w sumie przyjemnie jest obudzić się z kacem w środę. Wypiliśmy u znajomych, co to mieszkają na osiedlu przy Koszykowej, kilka butelek wina. Mimo sączenia przy tej okazji dużej ilości wody, nie udało się uniknąć kacenjamera.
Muszę Panu powiedzieć, że sam poranek był trudny, ale gdy już moja fizjologia nie mogła pozwolić sobie na dłuższe leżenie w pościeli, ruszyłem się i było o dziwo bardzo dobrze. Imadło skroni. Nieświeży oddech. Zapach ciała. Ból brzucha. Trzy pryszcze na nosie. A nawet pogoda z gradem, deszczem. Szaruga i wiatr. Nie zniechęciły mnie. Dłużej tylko zajęło mi się zebranie, by wyjść z Zochą na spacer. Ale i tę niechęć pokonałem. W słuchawkach w uszach, z kapturem na głowie ruszyłem wokół praskich osiedli.
Z Zochą jest tak, że nie można jej za bardzo puszczać wśród budynków. Nie dlatego, że się nie słucha, ale dlatego, że ludzie z balkonów na trawniki różne świństwa wyrzucaj i czerstwy chleb też, a Zocha na samą myśl, że mogłaby wyniuchać taki smakołyk, oblizuje pysk po oczy. Co prawda żołądek ma jak koza i niemal nigdy nie doświadcza sensacji, no ale nie chcę wylądować u weterynarza na kroplówkach. A zatem dopóki jest osiedle, Zocha chodzi na smyczy, gdy pójdziemy w działki, parki, albo inne trawy, wtedy biega sobie zabawnie ganiając ptaki, czy wiewiórki. Czasem tylko znajdzie ludzką kupę, którą uważa za szczyt smaków świata i ją zeżre, czym doprowadza mnie do obrzydzenia i siwienia.
Spacerując tak z Zochą i słuchawkami na uszach, w kapturze, bity gradem, wzdłuż kanałku wodnego, do których wód przylatuje czasami czarny bocian, przypomniałem sobie pewną sytuację na siłowni, której świadkiem miałem okazję być dzień wcześniej. Ćwiczę zazwyczaj słuchając prywatnej muzyki, bo nie bardzo lubię utworów, które lecą z telewizorów klubu fitness. Ta siłownia jest w stylu lat 90-tych. Nie to co te modne dzisiaj przybytki wysportowanych ciał, trudno zatem nazwać ją klubem fitness, wygląda raczej jak fight club. Odrapana. Obszarpana. Specyficznie pachnąca, podobnie jak ta, która zionęła w naszym liceum. Dużo sztang, ciężarów. Nie najnowsze maszyny. I jak to na siłowni, przychodzą różni amatorzy wysiłku fizycznego. Najbardziej lubię tych co noszą ramiona. Mam wrażenie, że barki idą pierwsze, i to one ciągnął brzuch, pupę, wreszcie nogi, a nie odwrotnie. Trzeba przyznać, że niektórzy z bywalców są ogromni. Jest też kilku mniejszych i właśnie dwóch takich średniaków rozmawiało ze sobą. Nie słyszałem ich z powodu słuchawek, ale dyskutowali zażarcie. Pisząc średniaków mam na myśli sporych facetów, dobrze umięśnionych, żylastych, podnoszących 60 kilogramowe ciężary, łysych, po czterdziestce. Średniakami są tylko dlatego, że na tej siłowni jest kilku wielkich bysiorów.
Zabrałem się za robienie brzuszków na piłce. Ustawiłem się obok tych dwóch łysych panów i los chciał, że spadły mi słuchawki z uszu. I wtedy usłyszałem jak jeden z tych umięśnionych średniaków, krzyczał z pasją do drugiego Powiedz mi, kto dzisiaj rozumie rolę Papagena. Wszyscy myślą, że jego głównym celem jest mnożenie się. Że najważniejsze są dzieci. Nikt nie interesuje się operą.
Zdębiałem. Obraz, który miałem w głowie w słuchawkach w uszach zupełnie nie zgadzał się z tym co miałem przed oczyma, gdy wypadła mi zagłuszająca świat muzyka.
Oczywiście zaraz sprawdziłem o co tak naprawdę chodzi w roli Papagena. Starałem się też jak najwięcej posłyszeć z rozmowy tych dwóch panów. Jeden okazał się reżyserem teatralnym, może operowym. Ale głównie myślałem o Panu. Po pierwsze dlatego, że Pan często chodzi w słuchawkach i może być tak, że świat który Pan widzi jest zupełnie inny, niż świat bez muzyki w uszach. Po drugie myślałem o tym czy jest dużo reżyserów operowych płci żeńskiej i czy ktoś się w ogóle tym tematem zajmuje. W Polsce, na Wikipedii wymienione są dwie. Nie sądzę jednak, aby ktoś się tym interesował. Znaczy w tym sensie, że przecież nie ważne jest czy reżyserem operowym jest mężczyzna czy kobieta, tylko czy jest się dobrym reżyserem. Gdyby było tak, że specjalnie nie dopuszcza się kobiety do zawodu reżysera operowego z powodu ich płci byłoby to niesprawiedliwe. Ale może raczej jest tak, że niewiele kobiet chce być reżyserem operowym w porównaniu z mężczyznami, dlatego też jest ich mniej.
Mniej podobno jest też kompozytorów muzyki filmowej, o czym w wywiadzie na temat Oscarów dla radia Zet mówi Tomasz Raczek.
https://www.youtube.com/watch?v=3qt_GQdy31A
Naprawdę Pan sądzi, że jest ich mniej, bo mężczyźni nie dopuszczają kobiet do tego zawodu? Bo społecznie kobietom rzuca się pod nogi dodatkowe przeszkody, przez które nie komponują muzyki? Wydaje się mi to dość naiwne. Chociaż z drugiej strony, wiem na pewno, że trudniej zostać kobietą marynarzem, oficerem, a co dopiero kapitanem. Chodzi o to, że aby pracować na morzu, trzeba inaczej niż inni podejść do roli rodziny. Mężczyznom jest łatwiej w tym wypadku. Kobieta gdyby chciała mieć dzieci, nie mogłaby pracować na morzu, a zatem szybko wypadłaby z marynarskiego świata. Nie jest to zatem rozmyślne rzucanie kłód pod nogi, ale wybór większości ludzi. Chcesz być mamą, nie będziesz dowodzić statkiem handlowym. Możesz dowodzić, jak moja uzdolniona koleżanka, żaglowcem szkoleniowym, ale potrzeba do tego dużo samozaparcia i wyznaczonych celów. A mało jest takich ludzi w ogóle, co dopiero takich co chcą poświęcić się morzu. A może tak też jest i w reżyserii?
Natalie Portman wyglądała ślicznie na czerwonym dywanie przed galą Oscarów. Świetna fryzura. Suknia czarno-złota od Diora. Podkreślała jej urodę. Kopara opada. Ta kreacja miała ukryte przesłanie. Narzucona na suknię peleryna miała wyszyte nazwiska kobiet, które nie zostały nominowane do nagrody za najlepszą reżyserię w tym roku. Były to m.in. Lorene Scafaria Ślicznotki, Lulu Wang Kłamstewko, Greta Gerwig Małe Kobietki i Mati Diop Atlantyk.
Z tych filmów widziałem tylko Małe Kobietki, które bardzo mi się podobały. Nie chcę zatem oceniać czy filmom należała się nominacja za reżyserię czy nie. No ale sprawdziłem jak te filmy oceniają widzowie. I tak:
Ślicznotki - 6,3 na Filmweb i 6,4 na IMDb, czyli słabo.
Kłamstewko - 7,2 na Filmweb i 7,7 na IMDb, czyli dobrze
Małe Kobietki - 7,6 na Filmweb i 8,1 na IMDb, czyli bardzo dobrze
Atlantyk - 6,2 na Filmweb i 6,8 na IMDb, czyli słabo
A teraz filmy, które zostały nominowane za reżyserię w tym roku:
1917 - Sam Mendes - 7,9 na Filmweb i 8,5 na IMDb, czyli bardzo dobrze
Joker - Todd Philips - 8,5 na Filmweb i 8,6 na IMDb, czyli rewelacyjnie
Pewnego razu... w Hollywood - Quentin Tarantino - 7,3 Filmweb i 7,7 na IMDb, czyli dobrze
Irlandczyk - Martin Scorsese - 7,2 Filmweb i 8,0 na IMDb, czyli bardzo dobre
Parasite - Joon-ho Bong - 8,2 Filmweh i 8,6 na IMDb, czyli rewelacyjnie.
Jedynie Małe Kobietki na tej liście mogły wygryźć film Tarantino. Większość z tych filmów była po prostu lepsza od filmów wyreżyserowanych przez kobiety i nie ma w tym nic wielkiego, nic gorszącego, nic smutnego, to nawet nie jest kwestia płci. Po prostu w tym wypadku tak było i już.
Kac już mi dawno minął. Irlandczyk nie dostał Oscara. Wszystkich i tak pogodził Parasite. To wręcz nieprawdopodobne, że całe Hollywood nie wyprodukowało jednego filmu, który mógł zagrozić produkcji azjatyckiej. Bez wielkich aktorów, a po prostu z dobrym scenariuszem. Co do Pana wrażeń na temat starości i tego, że Oscary nie są już dla Pana takie ważne, niech Pan zerknie na podlinkowany wywiad z Raczkiem, a także ten poniżej. W dość rozwlekły, ale dla mnie ciekawy sposób, opowiada o kondycji kina amerykańskiego na przykładzie Oscarów.
Pozdrawiam serdecznie
Stefan W.
Ad. Reżyserek operowych - fajnie (bo łatwo) pokazuje to sprawa przesłuchań do orkiestry. Był taki czas, że uważano, że kobiety w ogole nie mogą grać w orkiestrach na jakis tam instrumentach (chyba głównie chodziło niby o wytrzymałość fizyczną) -może skrzypce albo flet to jeszcze dadzą radę - ale puzon czy coś tam no to nie. I generalnie prawie nie było filharmoniczek. Zdarzały się jeszcze nie tak dawno 100% męskie orkiestry. Aż wprowadzono przesłuchania za kotarą w których jury nie zna tożsamości osoby grającej - i to od razu zwiększyło obecność kobiet w orkiestrach o kilkadziesiąt procent, a generalnie szanse w 1 turze eliminacji o 50%, a w ostatnim etapie kilkukrotnie (jak juz znana jest tożsamość). I tutaj jeszcze trochę o takich sprawach:
OdpowiedzUsuńhttps://books.google.pl/books?id=fD6jDwAAQBAJ&pg=PA121&lpg=PA121&dq=przes%C5%82uchania+do+orkiestry+za+kotara+ilo%C5%9B%C4%87+kobiet&source=bl&ots=coK7rvAm67&sig=ACfU3U3010-53p9ZOaUeAYs3xAFvrtgnQA&hl=pl&sa=X&ved=2ahUKEwj-07quktfnAhWMtIsKHakvD6YQ6AEwAXoECAoQAQ#v=onepage&q=przes%C5%82uchania%20do%20orkiestry%20za%20kotara%20ilo%C5%9B%C4%87%20kobiet&f=false
Czyli to głębiej jest niż sądzimy. Ukryte jest w naszych głowach tak mocno, że nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Pytanie jest jednak takie, czy wyjściem z sytuacji jest sprawienie, aby np w Oscarach było 50 procent nominowanych kobiet reżyserów. Bo to wydaje się niesprawiedliwe. Gdyby na przykład przyszedł taki rok, że sześć wybitnych filmów wyreżyserowało sześć kobiet. Trzeba byłoby trzech nie uhonorować, tylko znaleźć jakichś trzech kolesi. Żeby było po równo.
OdpowiedzUsuńTo jest szaleństwo.
Wydaje się mi, że dużo lepszą drogą jest edukacja. Dłuższą z perspektywy, ale bardziej naturalną.