środa, 1 lutego 2012

Krzyż P. czyli przygoda

Szanowny Panie,

nie mogłem się doczekać tych Pańskich paru słów. Zbierał się Pan i zbierał. Mam nadzieje, że wyjazd do Pragi sprawi, że trochę częściej będzie Pan pisał, żebym czuł się zobowiązany odpowiadać. Życie na żaglowcu jest takie, że ma się trochę czasu na pisanie. Wszystko jest tu tak podporządkowane rozkładowi wacht, pływaniu i kambuzowi, że wolna chwila na słońcu, w hamaku to idealne miejsce do tego żeby zabrać się za nakreślenie paru słów.

Jest SPOKÓJ!!! Niech Pan sobie wyobrazi dziesięciodniową imprezę (50 gości) w swoim mieszkaniu, bez możliwości wyjścia. Tak właśnie było ostatnio na Chopinie. Nawet gdyby goście byli Aniołami, a statek Rajem, to i tak zaszlibyśmy sobie wszyscy za skórę. A tutaj nie było mowy o Aniołach. To byli Polacy i to jeszcze Polonia. Nie wiem czy poznał Pan to środowisko, ale jest dość specyficzne. I na tym temat ten zakończę. Słowo „specyficzne” oczywiście wymaga wyjaśnienia, ale dajmy temu spokój. Najważniejsze, że teraz jest wolność. Rufa wróciła pod nasz rząd, kambuz nie przeraża, a czyszczenie dziobowych kibelków już nie przypomina wyprawy na pole minowe.

Krzyż Południa wisi tuż nad morzem Karaibskim. Wiadomo... króluje na półkuli Południowej, a nie u nas, ale tu już go widać. W zależności od tego czy jestem bardziej na Południu czy Północy widać go albo już o 2 w nocy, albo o 4 nad ranem. Tak czy inaczej ta konstelacja, składająca się z pięciu gwiazd jest dla mnie znakiem przygody, jakby wyjętym z książki, opowieści starego marynarza, albo dziadka co opłynął świat. Dziadkiem jeszcze nie jestem, ale historie już swoje mam.

No i proszę sobie wyobrazić, że płynąłem kanałem sir Francis Drake’a. Na mapie wygląda na szeroki. W rzeczywistości jest wąski, ale imponujący. Kanał stworzony jest przez Brytyjskie Wyspy Dziewicze, które oprócz tego, że są maleńkimi, półokrągłymi górkami, porośniętymi mało wybujałą roślinnością to nie prezentują sobą nic ciekawego. Zupełnie inaczej jest pod wodą w pobliżu tych górek. Tamtejsza przyroda (podobno) jest tak wybujała, że oczy nie potrafią przetworzyć palety kolorów i dostrzec wszystkich rybek. Carib to bodajże po ichniemu wyspa otoczona rafami. Proszę przy tej okazji zwrócić uwagę, że po angielsku ten region nazywa się Caribbean Sea, czyli coś jakby rozrzucone fasolki Caribu po morzu. Rzeczywiście te wyspy przypominają fasolki.

Szkoda, że jeszcze nie nurkowałem na rafie. Jedyne co widziałem to śmiesznie małe rafki utworzone na pomoście do którego cumuje od czasu do czasu Chopin na Dominice. Jednak już ta rafka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Dosłownie paręnaście roślin, kilkadziesiąt ryb a wszystko tak bogate w kolory, że trudno je nawet opisać. Do tego samego miejsca co wieczór przypływa Filip. Miał Pan swojego Filipa, ja mam swojego. Filip to żółw morski, który pojawia się i żeruje w pobliżu Chopina w tym pięknym miejscu. Przypływa zawsze gdy tam jesteśmy, więc on oswaja nas, a nam trudno oswoić jego. Musi Pan wiedzieć, że żółw morski wygląda na ociężałego leniucha, który poprostu sobie leży pod lustrem wody, co parę minut wychyla łebek, aby wciągnąć powietrze i obserwuje inne wodne zwierzęta. Woda kipi dookoła niego... to rybki, które z jakiegoś powodu szaleją wokół żółwia. Nie wiem czym Filip się żywi, ale może właśnie nimi. No więc Filip wygląda na ociężałego, ale to tylko zmyłka. Przekonałem się o tym na własnym przykładzie. Przez długi czas obserwowałem go jak pływa wzdłuż kadłuba Chopina, aż w końcu postanowiłem, że to niepowtarzalna okazja do tego, żeby popływać z żółwiem morskim. Skoczyłem po zestaw ABC (do nurkowania) i delikatnie, po trapowej-drabince zsunąłem się do wody. Ktoś powiedział, że najlepiej nie ruszać się w wodzie i czekać aż ten leniuch sam przypłynie. Tak też zrobiłem, no najwyżej dwa razy zamachałem płetwami i to wystarczyło! Żółw zwiał. Widziałem jak szybko nurkuje na jakieś 14 metrów. Nie było szans go dogonić. Jak się okazało nie jest to ociężały leniuch, ale szybki i sprawny pływak. Można jednak powiedzieć, że pływałem z żółwiem morskim. Co z tego, że za nim i że może 20 sekund i że widziałem raczej jego cień w ciemnej wodzie. Był ode mnie jakieś 5 metrów, a to uznaje za dzielenie wspólnej i bliskiej przestrzeni. Za parę lat tę historię podkoloryzuje i zapewne przybędzie tych żółwi, czasu z nimi spędzonego, więc jeżeli Pan zapamięta ją teraz, to będzie najbliżej prawdy. Najwyżej rozliczy mnie z niej Pan, bo będzie jak w tym kawale:

- Czy to prawda, że w Moskwie rozdają mercedesy?

- Tak to prawda, ale że nie w Moskwie, tylko w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym, tylko na Placu Zwycięstwa, nie mercedesy, tylko rowery i nie rozdają, tylko kradną.

Pozdrawiam


Stefan W.

P.S.

Mam nadzieje, że pozdrowił Pan Bartka G. ode mnie.


P.S2

To oczywiście Dominika i jedna z niewielu okazji gdy Chopin stoi przy kei. To tam pływa żółw Filip. A to nasza tutejsza zabawa huśtawka wisząca z palmy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz