poniedziałek, 23 marca 2020

Ćmy

Szanowny Panie,

[sobota] oglądam z żoną i dziećmi "Narzeczoną dla kota". Zjedliśmy paczkę chrupków-duszków. Sączymy wino. Justyna i ja - dzieci nic nie piją. Miły wieczór. Spokój. Sielanka. Mamy jedzenie i papier toaletowy - zapasy niezbyt imponujące w porównaniu z Pana teściem. Nie mniej, na chwilę obecną, nic nam nie brakuje.

Myślę zresztą, że ta ogólna, w sumie przeważnie dobrowolna kwarantanna, w której się znajdujemy, to coś, czego tak naprawdę potrzebujemy. Że jest to na swój sposób atrakcyjne. Przynajmniej teraz, na początku, kiedy nuda jeszcze nie doskwiera. 

[niedziela] Pięknie. Słońce zagląda w okna. Nie usiedzimy. Jedziemy za miasto. Za Warszawą wszak jest puszcza. Wybieramy losowy zjazd, jedziemy przez jakąś miejscowość, której nazwy nie znamy. J. patrzy na mapę, żeby sprawdzić, czy jest tu jakiś zjazd do lasu. Wjeżdżamy między jakieś domki, wjeżdżamy w las. Szukamy miejsca między dziesiątkami innych samochodów. No, ale o tym już Panu mówiłem...

Wieczorem idę pobiegać. Raczej pusto. Samochodów jeździ zdecydowanie mniej. Co chwilę słychać tylko karetki na sygnale. Mury niebieskie, drzewa, ulice. Na Polach (czy też Polu) ludzi się nie spodziewam - to już raczej późnawo. Ale, ale - co to zza drzew mnie wita? Ognisko, na dwa metry wysokie, na środku parku rozpalone. Wódka z ręki do ręki. Apokalipsa przecież, policja nie zgarnie. A powietrze miłe, już prawie wiosenne.  Tańczą ludzie na krawędzi świata. Omijam ich szerokim łukiem. Znowu słychać karetki. 

[poniedziałek] Justyna pracuje na home office. Na podwójnym etacie. Ogarnij Pan dwójkę znudzoną i stwórz w tym czasie animację, którą będzie można ludziom pokazać. Powodzenia. Ja normalnie w biurze. Chociaż tam też nie tak normalnie. Widać, że szycie. Wszyscy gadają, co dalej, co teraz i że my jak zwykle bez narzędzi, bo kasy szkoda, więc nie można całkiem firmy na zdalne prace przestawić. Wieczorem nie ma kosza, bo obiekty sportowe pozamykane. Poszedłbym.

[wtorek] No i ja też się w końcu doczekałem pracy w domu. Tak mam w kratkę teraz chodzić. Od siódmej do ósmej jest super. Kawa, coś tam sobie już skrobię, nawet wydajnie. Później jeszcze ustalam na czacie ze współpracownikami, co i jak. Potem dzieciaki wstają - śniadania, zęby, kaszle, nebulizacje, przetargi, audyty na telefon, krzyki na Antka, płacze, wymyślanie zabaw i próby wywiązania się z obowiązków, żeby ten grosik do grosika, żeby dziobaczkę zapchać ziarnem, coby brzuszek nie burczał. Gross. 

O 15:30 kończę ten kołowrót. Zabieram dzieciak na dwór. Na place zabaw mówią, żeby nie chodzić. I nie do ludzi. To bierzemy piłki dwie i na boisko przy szkole. Teraz jest puste. Ze zdziwieniem stwierdzam, że Antek od ostatniego razu, kiedy kopałem z nim piłkę, zrobił spore postępy. Prowadzi już jakoś tę futbolówkę i nawet w miarę próbuje zwody robić. Coś tam jednak robią w tym przedszkolu. Wygłupiamy się na trawie. Chyba z szesnaście stopni albo siedemnaście na plusie. Czuć zapach pieczonych kiełbasek. To młodzi z domu studenckiego "Sabinki" wylegli na swoje podwórze. Grają w siatkówkę, koszykówkę, grillują, śmieją się i imprezują. Beztrosko. Ile tam może mieszkać osób? Ze dwieście, pięćset,więcej? Z jeden cmentarz można by wypełnić pewnie.

[środa] Źle mi idzie
zawiadywanie pracami działu 
i służenie domu mojemu 
z poziomu stołu kuchennego, amen.

– Akcja „Zostań w domu” to najlepsza metoda zapobiegania rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Do wszystkich państwa kieruję ten apel o pozostanie w domach – podkreślił Mateusz Morawiecki w TVP Info.

[czwartek] Wychodzę. Jadę do biura na rowerze. Po drodze muszę wpaść do mechanika, bo w poniedziałek zostawiłem mu samochód - zbiornik paliwa przerdzewiał i pękł. Założyli nowy. Gadam z majstrem. Mówi, że był problem z częściami, ale że na allegro dostał w dobrej cenie pasujący bak, gdzieś pod Grodziskiem. Łazimy po warsztacie, pokazuje mi, co robili, że już ładnie, że nie cieknie. Kaszle. Przeprasza - "Pan wie, ja chory jestem strasznie, kaszlę, ostrzegam!" Po dziesięciu minutach gadania. Dziękuję. 

[piątek] Antek urządza "Ważną konferencję o dzikich zwierzętach". Głównie dla dzieciaków naszych znajomych, ale okazuje się, że wydarzenie cieszy się dużym powodzeniem. Ludzie przygotowują swoje ulubione zwierzęta - technika dowolna - i opowiadają o nich. Wymieniają się też ciekawostkami na temat dzikich zwierząt. Telekonferencja podobno bardzo udana. Nie biorę udziału. Pracuję. #nieobecnytata

Uczę się korzystać z gif-ów w konwersacjach na messengerze. Czuję się bardziej młodzieżowy. 

Liczba zarażonych w Polsce to trochę ponad cztery stówki. Chyba nieźle. Spodziewali się, że może być i tysiąc. A tu nie. Dobrze rządzą. Zuchy. 

[sobota] Pierwszy dzień wiosny. Bez młodzieży na ulicach. Bez wagarowania - bo przecież weekend. Bez wina na trawie. 

Podczas wieczornego biegania widziałem lisa. Kuny widywałem nieraz, czasem szczury (ale to raczej nad ranem, jak się jeszcze z imprez wracało), o jeże to się nieraz potykam, ale lis w środku miasta? Ludzie siedzą na dupach, natura odbiera, co jej. Może coś się kończy? 

[niedziela] -Tato, a czy kiedyś naprawdę można było wychodzić z domów, kiedy tylko się chciało? Tak bez przepustki?
-No tak. I nawet bez maski. I za granice nawet można było jeździć. Jak byłem w Twoim wieku, to byłem z rodzicami w różnych krajach. Nawet w Azji byliśmy. Chodziliśmy po dżungli. Małpy spotkaliśmy...
-Weź, nie gadaj! 
-Poważnie!
-Wszędzie można było jechać. Samolotami latać. 

Wiosna już. Dobrze, że zimno, to się tak wychodzić nie chce. 
Pozdrawiam.

Paweł D.

2 komentarze: