wtorek, 31 marca 2020

I w końcu spadł śnieg

Szanowny Panie,

[poniedziałek]: Biegam samotnie po lesie z Zochą. Pół godziny drogi od mojego miejsca zamieszkania. Widzimy jelenia. Zimno szczypie w nos. Mam mały, zielony tornister, w którym trzymam kawałek gorzkiej czekolady i duży termos z kawą rozcieńczoną wodą. Trafiam na powalony pień brzozy. Jest środek lasu. Na żadnym ze szlaków. Jakaś dróżka wydeptana przez zwierzęta najwyżej. Milknę. Jest cisza. Świat zamarł.

[wtorek]: Spaliłem zasilacz do modemu. Panika w domu. Nie będzie internetu. Nie wytrzymamy ze sobą. Nawet Zocha smutna chodzi. Na szczęście kupuję w małym sklepie elektronicznym inny zasilacz. Uratowałem swój czas w izolacji.

[środa]: Od czterech dni pracuję nad dziesięciominutowym filmem na temat powrotów do Polski z powodu koronawirusa. Kolega zbuntował się kapitanowi. Cholernie dużo czasu zżera takie montowanie. Zwłaszcza że uczę się darmowego oprogramowania. Oczywiście w takich przypadkach wszystko co ma się zepsuć psuję się. Zastanawiam się czemu mi się chcę. Udaje się mi go w końcu opublikować. Po sześciu dniach ma 168 wyświetleń.

[czwartek]: Obostrzenia w sklepach. Lądujemy w jakimś dużym, na peryferiach miasta, w drodze do lasu. Okupiliśmy się na kolejny tydzień. A potem ten sklep ogrodniczy. Nakupowaliśmy doniczek i kwiatków na balkon. Potem cały dzień będę montował te doniczki, bo przecież ktoś je wymyślił, ale zupełnie nie da się ich umiejscowić na naszej poręczy. Uratował mnie spinacz do prania. Musi Pan to kiedyś zobaczyć. Po wszystkim zapraszam.

[piątek]: Pomidory zaczęły kiełkować. Nasadziliśmy dziewięć doniczek pomidorów. Już są. Natura jest niezwykła. Wystarczyło włożyć coś w ziemię i podlać. Nieprawdopodobna siła przyrody. Naprawiam zamek w drzwiach wejściowych. Olejuje też wszystko co się da.

[sobota]: Od rana sprzątamy mieszkanie. Tak sami z siebie bez słowa. Potem siedzimy na ukwieconym balkonie i uczymy się języka hiszpańskiego. Nie puszczamy muzyki z balkonów. Nie będziemy integrować się z sąsiadami. To nie studniowe podwórko.

[niedziela]: Wstydzę się iść do sąsiadki z dołu, która popala papierochy w łazience. Cały dym ląduję w naszej toalecie. Śmierdzi, udusić się można. Już jej zwracałem uwagę. Było dobrze przez jakiś czas, ale uziemiona w domu chyba uznała że może sobie pozwolić. Nie wiem co ja mam jej powiedzieć? Poprzednio mi powiedziała, że nigdy więcej nie zapali. Widać zapomniała, a ja się duszę.

[poniedziałek]: Spadł śnieg.

Ukłony
Stefan W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz