czwartek, 22 grudnia 2011

Latające ryby z rumem i trzciną cukrową

Szanowny Panie,

około dziesięciu węży spało smacznie na mchem pokrytej skale wygrzewając się w słońcu. Gdy podszedłem do jednego, ten wyczuł niebezpieczeństwo, obudził się i skoczył na mnie wbijając swe zęby jadowe w moje ramię. Na szczęście miałem na sobie grubą bluzę, która ochroniła moją skórę przed ukąszeniem. Zrzuciłem węża z siebie i uciekłem. Niestety wpadłem w pułapkę. Spora skała odcięła mi drogę ucieczki, więc żeby wrócić w bezpieczne miejsce musiałem znów przejść koło syczącego gada, który w tym czasie swym długim językiem starał się mnie wyczuć. Postanowiłem odwrócić jego uwagę rzucając kamień w drugą stronę. Niestety była to cwana bestia. Rozszyfrowała moje intencje i rzuciła się na mnie, wgryzając się w mój nadgarstek. Złapałem go za łeb tuż za żuchwą, jak to robią w filmach i wyjąłem zęby jadowe. Zrobiłem to nieumiejętnie, więc udało się mu ukąsić mnie raz jeszcze. Mocno, znacznie mocniej niż to było konieczne zacisnąłem go i zaniosłem do szpitala, żeby pokazać co mnie ukąsiło i żeby dali mi surowicę. Wiedziałem już, że to nie czarna mamba bo padłbym martwy już po paru sekundach od ukąszenia. Zanim dotarłem do szpitala wąż zbladł aż stał się bielusieńki. Wytłumaczyłem sobie, że to z powodu mojego uścisku. Zdychał. Zwolniłem uścisk, a ten to wykorzystał i dziabnął mnie po raz trzeci, tym razem zostawiając w skórze zęby jadowe. Gdy je wyciągałem z nadgarstka... obudziłem się. Spałem w swojej koi, pod śpiworem bo zimno... na żaglowcu, na Karaibach.

Wyobraźnia mówi, że Karaiby są gorące i to Raj na Ziemi. Deszczowy Raj. Karaibska pogoda to na przemian deszcz i słońce, w dodatku ciepły porywisty wiatr. Pamięta Pan, że w zeszłym roku byłem na żaglowcu? I do tej pory nie mogę uwierzyć, że w końcu dopiąłem swego i jestem na Karaibach. Nie wierzyłem w to wszystko aż do momentu gdy zobaczyłem Frycka stojącego na kotwicy w niewielkiej zatoczce na Martynice. Wcześniej całą noc przespałem w parszywym i nieproporcjonalnie drogim hotelu w Fort de France. Mój couch surfing mnie wykiwał. Gdyby nie odrobina szczęścia musiałbym tam wrócić na kolejną noc. Nie! Zostawmy już to za sobą. Teraz jestem na Chopinie!!! Wcale a wcale nie wypoczywam, tylko ciężko pracuję. Jeżeli nie mam czterogodzinnych wacht, na których trzeba stać i obserwować okoliczny świat i gwiazdy to pracuję w kambuzie, albo jako brygada RR, czyli pomoc bosmana w najróżniejszych robotach, od sprzątania, po włażenie na reje i dokręcanie, szycie, związywanie, czyszczenie, skrobanie, walenie młotem, wspinanie się, zwisanie, pływanie pontonem. Kręgosłup mnie boli, kark spięty, palce u nóg poobijane (chodzę na boso), skóra na dłoniach mi grubieje, spaliłem sobie do czerwonego plecy i nos, od paru dni się nie myłem, bo jest przecież morze Karaibskie, więc codziennie się kąpie i powtarzam to kolejny dzień w Raju. Włosy stoją mi od soli na sztorc, skóra słona, a zatem pieczą mnie niezliczone zadrapania, skaleczenia etc.

To prawda, że najpiękniejszy na świecie jest żaglowiec pod pełnymi żaglami. A Chopin wśród żaglowców jest chyba jednym z najładniejszych. Niech Pan spojrzy na tą smukłą linie i idealną proporcję między masztami, a długością kadłuba. Poezja. Do tego tylko dodać konie w galopie. Znajdę sobie tu może jaką plażę, wypożyczę konia i przejadę się, aby poczuć i to piękno. Właściwie plażę tu znalazłem na Guadelupie. Ekstra fale, ale jeszcze fajniejsza była wycieczka w głąb wyspy, wzdłuż rzeki i kąpiel w dżungli. Do tego żaglowca i koni w galopie doliczyć należy piękną dziewczynę w tańcu... do zrobienia.

Pięknych dziewcząt tutaj jest mnóstwo. Uroda kreolek czasem dech zapiera. W dodatku niezwykle zgrabne bestyjki... no palce lizać.

Widziałem już Martynikę, Dominikę, Guadelupę a dzisiaj jestem w Antigue. Martynika się mi nie podobała, chociaż to tam produkują najlepszy rum na Karaibach. Dominika była jak z obrazka. W dodatku wszędzie pachniało trawą i jak tylko wyszedłem na ląd to zaproponowano mi worek z trawką, a potem zaproszono do wspólnego palenia zioła. Oczywiście odmówiłem!!! A Antigua to dla mnie ważna wyspa. To na nią miałem płynąć dwa lata temu na żaglówce przez Atlantyk. Dzień przed wypłynięciem odmówiono mi udziału, chociaż wszystko miałem ustawione. Dzisiaj pierwszy stanąłem na lądzie, a kilka sekund wcześniej zobaczyłem swojego pierwszego w życiu żółwia morskiego. To dobry znak. W ogóle to mam dobre znaki ostatnio. Spełniają się moje małe życzenia. Oprócz żółwia widziałem wczoraj w nocy latającą rybę. To dziwne bo te stworzenia pływają w ławicach, więc jak widzi się jedną to powinno być obok znacznie więcej, ale ta była sama. Specjalnie dla mnie, bo to ja ją pierwszy zobaczyłem!!! Na Guadelupie spełniłem swoje inne małe życzenia. Ssałem trzcinę cukrową, którą dostałem od pewnej grubaśnej starowinki w porcie. Pychota. Trzcina wygląda jak bambus, ale ma słodki środek. Z tego robią tutaj rum. A zatem dobry rum pije się z odrobiną trzciny cukrowej i limonki. To tak na przyszłość. ;) Gdyby przyszło nam razem raczyć się tym trunkiem. Oprócz trzciny cukrowej wykąpałem się w rzece w dżungli. Zrobiłem błąd bo nie na waleta, dziewczyny z którymi tam byłem nie za bardzo chciały, ale i tak warto było.

Panie Pawle radosnych świąt Panu życzę i spełnienia najmniejszych życzeń, choćby takich jak widok latającej ryby.

Stefan W.

2 komentarze:

  1. Co do snu, to co by na to Freud powiedział?
    Hmmmmm.....

    Stefan, Wesołych świąt Ty wariacie!:)
    Bardzo jestem ciekawa jak one u Ciebie będą wyglądać...opisz koniecznie!
    Buziaki od panienek i hugsy od chłopaków

    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  2. Tutaj jakoś tak fajniej to wszystko opisałeś niż w liście do mnie. Przez moment z tymi wężami to uwierzyłam. baw się dobrze !

    OdpowiedzUsuń