niedziela, 4 grudnia 2011

To, co wiesz

Szanowny Panie,

to się napiliśmy. Zupełnie tak, jak Pan chciał. A ja znowu znalazłem się w sytuacji, w której mógłbym zacytować moje myśli sprzed tygodnia. Że też człowiek lubi się tak okłamywać. Nie napiję się. Nie napiję. Pierdoły jakieś. Zawsze kończy się tak samo. Daje to do myślenia. Bo po co tak naprawdę okłamujemy siebie? Nie jest nas dwóch. Jeden jestem. Nie ja i ja. Tylko ja. Ja. Jeden. Tymczasem aż boję się robić rachunek sumienia. Grzechy? Mam ich dużo. Czasem za dużo. Czasem jednak... za mało. Bo czasem chciałbym być niegrzeczny. Czasem chciałbym mieć wspomnienia inne. Bo na ten przykład biłem się w młodości za mało. Z drugiej strony czasem człowieka dopada jakaś miłość do świata i jakiś demon pacyfizmu, i myśli człowiek, że podnieść rękę na drugą istotę wszak obrzydlistwem jest niebywałym. Ale to tylko przykład. Bo ja w mózgu mam pomysły na różne kreacje. Różne pomysły na siebie. Jestem włóczęgą, podróżnikiem, lekkoduchem, wojownikiem. Samotnikiem, ale też duszą towarzystwa. Setką osób. I z pewnością się oszukuję myśląc, że ktokolwiek widzi we mnie którąkolwiek z tych postaci. Co inni widzą? Ja nie chcę wiedzieć. Panie drogi! Gdybym się tylko dowiedział! Ach! Umarłbym najpewniej.

Nie mam brzucha. Mam? Czasem przyznaję, że mam. Mówię - ale mam brzuch! Ale tak naprawdę myślę, że go nie mam. Tak! Nie mam go. Wierzę w to. Wpajałem to sobie wystarczająco długo, żeby się do tego przyzwyczaić. A lustro? Komu mam wierzyć? Kawałkowi szkła? Czy sobie?

Panie Stefanie, czy człowiek potrzebuje prawdy? Niech Pan mi odpowie, bo ja już nie wiem naprawdę. Myślałem kiedyś, że potrzebuje. Lepsza najgorsza prawda, niż kłamstwo. Tego mnie uczono. Tego uczono Pana. Ale przez te lata wszystkie tak się człowiek tarzał w tych kłamstewkach mniejszych i większych, tak je smakował, tak przechodził ich zapachem. Otwiera Pan oczy. Szeroko. Co Pan widzi? Jaki świat? Jakich ludzi? Kim jest prezydent? Marionetką? Mężem stanu? Co skrywa? Kim są Ci ludzie w telewizji? Czy nie są aktorami? Czy kiedy staje Pan przed kamerą, to nie wchodzi Pan w rolę?

Ja wiem. I ja przepraszam. Wylewa się ze mnie naiwność. Ja wiem, że to już wszystko było. Wiem, że to wszystko to ten człowiek w teatrze życia. I o to najzwyklejsze życie mi chodzi. O odczucia, uczucia, wybory. O zdrowy rozsądek, logikę, i ufność w naszą skromną wiedzę. O melodramatyczny ton mojej wypowiedzi. O fakty.

Ach, Panie Stefanie, co za mętlik w głowie. To od tej wódki chyba. Ach, ech, och. Ojojoj! Panna J. każe mi wzdychać teraz dużo. To podobno dobre na głos. A ja to lubię po prostu. Oj, oj, oj... Ech...

A Pan to jeszcze wierzy w słońce i gwiazdy? Bo ja myślę, że co rano ktoś nam po prostu wielką lampkę włącza.

I te komputery cholerne. Dlaczego nie urodziłem się w czasach, kiedy ich nie było. Przecież to jest jakiś wampir wstrętny, który wysysa krew z naszej całej rzeczywistości. Pasożyt jakiś. No... ale to już temat na inny wieczór. Czas zamknąć oczy na kilka godzin.

Paweł D.

1 komentarz: