niedziela, 26 lutego 2012

Gryz w (Pańską brudną) stopę

Szanowny Panie,

ale ma Pan śmieszną brodę. Czy to tylko złudzenie optyczne, czy faktycznie wyrasta Panu tylko tak od dołu jakoś? Mógłby Pan spokojnie wystąpić w teledysku „Amish Paradise”. Bez dwóch zdań!

Mój Boże, ale to ja teraz widzę dopiero, że na tym świecie to nic nie ma. Tylko złodzieje, żebracy i wyzyskiwacze. Żeby w pociągu łańcuchami… Mój Boże. I w hotelu z sznureczkami… Skandal. I po co to Panu było, Panie Stefanie? Przecież tam Panu się pewnie ciągle pić chce, i upał, i parno. W oczach się Panu mieni od tych kolorów. Języka w gębie Pan już zapomniał i nawet nie pamięta, jak jest po naszemu „dzień dobry”. No same nieszczęścia Pana spotykają! Aż żal czytać! Ale… zachciało się przygód. Zachciało się podróży. Ma Pan za swoje. A mógłby Pan przecież żyć po bożemu. Czy to tak trudno? Tu u nas. Na miejscu. A nie się szwędać, jak włóczęga jaki.

Panie Stefanie, na zachętę napiszę, że tu u nas jest z dnia na dzień coraz piękniej. Bilety PKS zdrożały co prawda ostatnio o 50 groszy. Ale… coś za coś – jeździ się wszak całkiem szybko, bo śniegu już prawie nie ma. Do pracy śmigam w godzinkę. No, może troszkę dłużej. Ale w warunkach komfortowych przeważnie. Złodziejstwa nie ma. Zdrzemnąć się można spokojnie. A nie, jak w tych waszych Indiach. Poza tym nawet w autobusach widać, że idzie na lepsze. Na przykład mamy już w autobusach ekrany, a na nich reklamy przeróżne. W biały dzień chociażby, w drodze do szkoły, czy do pracy, przeciętny Polak z małej mieściny może sobie obejrzeć na takim ekranie gorącą Kamilę, która tylko czeka na jego telefon. Albo inną, z pewnością niezwykle miłą, a przy okazji lekko rozchełstaną dziewczynę. Demokracja, jak się patrzy. Fantazje dla każdego. Cudnie.

***

Ech… tak to jest przerwać pisanie w środku wypowiedzi. Od wczoraj okazało się, że Państwo już wróciliście. Dziś pokazał mi Pan zdjęcia z podróży i tym samym rozwiał Pan moje nadzieje na to, że będę w stanie zmieszać Pańską życiową postawę z błotem. Bo, przyznaję, oszukiwałem się. Myślałem, że to moje codzienne wstawanie do pracy o 6.30 ma jeszcze jakiś sens. Że codzienne starania w dłubaniu tych cholernych przetargów mają jakiś sens. Że pochylanie głowy i drążenie tuneli w tej szarej, gęstej masie zwanej codziennością ma jakiś sens. Ale nie. Nie, Panie Stefanie. To Pan ma rację. Bo ma Pan odwagę i ma Pan silną wolę, i kreuje Pan tę swoją rzeczywistość. Podziwiam Pana. I czuję się przy Panu o taaaaaki malutki. A co najgorsze, to przy okazji rozwija się Pan. I tego już przeżyć nie mogę. Bo i pisze Pan już w miarę przyzwoicie, i zdjęcia robi Pan świetne. Jeszcze niech ten reportaż Panu wypali, to Bóg mi świadkiem, że przestanę do Pana pisać. Ale dobrze. Dobrze. Może ta plugawa poczwara zazdrości, która zagościła w moim sercu popchnie mnie do zrobienia czegoś ciekawego. Albo w ogóle czegoś. Mam nadzieję, że nie będzie to tylko jakieś szczególnie głupie.

Do widzenia, głupi Stefanie (którego ten jeden raz Panem nie nazwę, żeby tak ziarnka gorczycy dorzucić do jego sielskiego żywota).

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz