wtorek, 13 marca 2012

Od Zoli to mi się tylko w głowie...

Szanowny Panie,

nie wiem komu próbował Pan tym ostatnim wpisem przypiec – mi czy Pannie J? Nie rozumiem też, co takiego dziwnego w mojej wypowiedzi Pan znalazł? Starałem się, żeby dosyć wyraźnie biła z niej rozpacz. Chociaż rozpacz to takie wielkie słowo. Chyba lepiej napisać, że była to moja smutna refleksja nad naszym marnym losem, a sam Pan przyznał pośrednio, że świat prawdziwych mężczyzn upada. A że napisałem też jakieś dobre słowo o Monologach waginy? Panie Stefanie, brak szacunku dla wroga i niedocenianie niektórych jego działań może czasem człowieka sporo kosztować. Zresztą, patrząc na sprawę już czysto szowinistycznym okiem, to trzeba przyznać, że na scenie pojawiają się od czasu do czasu całkiem niebrzydkie dziewczęta. A że feministki? I że z ust ich wypływają czasem teorie wywrotowe? Panie Stefanie, ostatecznie to przecież mężczyzna posiadł ten dar niezwykły słuchania bez słyszenia. Więc w czym problem?

No dobra, ale jeśli już rozgrzebujemy znowu kwestię kobiecą, to jakie są Pana odczucia wobec innej lewacko-feministycznej akcji, a mianowicie Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka? Spotkał się Pan już z tym hasłem? Wie Pan o co chodzi? Różne znane Panie (a czasem nawet i trochę mniej znani Panowie) robią sobie fotki z książkami i manifestują, że z głąbami, co książek do rąk nie biorą, to oni nic ten-teges ani nic zupełnie. Na stronie projektu jest jeszcze podtytuł kampania społeczna z czytelnicznym erotyzmem w tle. Tak dla jasności niby. Ale ja jednak trochę znowu poczułem się głupkowato. Bo tak myślę, co też oznacza ten czytelniczny erotyzm? Erotyzm – to słowo ze słyszenia znam, ale czytelniczny? No, jak żyję, pierwsze słyszę. Word mi to poprawia, Google odnajduje tylko 55 wyników. Słowo-zagadka. Już mi nawet nieśmiało przeszło przez głowę, że może jednak chodziło o erotyzm czytelniczy? Skarciłem się jednak szybko w myślach, bo przecież te Panie pochłaniają całe tomy, szanują język i toczą boje zaciekłe o pojedyncze literki w słowach przeróżnych... Literówka w pierwszym i kluczowym zdaniu opisu kampanii? Nie dopuściłyby do tego! Zatem coś to znaczyć musi. Tylko jest to kolejny kobiecy sekret pewnie.

Odbiegam jednak od tematu. Uważa Pan, że to ma sens w ogóle? No bo co? To jak podejdę do dziewczyny z książką teraz, to mam mówić: Przepraszam uprzejmą Panią, ale ja czytam, więc jeżeli byłaby szansa na stosunek, to chciałbym zapewnić, że nawet sporo i nie tylko fantastykę, ale i literaturę faktu. Czy tak ma to działać? A może na pierwszej randce dostaje się po prostu spis lektur? I czy w ogóle jakoś później kochanka rozlicza Pana pod względem jakościowym? Bo może ma to znaczenie, kogo się czyta? I w zależności od tego, jest później na Mickiewicza, na Miłosza lub na Lema? Albo główną role odgrywają tytuły? Ale wtedy to Lalkę bym raczej odradzał, a przecież książka nie taka najgorsza podobno. Chyba, że to o objętość tylko chodzi? Za wierszyk dostanie Pan buzi, po noweli już się Pan nudzić nie będzie, a Trylogia to już… nieprzyzwoicie nawet myśleć.

Ale rodzi to nawet pewne pomysły na biznes. Na przykład takie dyskoteki, w których będzie Pan mógł poznać tylko czytających. Będzie ostra selekcja – na bramce się postawi naszą panią T. z liceum i załatwione. Zamiast Didżeja będzie Janko Muzykant, a w pokoju dla VIP-ów i jakaś Nana się znajdzie. Oj… chyba odpływam już.

Taaaak. A to nie łatwiej wrócić po prostu do monogamii? Bo jeśli nie stawiać by tak wszystkiego na głowie, to chyba raczej jakoś samo to wyjdzie. Zresztą to też błędne myślenie… bo znam osoby, które klika książek przeczytały w życiu, wyglądają całkiem przyzwoicie, ale i tak są zwyczajnie N U D N E. A z drugiej strony, nie oszukujmy się… Jest Pan czytającą dziewczyną. Staje przed Panem (w tym momencie Panią) półnagi, wyrzeźbiony lekkoatleta o twarzy (wstaw sobie Pan jakiegoś aktora), a z drugiej strony półnagi, blady, chuderlak (twarz pryszczata, długie przetłuszczone włosy, okulary… ale w ręku ósma część Sagi o Smoku w Amoku). Kogo Pan (w tym momencie Pani) wybierze na jednorazowe szaleństwo? No nie bądźmy śmieszni.

Ciekawe czy nasza Ministra popiera czytelniczny erotyzm?

Paweł D.

A co do pana Lecha S. to mógłby mówić najmądrzejsze rzeczy na świecie, a i tak bym mu nie ufał. Prawdopodobnie to bardzo miły człowiek, ale sprawy, którym poświęcił życie w połączeniu z jego ogólną aparycją budzą jakiś mój podskórny niepokój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz