Szanowny Panie,
niespodziewałem się, że będzie Pan tak przygnębiony z powodu wokalisty Sex Pistols... Przede wszystkim gdyby wierzył w to co śpiewa umarłby jakąś tragiczną śmiercią za młodu. Zaćpałby się chociaż, a tak jest sobie z brzuszkiem i śmieszną fryzurą, bez zęba, żeby zaakcentować ten swój punkowy bunt. Nie ma co sobie szukać autorytetów. Chociaż widzę światełko w tunelu. W God Save the Queen występuje - God! A właśnie po raz wtóry przeczytałem książkę, dzięki której nigdy nie będę ateistą - Filozofia wina, węgierskiego filozofa - Bela Hamvasa. Krótki to esej, ale jaki treściwy. Powinno się tego wyuczyć na pamięć:
"Ateizm jest po prostu chorobą. Jest chorobą abstrakcyjnego życia, na którą to chorobę istnieje tylko jedno lekarstwo naturalne. Zakochać się w pierwszej napotkanej pięknej kobiecie, spacerować wśród kwiatów, dużo i smacznie jadać, zanurzyć się w świerkowe lasy, słuchać muzyki, oglądać malarstwo i pić wino, wino i jeszcze raz wino."
Stosuje się do tej metody bardzo często. Jak mam zły humor, gdy dopada mnie chęć zrzucenia naczynia na linoleum, to chwytam za kieliszek i piję wino. Ono uwzniaśla, ale jednocześnie jest bardzo przyziemne. Bo ziemia, proszę Pana, ma w sobie taką energię, której dostrzeżenie i korzystanie z niej, bardzo jest pomocne w życiu. Gdy nie potrafi Pan jej dostrzec, najprościej napić się wina.
"Przestrzegam też przed nadmierną pedanterią; kto kocha wina i kobiety, musi żyć tak, jak żyje rozwichrzona bohema, nie powinien za bardzo przejmować się drobiazgami, ciągłym pilnowaniem, żeby wszystko było na swoim miejscu, dbaniem o porządek w spiżarce, równiutkim ustawianiem torebek i książek, katalogowaniem wszystkiego, co się da skatalogować."
Zauważył Pan, że gdy pojawia się wino w książce Hamvasa pojawia się też kobieta. Nie bez przypadku.
"Otóż to jest właśnie to, o czym chciałbym mówić. O owej groźnej władzy wina, czyli o powstaniu skłonności do łatwego oddawania się, do zwyczajnego kurestwa. Nie bójcie się tego słowa, moi przyjaciele! Jeśli mowa o winie, nie należy się bać niczego. Bo właściwie jak wyglądałby świat, gdyby w kobietach nie budził się ów przemożny instynkt? Co by się działo, gdyby kobiety nie stawały się wyzywające, gdyby nie pragnęły nikogo uwieść, gdyby nie były zalotne, namiętnie oczekujące na zbliżnie? Cóż by się wówczas działo? Spójrzmy na tę sprawę z dwóch stron: od strony dobrej i złej. Zła strona to strona ateistyczna. Ateizm to u kobiety właśnie owo złe kurestwo, strona dobra to kobieta jako coś niezwykle zachwycającego. Największe niebezpieczeństwo i ciemność, z której może wyniknąć wielkie zepsucie lub coś na pograniczu świętości."
Wino, kobieta i śpiew, ale także światło. Brakuje nam słońca, stąd może te Pana myśli czarne. Proszę się nie bać. Jest połowa lutego. Zaraz będzie marzec, a potem to już kwiecień, więc słońca będzie pod dostatkiem.
"Gdyby jakaś kobieta zapytała mnie, co mam zrobić żeby być piękną, odpowiedziałbym jej: wyjdź na słońce kochanie, tylko to jest piękne, co znajduje się w blasku słońca. Obejrzyj zakryte normalnie części swego ciała. Są jak ślepe. Kiedy zdejmiesz ubranie, obnażysz się, odzwyczajone od świała miejsca bezradnie mrużą oczy. Smutne są pozbawione słońca uda, smutna - przetrzymywana w ciemności, piękna przecież tarcza brzucha o atłasowej skórze. Spójrzmy na przychodzące do łaźni kobiety, które poza łaźnią nigdy nie miały odwagi, żeby się obnażyć i nawet w noc poślubną nie zdejmowały koszuli. Jakże wątłe i wynędzniałe są te części ciała zawsze starannie ukryte. A zatem: do słońca!"
Niestety encykliki może napisać tylko Papież. Benedykt XVI nie wydał tej, nad którą pracował i skoro abdykował nie będzie czegoś ważnego. Bo encyklika to przemyślane stanowisko Kościoła. Najczęściej w sprawach wiary. Szkoda, że "Filozofia wina" Hamvasa nie może zostać encykliką. Może należy wysłać ją do kolejnego Papieża Niech się zainspiruje. Mam dziwne przeświadczenie, że nauka z niej płynąca spopularyzowałaby Kościół.
"Życie ma tylko wówczas sens, jeśli przyświeca nam w tym życiu jakiś cel. Z tą świadomością rodzi się każdy człowiek. Ludzie myślący poważnie ów cel znajdują i spełniają się w powierzeniu siebie Bogu. Natomiast ateista boi się. Boi się podświadomie, bo przecież wie, że i on powinien się czemuś lub komuś poświęcić. I poświęca się. Ale nie Bogu jak Abel, tylko jakiejś całkowicie bezwartościowej idei. Własnemu ja? Gdybyż jeszcze! Rozkoszy? Władzy? Bogactwu? Jeśli to nawet niemądre, to w jakimś sensie zrozumiałe. Ale purytanin wymyśla sobie coś innego: teorię, której służy. Ludzkość! - powiada. Wolność! Lub: Moralność! Względnie: Przyszłość! Postęp! Cóż wszakże znaczy tak naprawdę wolność lub przyszłość. Surogaty Boga."
Ateista! Phi...
Stefan W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz