało jej po ogonku i uwielbia Pawła. A chłopaki od czasu do czasu by wpadali i ją wyprowadzali. Szkoda! Ale mi najbardziej do waszej psiny z opisu pasuje Felek, Feluś.
OdpowiedzUsuń