pisanie coś mi nie idzie. Nic nie poradzę. Natura tak mnie ukształtowała. Jestem leniem. Do tego takim dziwnym... takim, który w zasadzie nie może powiedzieć "jestem". Taki leń "bywa". Tak, tak... to samo tyczy się niektórych innych czasowników. Mam pasje? Raczej miewam. Z większością jest problem przy tego typu odmianie, ale rozumie Pan o co mi chodzi. Myślę, że to kwestia jakiejś chemii. Zjawiska wywołują euforię. Wydaje się, że staną się moim światem całym. I są. Przez dni kilka są. Może być, że przez tydzień czy miesiąc nawet. Nie ma jednak nadziei. Zbledną w końcu, smak stracą, zapach. Jednego dnia góry złota przypominają, a drugiego nic już nie znaczą.
Wiem. Jak mam zły humor, to pisać nie powinienem wcale, bo toż to stuprocentowy obciach we flakoniku do globalnego śmietnika wrzucam. Jak to mówią - chuj tam! No i w tym miejscu powinienem się zaczerwienić, spuścić oczy, a potem pomyśleć trochę nad swoim postępowaniem. Czy chcę zaniżać poziom współczesnego języka pisanego? Czy rzeczywiście wypada używać wulgaryzmów w miejscu publicznym? Nie starczy, prostaczku, jak sobie pod nosem klniesz jak szewc, kiedy twój zawodnik w NBA 2k10 znów okazuje się pikselową pokraką, która z koszykarzem ma tyle wspólnego, co Truskawka Warecka z jakimś szlachetnym Bordeaux? A spojrzy Pan - to dosyć zabawne porównanie. Przecież koszykówka na światowym poziomie i dobre wina są dla mnie jakimś dalekim, abstrakcyjnym wręcz, majakiem. A Truskawka Warecka? Historia młodości. Może niezbyt chwalebna, ale namacalna. Prawdziwa. Jaki z tego morał? Żyję w rzeczywistości kopii. A ta nasza (powiedzmy, że nasza) Warszawa? Czy to nie jest kopia przedwojennej stolicy Polski przypadkiem? Ech, przepraszam. Próbuję tylko poruszyć nieco krew w Pana skroniach.
Nic mnie się nie chce. Pan lepiej napisze, co tam u Pana dobrego słychać. Trochę rozrywki mi Pan może dostarczy.
Wiem. Jak mam zły humor, to pisać nie powinienem wcale, bo toż to stuprocentowy obciach we flakoniku do globalnego śmietnika wrzucam. Jak to mówią - chuj tam! No i w tym miejscu powinienem się zaczerwienić, spuścić oczy, a potem pomyśleć trochę nad swoim postępowaniem. Czy chcę zaniżać poziom współczesnego języka pisanego? Czy rzeczywiście wypada używać wulgaryzmów w miejscu publicznym? Nie starczy, prostaczku, jak sobie pod nosem klniesz jak szewc, kiedy twój zawodnik w NBA 2k10 znów okazuje się pikselową pokraką, która z koszykarzem ma tyle wspólnego, co Truskawka Warecka z jakimś szlachetnym Bordeaux? A spojrzy Pan - to dosyć zabawne porównanie. Przecież koszykówka na światowym poziomie i dobre wina są dla mnie jakimś dalekim, abstrakcyjnym wręcz, majakiem. A Truskawka Warecka? Historia młodości. Może niezbyt chwalebna, ale namacalna. Prawdziwa. Jaki z tego morał? Żyję w rzeczywistości kopii. A ta nasza (powiedzmy, że nasza) Warszawa? Czy to nie jest kopia przedwojennej stolicy Polski przypadkiem? Ech, przepraszam. Próbuję tylko poruszyć nieco krew w Pana skroniach.
Nic mnie się nie chce. Pan lepiej napisze, co tam u Pana dobrego słychać. Trochę rozrywki mi Pan może dostarczy.
Ukłon z przytupem, głowa pod butem!
Paweł D.
P.S. Proszę, jakie mieliśmy egzotyczne widoki w samym środku miasta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz