środa, 28 marca 2012

Trzynaście

Szanowny Panie,

Czy zastanawiał się Pan, co można zrobić w trzynaście minut? Ja spróbuję w tym czasie do Pana od pisać. Zrobiłem sobie kawę, puściłem energetyczną muzyczkę i jadę…

Bo ja Panie Stefanie jestem powolny. No takie życie. Taki się najwyraźniej urodziłem. Jako dziecko byłem grubaskiem… a może nawet grubasem… i myślę, że po prostu nie mogłem się wtedy poruszać odpowiednio dynamicznie. I tak mi też zostało. Teraz mam na przykład problem z tym, żeby Panu odpisywać odpowiednio szybko. Powie Pan, że to kwestia woli. No ja nie wiem. Ja to tak siadam i myślę i myślę… i coś napiszę… to czymś się zajmę… to się czegoś napiję… i tu zaraz mi stuka północ na przykład. I później się nie wysypiam.

No i w pracy tak samo. Czasem tak dzień mi mija i ja się później zastanawiam – co ja w tym czasie zrobiłem? Ech… Tragedia jakaś. Dlatego też Panie Stefanie nie nadawałbym się przenigdy na dziennikarza. Jak Pan mi czasem mówisz, że tam to tak wszystko na ‘już’ labo i nawet na ‘wczoraj’. A ja to najwyżej na pojutrze mogę coś przygotować. Jak mi szef coś zleca ‘do końca tygodnia’ to ja przeważnie przeciągam to na dwa miesiące i liczę, że zapomni. Gorzej, jeśli nie zapomina jednak.

Ach, gdybym tak umiał się zmusić do szybszego funkcjonowania! A tak to dupa! Na nic mi czasu nie starcza.

Marzę o przeprowadzce na wieś. Jak są takie dni wiosenne, jak ten dzisiejszy, to po prostu ta myśl nie opuszcza mnie nawet na chwilkę. Miałbym krówki i świnki, i psa, i owce może nawet, żeby Panna J. miała się czym zajmować. Pięknie by było. Tylko powie mi Pan, jak mógłbym wtedy na życie zarobić? I za co świat zwiedzać? Czemuż to życie musi być tak obfitujące w trudne decyzje? Bo niby to gniję w tym mieście najzwyczajniej i od stóp się psuć zaczynam, i w brzuch zarastam i patrzeć już na siebie nie mogę i na te przetargi przebrzydłe, ale zastanawia mnie czy wykrzesać mógłbym z siebie energii tyle, żeby to wszystko do góry nogami teraz poprzewracać. Chyba za ślimak ze mnie na takie rzeczy. Pełzać to może i umiem, i skorupką ciało obłe pokrywać… a żeby tak wyrwać do przodu, jak ten żółw… no, co to, to już za dużo. Oho – trzynaście minutek minęło… więc… koniec na dziś.

Paweł D.

wtorek, 20 marca 2012

Must have polish tv in my rum ;)

Szanowny Panie,

akcja "nie czytasz, nie pójdę z Tobą do łóżka" od razu przypomniała mi mojego kuzyna J., który jako młody chłopak podrywał dziewczę na przeczytane książki. Mówi Pan, że dziewczęta na to nie lecą, ależ oczywiście, że tak. Nie wiem czy Pan wie, ale zmienił się "ideał". W internecie krążą zdjęcia mega lasek łażącymi za "geek-ami" czy jak wolą pisać inni "gikami". To takie chucherka w okularach dla których język HTML i inne tego typu cuda nie skrywają żadnych tajemnic. Bo kobieta bardziej niż ktokolwiek inny Panie Pawle zdaje sobie sprawę, że musi przystosować się do współczesnego świata. I jeżeli już uzna, że potrzeba jej mężczyzny, to wybierze takiego, który ją utrzyma. A "geek" ze swoją wiedzą jest architektem współczesnego świata.

Myślę, zatem że książki mogą być magnesem przyciągającym płeć piękną. Proszę spojrzeć na tego mojego kuzyna. Chłopak jak malowany, wygadany, wysportowany... słowem czarujący. I zamiast na ten swój "czar" to dziewczę informuje, że on książki i owszem, chętnie. Kłamczuch jeden, bo akurat wtedy jedyne co czytał to numery swoich kolegów na boisku piłkarskim.

Zresztą to działa w dwie strony. Mój brat poskarżył się kiedyś koledze M., że ze współczesnymi dziewczętami to nie ma o czym rozmawiać. Są tak głupie, że nawet na sztuce się nie znają. Proszę sobie wyobrazić, że na spotkaniu z dziewczęciem, które ustawił nasz wspólny kolega M., dziewczę było wykute w impresjonistach i tym podobnych. Można? A no można...

Śmieszna sytuacja Panie Pawle. Minister Sikorski informuje mnie i Pana na stronie Twitter (nigdy tam nie byłem, wiem z mediów), że będzie pisał do dyrektora jakiegoś niemieckiego hoteliku o to, aby tam w telewizji były programy w języku polskim. Idea słuszna. No bo podobno w owym hotelu są programy azerbejdżańskie, ormiańskie i irackie, ale nie uświadczy Pan Polsatowskiego, TVN- owskiego, a nawet TVP-owskiego serialu, programu rozrywkowego, czy informacyjnego. Bryndza z nędzą. Śmieszne jest to, że takimi sprawami zajmuje się minister spraw zagranicznych niemal 40 mln kraju! Facet musi mieć niezły grafik. Godzina 9 rano: rozmowa z Jej Królewską Mością, godzina 11 ustalanie wspólnej polityki zagranicznej z kanclerz Niemiec w sprawie Białorusi, godzina 13 napisanie listu do hotelarza na temat kanałów w języku polskim, godzina 15 poinformowanie o tym fakcie internautów.

A może to właśnie tak musi być. Taki mamy świat, że minister zajmuje się kanałami w telewizji. W sumie o swoich zamiarach informuje za pomocą portalu społecznościowego. Portalu, w którym swoje konto mają najwięksi tego świata. Właśnie wlazłem na stronę Kancelarii Premiera. Niesamowite. Kancelaria o swoich zamiarach i grafiku nie informuje przez dziennikarzy tylko przez blog. Dobrze, że na razie piszą o reformie emerytalnej, prognozie wzrostu PKB i spotkaniu premiera z premierem Ukrainy. Żeby jednak byli bardziej na czasie proponuję dopisać co dzisiaj premier jadł na obiad. Zgaduje, że będzie schaboszczak z mizerią. Ale, ale...

...Panie Pawle spokojnie. Premier Tusk ma przecież bardziej "ludzką" twarz. A jest nią jej córka, która prowadzi tak jak i my swój cudowny blog. Chce, aby żyło się nam łatwiej w tym celu pisze w tytule:

Must Have – sweter „rybaka” ;)

Dodaje urocze zdjęcie z nagim ramieniem na plaży i swój komentarz, który zaczyna się tak:

"Odczuwam wielką satysfakcję, gdy coś co kupiłam na wyprzedaży w zeszłym sezonie, okazuje się hitem nadchodzącej wiosny..."

Panie Pawle odczuwam wielką satysfakcję, gdy patrzę na moje jedyne buty zimowe, które już lekko jadą, bo służą mi chyba czwarty sezon. Satysfakcję czuję, że nie musiałem tej zimy w nich zbyt długo paradować i że już spokojnie leżą w piwnicy i tam dojrzewają* do kolejnego sezonu zimowego.

A propos blogu Pani Katarzyny T. poczytałem właśnie dalej ostatni wpis i naprawdę jest zabawny. Proszę spróbować samemu. Bardzo mnie jednak przeraziła tym, że w marcu łazi na bosaka po plażach i to nie wyglądających jak te z południa Francji. Boję się, że dostanie dziewczę wilka. Zwłaszcza, że pod koniec wpisu narzeka na swoje korzonki i lata. Myślę, że napiszę do premiera, aby zainteresował się zdrowiem córki.

Z poważaniem

Stefan W.

*dojrzewają - w tym zdaniu to słowo użyte jest świadomie.

wtorek, 13 marca 2012

Od Zoli to mi się tylko w głowie...

Szanowny Panie,

nie wiem komu próbował Pan tym ostatnim wpisem przypiec – mi czy Pannie J? Nie rozumiem też, co takiego dziwnego w mojej wypowiedzi Pan znalazł? Starałem się, żeby dosyć wyraźnie biła z niej rozpacz. Chociaż rozpacz to takie wielkie słowo. Chyba lepiej napisać, że była to moja smutna refleksja nad naszym marnym losem, a sam Pan przyznał pośrednio, że świat prawdziwych mężczyzn upada. A że napisałem też jakieś dobre słowo o Monologach waginy? Panie Stefanie, brak szacunku dla wroga i niedocenianie niektórych jego działań może czasem człowieka sporo kosztować. Zresztą, patrząc na sprawę już czysto szowinistycznym okiem, to trzeba przyznać, że na scenie pojawiają się od czasu do czasu całkiem niebrzydkie dziewczęta. A że feministki? I że z ust ich wypływają czasem teorie wywrotowe? Panie Stefanie, ostatecznie to przecież mężczyzna posiadł ten dar niezwykły słuchania bez słyszenia. Więc w czym problem?

No dobra, ale jeśli już rozgrzebujemy znowu kwestię kobiecą, to jakie są Pana odczucia wobec innej lewacko-feministycznej akcji, a mianowicie Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka? Spotkał się Pan już z tym hasłem? Wie Pan o co chodzi? Różne znane Panie (a czasem nawet i trochę mniej znani Panowie) robią sobie fotki z książkami i manifestują, że z głąbami, co książek do rąk nie biorą, to oni nic ten-teges ani nic zupełnie. Na stronie projektu jest jeszcze podtytuł kampania społeczna z czytelnicznym erotyzmem w tle. Tak dla jasności niby. Ale ja jednak trochę znowu poczułem się głupkowato. Bo tak myślę, co też oznacza ten czytelniczny erotyzm? Erotyzm – to słowo ze słyszenia znam, ale czytelniczny? No, jak żyję, pierwsze słyszę. Word mi to poprawia, Google odnajduje tylko 55 wyników. Słowo-zagadka. Już mi nawet nieśmiało przeszło przez głowę, że może jednak chodziło o erotyzm czytelniczy? Skarciłem się jednak szybko w myślach, bo przecież te Panie pochłaniają całe tomy, szanują język i toczą boje zaciekłe o pojedyncze literki w słowach przeróżnych... Literówka w pierwszym i kluczowym zdaniu opisu kampanii? Nie dopuściłyby do tego! Zatem coś to znaczyć musi. Tylko jest to kolejny kobiecy sekret pewnie.

Odbiegam jednak od tematu. Uważa Pan, że to ma sens w ogóle? No bo co? To jak podejdę do dziewczyny z książką teraz, to mam mówić: Przepraszam uprzejmą Panią, ale ja czytam, więc jeżeli byłaby szansa na stosunek, to chciałbym zapewnić, że nawet sporo i nie tylko fantastykę, ale i literaturę faktu. Czy tak ma to działać? A może na pierwszej randce dostaje się po prostu spis lektur? I czy w ogóle jakoś później kochanka rozlicza Pana pod względem jakościowym? Bo może ma to znaczenie, kogo się czyta? I w zależności od tego, jest później na Mickiewicza, na Miłosza lub na Lema? Albo główną role odgrywają tytuły? Ale wtedy to Lalkę bym raczej odradzał, a przecież książka nie taka najgorsza podobno. Chyba, że to o objętość tylko chodzi? Za wierszyk dostanie Pan buzi, po noweli już się Pan nudzić nie będzie, a Trylogia to już… nieprzyzwoicie nawet myśleć.

Ale rodzi to nawet pewne pomysły na biznes. Na przykład takie dyskoteki, w których będzie Pan mógł poznać tylko czytających. Będzie ostra selekcja – na bramce się postawi naszą panią T. z liceum i załatwione. Zamiast Didżeja będzie Janko Muzykant, a w pokoju dla VIP-ów i jakaś Nana się znajdzie. Oj… chyba odpływam już.

Taaaak. A to nie łatwiej wrócić po prostu do monogamii? Bo jeśli nie stawiać by tak wszystkiego na głowie, to chyba raczej jakoś samo to wyjdzie. Zresztą to też błędne myślenie… bo znam osoby, które klika książek przeczytały w życiu, wyglądają całkiem przyzwoicie, ale i tak są zwyczajnie N U D N E. A z drugiej strony, nie oszukujmy się… Jest Pan czytającą dziewczyną. Staje przed Panem (w tym momencie Panią) półnagi, wyrzeźbiony lekkoatleta o twarzy (wstaw sobie Pan jakiegoś aktora), a z drugiej strony półnagi, blady, chuderlak (twarz pryszczata, długie przetłuszczone włosy, okulary… ale w ręku ósma część Sagi o Smoku w Amoku). Kogo Pan (w tym momencie Pani) wybierze na jednorazowe szaleństwo? No nie bądźmy śmieszni.

Ciekawe czy nasza Ministra popiera czytelniczny erotyzm?

Paweł D.

A co do pana Lecha S. to mógłby mówić najmądrzejsze rzeczy na świecie, a i tak bym mu nie ufał. Prawdopodobnie to bardzo miły człowiek, ale sprawy, którym poświęcił życie w połączeniu z jego ogólną aparycją budzą jakiś mój podskórny niepokój.

poniedziałek, 12 marca 2012

Wdzięczność wyrażona Pannie J.

Szanowna Panno Justyno,

ja wiem, że mój wspaniały przyjaciel wpadł pod pantofel i podzielił się z Panną już nawet hasłem do naszego bloga. Człowiek (nawet kobieta!!!) grzeszna istota, na różne pokuszenia zdatna, a zatem wybaczam Pannie tę chwilę słabości i opublikowanie swoich myśli pod szlachetnym imieniem mojego adwersarza a Panny narzeczonego. Nawet jestem Pannie wdzięczny, gdyby nie Panna to przecież Pan Paweł nic by nie napisał, a Fanga gdy na niej cicho jest po prostu bezużyteczna. Wdzięczny też jestem za temat. Świat jest nudny, a temat wagin i roli penisów w ich życiu zawsze frapował ludzkość. Każdy telewizyjny montażysta Pannie powie, że dupy i cycki ze wszystkim się montują, więc wystarczy parę takich zdjęć do redakcji przynieść, a nawet najgorszy "paździoch" zostanie uratowany. Nie trzeba jednak pracować w telewizji, żeby z tej wiedzy zdawać sobie sprawę. Niech Panna wyobrazi sobie jakieś brzydkie miasto, gdzieś w szarej rzeczywistości przedwiośnia i jakąś odrapaną ulicę w tej miejscowości. Prawda, że brzydko! A teraz wystarczy wyobrazić sobie piękną kobietę w pantoflach, push-upie, ładnym kostiumie, krótkiej spódniczce i długaśnych nogach. Czy obrazek brzydkiego miasta w Panny wyobraźni nie został przyćmiony przez tę kobietę? Nie? Jeżeli nie, to trudno. W męskiej wyobraźni, nawet pana Pawła, miasto zniknie, a dziewczyna zostanie. Właśnie przypomniałem sobie wiersz, który przez przypadek czytałem u pani Wisławy. Nie pamiętam tytułu i czy w ogóle był tytuł, ale wiersz opowiadał o pięknej dziewczynie, która weszła do pomieszczenia. Wszystkie damy od razu spojrzały na swych mężczyzn, na ich reakcję, na to czy się gapią, czy poprawiają. Niektóre wsparte na nich, mocniej zacisnęły ręce na ich ramionach. Żadna nie przywitała pięknego dziewczęcia chociaż je znały, tylko ta, która nie miała swego mężczyzny.
Nie chcę interpretować a tym bardziej nad-interpretować wierszy pani Wisławy, a tylko powiedzieć, że kobieta, a tym bardziej piękna kobieta nigdy nie będzie równa mężczyznom. A lepiej napisać żaden mężczyzna nie będzie jej równy.

Ta równość jest w ogóle jakąś bardzo przereklamowaną sprawą. Zacznijmy od tego, że świat nigdy nie będzie równy. Czy ze względu na zdolności, predyspozycje, płeć, albo miejsce urodzenia świat zawsze będzie nierówny. Czy to dobrze? Nie wiem. Wiem jednak, że mi to odpowiada. Bo przecież gdzie mi porównać się do takich postaci jak: Margaret Thatcher, królowa Wiktoria, caryca Katarzyna, Maria Curie-Skłodowska. To wielkie osobowości o niespotykanych zdolnościach i wpływach. Całe szczęście, że nie korzystały z tej równości, o którą tak współczesne kobiety walczą, bo by pewnie nic nie osiągnęły. Upadek męskości właśnie w tym widzę, że we współczesnej rodzinie brak jest wzorców. Ostatnio czytałem nawet na ten temat wywiad z panem Lwem Starowiczem. Oto fragment:

Aby zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, należy przyjrzeć się współczesnej polskiej rodzinie. W jej centrum znajduje się matka, posiadająca znacznie większy autorytet niż ojciec. To sprawia, że ojciec coraz rzadziej stanowi wzór do naśladowania dla synów. Druga istotna przyczyna – chłopcy wychowują się w szkołach koedukacyjnych. Co oznacza, że przebywają z dziewczynkami przez cały okres burzliwego dojrzewania. A dziewczynki, jak wiadomo, dojrzewają szybciej od chłopców. W rezultacie męskość jest temperowana, łagodzona. Nie ma wyrazistych wzorców męskich także wśród nauczycieli, to zawód obecnie niezwykle sfeminizowany. Również harcerstwo – które pobudza rozwój klasycznych męskich cech – nie jest obecnie tak popularne jak niegdyś. Nie ma wreszcie już obowiązkowej służby wojskowej. Tradycyjny świat mężczyzn powoli zanika.

Cały wywiad dostępny jest tutaj:
http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,14304783,wiadomosc.html

Na szczęście jednak kobiety potrzebują mężczyzn, a mężczyźni kobiet. A to, że jakaś tam męska grupa to jęcząco-pstrokate ofiary losu, a grupa kobiet to krzyczące babsztyle pod logo zrobionym z waginy to nie moja sprawa, brożka i bardzo bym chciał, aby i Panna przestała wspierać takie grupy. A teraz bardzo Pannę proszę, aby zapomniała hasła do Fangi i pozwoliła Pawłowi wrócić do tego co lubię najbardziej, czyli bronienia męskiego poczucia rzeczywistości.

Caramba

Stefan W.

niedziela, 11 marca 2012

Oni, My, One, (My?)

Szanowny Panie,

dziś w Warszawie wielka MANIFA! Mam nadzieję, że Pana nie zabraknie. Wszak trzeba wspomóc te nasze panie. Nasze piękne polskie dziewczęta. Nasze damy. Nasze?

Nie, nie, nie. Znowu wszystko pomieszałem! Głupek ze mnie! Kobieta jest. Kobiety są. Nie są Pana i nie są moje. Są. Obok. Myśli Pan, że dzielą z nami swój świat? Też tak myślałem. Ale nie. To jak z tymi duchami. Jak byłem mały, to kiedyś jakiś nawiedzony dorosły opowiadał mi i moim kolegom o tym, że obok nas żyją (czy raczej nie żyją) duchy. My ich nie widzimy, ale mają swój świat. Spotykają się między sobą, sypiają w tych samych łóżkach, co my, w naszej kuchni mają swoją kuchnię, a w naszej łazience swoją łazienkę. Takie dwie rzeczywistości. Występują na tej samej przestrzeni, ale są od siebie na stałe oddzielone.

Podobne uczucie dopadło mnie podczas Monologów Waginy (tak! byłem, widziałem). Poczucie pewnej granicy. Nie mam na myśli budowania muru. Nie. Raczej budowanie pewnej mentalnej wspólnoty. Świata, w którym mężczyźni są... lub ich nie ma. Bo kogo obchodzi coś, co prawie nie istnieje. Seksmisja wydawała się Panu abstrakcją? Po Monologach śmiem twierdzić, że to jedyna możliwa opcja rozwoju świata. Bo wie Pan co? Bo my, mężczyźni, krzywdziliśmy kobiety. I nie ma w tym krzty ironii. Sam Pan wie, że to prawda. Gwałty wojenne, gwałty w ciemnych zaułkach wielkich miast, przemoc domowa, ograniczanie życiowych możliwości. Tak było. Tak jest. Kobiety powstały zatem i zrzuciły jarzmo. Jednoczą się. Budują wspólnotę. Oglądałem Monologi, a na twarzach zgromadzonych widziałem zrozumienie, czułość i chęć działania. Przez chwilę pomyślałem, że to straszna szkoda, że mężczyźni, nie potrafią zrobić razem czegoś takiego. Czegoś, co docierałoby do wszystkich. Pomyślałem o kibicach sportowych... ale przecież sport bardziej dzieli, niż łączy. No i kobiety też w tym uczestniczą, chociaż może jeszcze nie tak licznie, jak mężczyźni. Czyli - mężczyźni tak nie potrafią. Nie odczuwają takiej mentalnej jedności. Przez chwilę myślałem, że to dziwne, ale w sumie... nie byliśmy do tej pory grupą uciśnioną. Co znaczy, że w zasadzie nie byliśmy w ogóle grupą. Kobiety mogły zbudować pewną definicję kobiecej solidarności, w opozycji do mężczyzny-wroga-oprawcy-wałkonia. Mężczyźni? Mężczyźni to masa jednostek. Wydaje się zatem, że już na poziomie strukturalnym występują różnice, które w dłuższej perspektywie nie pozwolą nam na zbudowanie ponad płciowej unii.

Bo, jak się okazało, mężczyzna pełni w życiu współczesnej kobiety rolę niezbyt istotną. A raczej mało istotną, jeśli mówimy o pozytywach. W całych Monologach, jedynie Bob mógłby dostać miano mężczyzny. Gdyby nie to, że mówił głosem kobiety… Ale pominę już ten mały żarcik reżyserki, bo wiadomo, że nie wypadało dopuszczać do sprawy prawdziwego mężczyzny. Bob jest jednak dobry, bo patrzy na waginę jednej z bohaterek przedstawienia i zachwyca się nią. Poza tym jest w zasadzie nikim – tak został opisany. Bob jest zatem pochlebstwem. Lustrem, które pozwala kobiecie spojrzeć na siebie i zachwycić się sobą. Ok – Bob jest zatem prawie-mężczyzną, który choć groteskowy może być uznany za postać w miarę pozytywną. No i na tym lista się kończy. Poza tym mężczyźni to oprawcy bądź ignoranci, ale raczej tajemniczy oprawcy. Oni. Oni budzący grozę, Oni budujący niewygodną dla kobiet rzeczywistość, Oni nie wykazujący za grosz empatii, Oni wymagający, czasem Oni śmieszni. Że mężczyźni są źli, to ja nawet w zasadzie wiedziałem Panie Stefanie. Nie wiedziałem natomiast, że na przykład ich rola seksualna, poza rozpłodową, jest w zasadzie żadna. Przede wszystkim jednak penis okazuje się narządem o znikomej wartości. W przedstawieniu, w którym słowo wagina lub słowa pokrewne pojawiają się milion razy, penis pojawia się kilka razy i o ile dobrze pamiętam, zawsze jako czarny charakter. Na przykład Bob – jak napisałem, jedyny niemal pozytywny bohater penisa w zasadzie nie ma. Generalnie jednak w Monologach seksualna przyjemność to ta, którą kobieta może sprawić sobie sama lub ta, którą może jej sprawić inna kobieta. Co do mężczyzn… cóż… Nuda, nuda, nic się nie dzieje lub jest nieprzyjemnie. Nudziarze, złoczyńcy i słabi kochankowie. Smutne, ale prawdziwe. Panie Stefanie – jeszcze chwila i będziemy zbędni.

Ale, ale… Panie Stefanie – Monologi Waginy podobały mi się. Były zabawne, były smutne, wzruszające i wstrząsające. Dziś spojrzałem na nie ze swojej – męsko-szowinistycznej perspektywy. Gdybym jednak był kobietą, no… to bym spojrzał na nie zupełnie inaczej. 1:0 dla feministek.

W następny piątek będzie powtórka – powinien Pan się wybrać. Może trochę się Panu horyzonty poszerzą, a na pewno zmyje Pan z siebie lepką polewę samozadowolenia (jak mawiał Bukowski – a cytował go Ten Typ Mes… swoją drogą dwóch gości, których na Manifie by Pan raczej nie uświadczył).

Pozdrawiam,

Paweł D.

niedziela, 4 marca 2012

Nie buja się

Szanowny Panie,

nie buja się. Nic się nie buja. Nie ma przechyłów, łóżko jakieś takie za duże, za wygodne, a pościel pachnąca. Nawet gdyby taka nie była to POŚCIEL!!! Kaloryferowe ciepło mieszkania to jednak nie to samo co ciepełko słoneczne. Zapach wiosny, który jak mi Pan tłumaczył czuć już w powietrzu, do mojego nosa nie dolatuje, a gruby kaptur nie wystarcza mi i co by mi tłumaczono to na dworze jest po prostu zimno. Czasem się budzę i czekam na alarm do żagli, czasem myślę o następnym noclegu w Indiach, czasem idę ulicą i zastanawiam się czemu nikt nie trąbi i gdzie ci wszyscy żebrzący ludzie się podzieli. Często myślę o bilecie na Martynikę, czy Barbados gdzie jak mi piszą piasek jest najbielszy na Karaibach, tak biały, że mógłby parzyć. Może wpakować się raz jeszcze na żaglowiec, posłuchać bosmana i dokręcić topenanty na rejach, albo posprzątać kambuz, albo jeszcze lepiej posiedzieć z drugim oficerem, który jeszcze wczoraj był oficerem trzecim i powachtować sobie. Co mi szkodzi? To tylko bilet w jedną stronę, to tylko dogadanie się z Ostrym, Skwarą i armatorem. Nic nie buja. Bez fal, bez zapachu, bez krabów i karaibskich zachwytów... czuje niedosyt.

I chyba właśnie o to chodzi, żeby czuć ten niedosyt. Żeby tęsknić i swoje historie i przygody w głowie powtarzać. Raz, drugi do znudzenia. W pióra obrastać i nie poznawać. Widzi Pan Karaiby i Indie są nierealne, gdy idzie się Nadarzyńską w Piasecznie. Ale gdyby tam Pan był to po pewnym czasie nawet najbielszy piach byłby tylko piachem, największy krab tylko skorupiakiem a najpiękniejsza kreolka tylko kolejną kobietą. Nie idzie w końcu o to, że ten koliber tak szybko lata, a ten wieloryb jest rzeczywiście dostojny. Idzie o to żeby gdy się patrzy to widzieć nawet gdy jest to Nadarzyńska w Piasecznie. Nawet gdy trzy godziny w korku jedzie się z Góry Kalwarii do pracy. Można mieszkać w Raju na Ziemi i tego Raju nawet nie zauważyć. Sztuką jest dojrzeć cudeńka, tam gdzie na pozór ich nie ma, a nie tam gdzie krzyczą z każdej strony.

Wie Pan co... jestem pijany. Od tygodnia w zasadzie jestem pijany. Od pierwszej butelki whisky, którą kupiłem w niedzielę, po ostatnią butelkę piwa, które wypiłem przed godziną. Zatem rozumie Pan, że trochę kłamię pisząc: nie buja się. Buja się i to czasem całkiem nieźle. Piję bo znajomi, bo łatwiej o odpowiedź na pytania. Nie prawda! Jak to przeczytał Szczygieł w czeskim klozecie:
"Alkohol nie da ci odpowiedzi na zadane pytanie, ale pozwoli zapomnieć o co się pytałeś."

Z tą myślą kładę się spać. Co i Panu radzę.

Dobranocka Panie Pawle

Stefan W.