czwartek, 20 lutego 2020

Czemu zwymiotowałem przed klatką schodową swojego domu

Szanowny Panie,

pisze Pan aby czuć puls i chyba nie znajdzie Pan u nikogo większego zrozumienia niż u mnie. W dodatku bardzo Panu zazdroszczę umiejętność czerpania radości z uciążliwego natręctwa. Zastanowiłem się nad sobą i swoim uciążliwym natręctwem. Ne wiem o czym mógłbym w tym duchu powiedzieć, ale bardzo chciałbym mieć coś takiego, co z młodzieńczej pasji przemieniło się właśnie w natręctwo.

Niech żyją statki. Taki tytuł nosi jak na razie (bo jeszcze nie skończyłem czytać) mój ulubiony rozdział książki Powiedział mi wróżbita, Tiziano Terzaniego, który dla Włochów był tym kim Kapuściński dla nas. Zacytuję:

Statki, cóż to za wspaniały wynalazek. Kiedy posapują, wzdychają i drżą w objęciach morza, pod dotykiem fal, zachowują się, jakby miały ludzkie uczucia. Trzeba je zachować przy życiu w dowodzie miłości, aby uszczęśliwić ostatnich romantyków.

Oczywiście uważam się za romantyka. Nie ma co ukrywać. A na pewno czego się wstydzić. Wykorzystujmy je, aby leczyć z depresji pisze Terzani zaraz po tym zdaniu o romantykach. I ja nie umiem się nie zgodzić. Położenie się na drewnianym pokładzie w rozgwieżdżoną noc, poddanie się delikatnemu bujaniu morza. Zanurzenie się w przestrzeń, otchłań świata. Zdanie sobie sprawy, że z perspektywy Drogi Mlecznej, jesteśmy drobinką, zabitą dechami wsią. A jednak jesteśmy. 

Statki są moim sposobem na puls. Ale czy natręctwem? 

W 2016 roku wróciłem z rejsu do Wietnamu. Miałem wtedy myśl, żeby zostać oficerem na statkach. Wie Pan, ja nigdy nie uważałem się za dobrego przywódcę. Nie mam predyspozycji. Tak jak Pan pisze o byciu krytykiem, tak ja myślę o sobie w kwestii rządzenia ludźmi. Moja natura sprawia, że częściej znajdę wytłumaczenie i zrozumienie ludzkich słabości, wybryków, nieścisłości. Nie umiem narzucać swojego zdania. Nigdy, przenigdy nie sądziłem, że lepiej abym ja coś zrobił, bo robię rzeczy dokładniej niż inni. Nie. Ja wręcz przeciwnie. Wolę słuchać ludzi. Zgadzać się z nimi. Iść wskazaną ścieżką niż szukać rozwiązań problemów. To smutne, bo znaczy że jestem bardziej naśladowcą niż twórcą.

Z tą swoją samoświadomością wiedziałem, że nie mógłbym być kapitanem, albo chociaż oficerem na statku. No ale... No ale bardzo chciałem. Bo jestem romantykiem i statki nie są dla handlu, dla zarabiania pieniąchów, wożenia ludzi. One są dla romantyka.

Udało się mi w tym samym roku popłynąć jako oficer na statku szkoleniowym Pogoria, był to mój własny test. Pomyślałem sobie, że jeżeli dam radę zarządzać niewielką wachtą. Udźwignąć odpowiedzialność za ludzi, statek, mienię, może warto iść za tym bezsensownym marzeniem. I rzeczywiście. Okazało się, że moje podejście do ludzi. To jak zarządzam czasem. Odpowiedzialność. Że to wszystko sprawia, iż jestem w tym dobry. Dostałem nawet od swojej wachty koszulkę Najlepszy oficer. Jestem z niej dumny.

Poszedłem do szkoły. Uczyłem się od września 2016 roku do maja 2017 roku. Musiałem się przeprowadzić do Trójmiasta. Trzeba było siedzieć osiem godzin w szkolnych ławkach. Uczyć się na nowo matematyki, fizyki, geografii, prawa. Tylko pod zmienionymi nazwami brzmiącymi jak Stateczność, Astronawigacja, Nawigacja, Zarządzanie. Trzeba było się nauczyć języka angielskiego na nowo. Tutaj używam innych zwrotów, słów. Jest inna budowa zdań. A to dopiero początek. Trzeba było pójść na morze. Pierwszy kontrakt polegał na czyszczeniu kibli i obsługi dźwigów na bujającym morzu. Zacisnąć zęby. Spałem po cztery godziny dziennie. Drugi kontrakt polegał na wspinaniu się na maszty, ganianiu z linami, słuchania rozkazów. Trzeci i czwarty. I piąty.

Mogłem zdać ten egzamin w zeszłym roku. Ale oczywiście życie napisało swoją wersję. Wie Pan, że nie dogadywałem się z najważniejszym profesorem na tej uczelni, jak nie w całej Gdyni, jeśli chodzi o wykształcenie oficerów statków handlowych. U tego profesora przedmiot zdawałem sześć razy. Tak często, że przepisy morskie znam na pamięć. Potem nie podpisał książki praktyk, więc musiałem znów popłynąć na morze w charakterze nosiciela ciężkich doniczek przed trap. Do tego trzeba było zdać i zaliczyć wszystkie kursy. Od 2016 roku bardzo zubożałem materialnie. Jako czyściciel toalet czy wspinacz na maszty nie zarabia się dużo. Nie opublikowałem także książki, którą obiecałem sobie napisać. Olałem swój portal podróżniczy. Nie pisałem artykułów. Nie montowałem filmów, więc kariera youtubera też legła w gruzach. Nic nie zrobiłem w kwestii pisania scenariuszy, a przypominam Panu, że rok przed uczelnią w Gdyni, chodziłem na roczny kurs scenopisarstwa.

Czego najbardziej żałuję? Straciłem kontakt z wieloma kolegami i koleżankami, bo nie miałem na nich czasu. Straciłem jeden długoletni związek. Mój obecny związek poddany został próbie cierpliwości tak dużej, że nawet nie powinienem o tym pisać. Nie miałem czasu dla rodziny. Dla mamy, dla braci. Dla Pana.

Wszystko postawiłem na tę jedną kartę. Na ten egzamin, który w końcu, po trzech próbach zdałem w poniedziałek i wtorek 17 i 18 lutego 2020 roku. I dlatego też w środę 19 lutego przed klatką schodową swojego domu zwymiotowałem.

Ukłony
Stefan W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz