poniedziałek, 15 marca 2010

Matka Boska pierze drze

Szanowny Panie,

nie chcę Pana dołować, więc przyjmę narzuconą mi rolę "tego od dobrych nowin". Za oknem mamy bajkę. Warszawa a nawet Piaseczno przykryte puchem wygląda cudnie. Szkoda, że nie było Pana wczoraj. Wychodząc z Dramatycznego zachwyciłby się Pan darciem pierzy przez Matkę Boską. Ta boska interwencja w krajobraz sprawiła, że nawet pięknie wyglądał Pałac Kultury i Nauki, za którym przecież nie przepadam. Co do sztuki "Borys Godunow" to szkoda gadać. Nawet klaskać się mi nie chciało. Moim zdaniem porażka na całej linii. Nie lubię sztuk przekrzyczanych, a ta do takiej należała. Aktorzy biegali dookoła sceny i wrzeszczeli. Bez sensu. Nie lubię sztuk, w których aktorzy mówią pod nosem, śpiewają pod nosem. Nie rozumiem o co im chodzi. Było kilka jasnych punktów np. monolog Borysa, ale to tylko mała jaskółka. Na siłę próbowano mnie przekonać o tragedii jaka dzieje się na scenie, a ja przekonać się nie dałem. Oni nawet nie zrobili antraktu. Podejrzewam, że nie chcieli aby widzowie uciekli. Odkrywam także nową modę, w której teatr Dramatyczny staje się specjalistą. To już druga sztuka, w której aktor widowni pokazuje pośladki. Ja nie wiem, czy to było konieczne. Głupie raczej. A może taka aktorska dosłowna próba powiedzeni gdzie się ma widownię. I niech ma w dupie. Ja do Dramatycznego chodzić nie będę. Wygwizdałbym ich, ale chyba nie mam dość tupetu.

Wpis jednak miał Panu dać nutkę rozrywki. Nie ma przecież jak narzekanie na czyjąś pracę. Prawda? Można się wyżyć. Wylać wiaderko pomyj. To przyjemne.

Nie zgadzam się z Panem. Warecka truskawka, dzisiejsza Warszawa jakie to kopie? Truskawka to osobny byt. Nieporównywalny z niczym innym. Gdzie jej do jakichś francuskich, węgierskich, czy chilijskich win? Czy któreś z tych win smakowałoby z świeżym chlebem z piekarni jak ta truskaweczka? Czy dla któregoś z tych trunków warto było nie chodzić na geografiję? Pan sam przyznaje, że to młodość.
A Warszawa! Ta przedwojenna zupełnie inna. Nie ma co porównywać nawet. Były inne budynki, inne akcenty i inni ludzie. Wojna stolicę zniszczyła, a dobił socrealizm. Teraz mamy naszego potworka, którego jednak lubię. Znajduje w nim przyjemności. Ale też wiele w nim mnie wkurza. I to jest dziwne. Bo nie wkurzają mnie już te socrealistyczne pomysły, te bloki, ale dzisiejsze pomysły. Denerwują mnie podziemia, w których zawsze śmierdzi pieczonym serem. Krew mnie zalewa na takie wynalazki jak galerie handlowe przez które po stolicy nikt nie spaceruje. Zmniejszanie parków na rzecz osiedli itp.
Kurna znów narzekam, ale jaka to przyjemność.

Patrzę za to okno i mam ochotę wyjechać. Gdyby mi płacono za jeżdżenie choćby po Polsce to bym z pracy nie wychodził.

Ukłony

Stefan W.

P.S. Coś o architekturze. Czy zna Pan tę stronę internetową? http://bryla.gazetadom.pl/bryla/0,0.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz