wtorek, 2 marca 2010

Kaczogród moje miasto

Szanowny Panie,

bardzo się cieszę, że poruszył Pan ten temat. Stolica w literaturze o tym szeroko pisać można a jeszcze lepiej jak najwięcej na ten temat czytać. Nie idzie mi tutaj o literaturę faktu. O przypominanie jak było. Oczywiście to jest też ciekawe, ale jeszcze bardziej interesująca jest literatura, w której Warszawa jest jednym z bohaterów. Ślusarz Stanisław Dobiasz to właśnie uczynił pisząc "Chłopcy z ferajny Godlaka". Dzięki takiej literaturze czytelnik interesuje się miastem. Czego Pan jest przykładem. Zaczyna (człowiek) szperać, grzebać, doczytywać. To taka detektywistyczna radocha, podnieta odkrywcy. Miasto jest wtedy tkanką na której się pracuje, której warstwy się odsłania i robi wielkie oczy na to co widzi. Dzięki temu pan Pszoniak nie będzie pisał:

"(...)W ogóle ta Warszawa... Po prowincjonalnie nadętym Krakowie znalazłem się w miejscu pozbawionym formy, byle jakim, krzykliwym, żyjącym sensacjami wynoszonymi z ministerialnych gabinetów. Ten awansuje, tamtego za chwilę wykopią, a ten to był człowiek, lepiej się z nim nie zadawać. Miasto odbudowane na cmentarzu, więc niepewne, tak jakby bez fundamentów... Ktoś mi powiedział, że trasy znacznej części warszawskich ulic były wyznaczone według dozorów artyleryjskich dla armat z Cytadeli. Coś w tym jest!...(...)"
Wojciech Pszoniak "Aktor" wyd. Literackie

Proszę zwrócić uwagę na te zdania dotyczące miasta nie społeczeństwa (to osobny temat). Dużo ludzi nie widzi w stolicy jej ducha. Ktoś kiedyś, znaczy wiem kto bo Tomasz Bagiński powiedział mi, że stolica ma kilkanaście dusz. Każda dzielnica ma swój klimat. Dzięki temu, można znaleźć swoje miejsce tutaj. Pan twierdzi, że Powiśle jest Pana ulubioną dzielnicą, Pan Muniek Staszczyk śpiewa o Żoliborzu, Pani Małgorzata Rejmer pisze o Pradze Południe. Wystarczy się dobrze rozejrzeć i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Swój kąt. Nie można próbować objąć Warszawy jako całości. Tak się nie da. Człowiek się zgubi. Lepiej skupić się na dzielnicy, a czasem na ulicy. Zakochać się w niej. Ech... Warszawa moje miasto.


Tylko Panu i Pannie Justynie przyklasnąć pomysłu z archeologicznym kopaniem. Będzie Pan potrzebował pomocy? Proszę się nie krępować.

Pozwoliłem sobie zacytować szanownego Pana Wojciecha Pszoniaka. "Aktor" to świetna książka, którą kupiłem na urodziny mamie, ale Pan zna ten rodzaj prezentów, które się kupuje dla siebie. Przyznaje się bez bicia. Dodam tylko na usprawiedliwienie, że mamie zostawiłem pierwszeństwo lektury. Historia życia Wojciecha Pszoniaka w formie wywiadu przeprowadzonego przez Michała Komara, która to próbuje wyjaśnić kim jest aktor:

"(...) Robić miny gestykulować, mówić tekst nauczony na pamięć z nienaganną dykcją? Płakać, śmiać się, umierać na zawołanie? A potem - jak gdyby nigdy nic - wsiąść do samochodu, pojechać do domu i położyć się spać? Można i tak. (...)"

Autor próbuje wyjaśnić czym dla niego jest aktorstwo. Jak w postaciach, które gra stara się znaleźć siebie. A przy tym opowiada niebywałe historie w jakich się znalazł. Tak jakby całe życie było teatrem, w którym trzeba jakoś "to" zagrać. Świetna książka, którą Panu polecam.

Panie Pawle pewnie ciekawy jest Pan jak mi było na premierze "Zabłąkanej" Verdiego. Albo nie napiszę. Proszę o to pytać w następnym liście.

Ukłony

Stefan W.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz