Szanowny Panie,
dziś w Warszawie wielka MANIFA! Mam nadzieję, że Pana nie zabraknie. Wszak trzeba wspomóc te nasze panie. Nasze piękne polskie dziewczęta. Nasze damy. Nasze?
Nie, nie, nie. Znowu wszystko pomieszałem! Głupek ze mnie! Kobieta jest. Kobiety są. Nie są Pana i nie są moje. Są. Obok. Myśli Pan, że dzielą z nami swój świat? Też tak myślałem. Ale nie. To jak z tymi duchami. Jak byłem mały, to kiedyś jakiś nawiedzony dorosły opowiadał mi i moim kolegom o tym, że obok nas żyją (czy raczej nie żyją) duchy. My ich nie widzimy, ale mają swój świat. Spotykają się między sobą, sypiają w tych samych łóżkach, co my, w naszej kuchni mają swoją kuchnię, a w naszej łazience swoją łazienkę. Takie dwie rzeczywistości. Występują na tej samej przestrzeni, ale są od siebie na stałe oddzielone.
Podobne uczucie dopadło mnie podczas Monologów Waginy (tak! byłem, widziałem). Poczucie pewnej granicy. Nie mam na myśli budowania muru. Nie. Raczej budowanie pewnej mentalnej wspólnoty. Świata, w którym mężczyźni są... lub ich nie ma. Bo kogo obchodzi coś, co prawie nie istnieje. Seksmisja wydawała się Panu abstrakcją? Po Monologach śmiem twierdzić, że to jedyna możliwa opcja rozwoju świata. Bo wie Pan co? Bo my, mężczyźni, krzywdziliśmy kobiety. I nie ma w tym krzty ironii. Sam Pan wie, że to prawda. Gwałty wojenne, gwałty w ciemnych zaułkach wielkich miast, przemoc domowa, ograniczanie życiowych możliwości. Tak było. Tak jest. Kobiety powstały zatem i zrzuciły jarzmo. Jednoczą się. Budują wspólnotę. Oglądałem Monologi, a na twarzach zgromadzonych widziałem zrozumienie, czułość i chęć działania. Przez chwilę pomyślałem, że to straszna szkoda, że mężczyźni, nie potrafią zrobić razem czegoś takiego. Czegoś, co docierałoby do wszystkich. Pomyślałem o kibicach sportowych... ale przecież sport bardziej dzieli, niż łączy. No i kobiety też w tym uczestniczą, chociaż może jeszcze nie tak licznie, jak mężczyźni. Czyli - mężczyźni tak nie potrafią. Nie odczuwają takiej mentalnej jedności. Przez chwilę myślałem, że to dziwne, ale w sumie... nie byliśmy do tej pory grupą uciśnioną. Co znaczy, że w zasadzie nie byliśmy w ogóle grupą. Kobiety mogły zbudować pewną definicję kobiecej solidarności, w opozycji do mężczyzny-wroga-oprawcy-wałkonia. Mężczyźni? Mężczyźni to masa jednostek. Wydaje się zatem, że już na poziomie strukturalnym występują różnice, które w dłuższej perspektywie nie pozwolą nam na zbudowanie ponad płciowej unii.
Bo, jak się okazało, mężczyzna pełni w życiu współczesnej kobiety rolę niezbyt istotną. A raczej mało istotną, jeśli mówimy o pozytywach. W całych Monologach, jedynie Bob mógłby dostać miano mężczyzny. Gdyby nie to, że mówił głosem kobiety… Ale pominę już ten mały żarcik reżyserki, bo wiadomo, że nie wypadało dopuszczać do sprawy prawdziwego mężczyzny. Bob jest jednak dobry, bo patrzy na waginę jednej z bohaterek przedstawienia i zachwyca się nią. Poza tym jest w zasadzie nikim – tak został opisany. Bob jest zatem pochlebstwem. Lustrem, które pozwala kobiecie spojrzeć na siebie i zachwycić się sobą. Ok – Bob jest zatem prawie-mężczyzną, który choć groteskowy może być uznany za postać w miarę pozytywną. No i na tym lista się kończy. Poza tym mężczyźni to oprawcy bądź ignoranci, ale raczej tajemniczy oprawcy. Oni. Oni budzący grozę, Oni budujący niewygodną dla kobiet rzeczywistość, Oni nie wykazujący za grosz empatii, Oni wymagający, czasem Oni śmieszni. Że mężczyźni są źli, to ja nawet w zasadzie wiedziałem Panie Stefanie. Nie wiedziałem natomiast, że na przykład ich rola seksualna, poza rozpłodową, jest w zasadzie żadna. Przede wszystkim jednak penis okazuje się narządem o znikomej wartości. W przedstawieniu, w którym słowo wagina lub słowa pokrewne pojawiają się milion razy, penis pojawia się kilka razy i o ile dobrze pamiętam, zawsze jako czarny charakter. Na przykład Bob – jak napisałem, jedyny niemal pozytywny bohater penisa w zasadzie nie ma. Generalnie jednak w Monologach seksualna przyjemność to ta, którą kobieta może sprawić sobie sama lub ta, którą może jej sprawić inna kobieta. Co do mężczyzn… cóż… Nuda, nuda, nic się nie dzieje lub jest nieprzyjemnie. Nudziarze, złoczyńcy i słabi kochankowie. Smutne, ale prawdziwe. Panie Stefanie – jeszcze chwila i będziemy zbędni.
Ale, ale… Panie Stefanie – Monologi Waginy podobały mi się. Były zabawne, były smutne, wzruszające i wstrząsające. Dziś spojrzałem na nie ze swojej – męsko-szowinistycznej perspektywy. Gdybym jednak był kobietą, no… to bym spojrzał na nie zupełnie inaczej. 1:0 dla feministek.
W następny piątek będzie powtórka – powinien Pan się wybrać. Może trochę się Panu horyzonty poszerzą, a na pewno zmyje Pan z siebie lepką polewę samozadowolenia (jak mawiał Bukowski – a cytował go Ten Typ Mes… swoją drogą dwóch gości, których na Manifie by Pan raczej nie uświadczył).
Pozdrawiam,
Paweł D.
dziś w Warszawie wielka MANIFA! Mam nadzieję, że Pana nie zabraknie. Wszak trzeba wspomóc te nasze panie. Nasze piękne polskie dziewczęta. Nasze damy. Nasze?
Nie, nie, nie. Znowu wszystko pomieszałem! Głupek ze mnie! Kobieta jest. Kobiety są. Nie są Pana i nie są moje. Są. Obok. Myśli Pan, że dzielą z nami swój świat? Też tak myślałem. Ale nie. To jak z tymi duchami. Jak byłem mały, to kiedyś jakiś nawiedzony dorosły opowiadał mi i moim kolegom o tym, że obok nas żyją (czy raczej nie żyją) duchy. My ich nie widzimy, ale mają swój świat. Spotykają się między sobą, sypiają w tych samych łóżkach, co my, w naszej kuchni mają swoją kuchnię, a w naszej łazience swoją łazienkę. Takie dwie rzeczywistości. Występują na tej samej przestrzeni, ale są od siebie na stałe oddzielone.
Podobne uczucie dopadło mnie podczas Monologów Waginy (tak! byłem, widziałem). Poczucie pewnej granicy. Nie mam na myśli budowania muru. Nie. Raczej budowanie pewnej mentalnej wspólnoty. Świata, w którym mężczyźni są... lub ich nie ma. Bo kogo obchodzi coś, co prawie nie istnieje. Seksmisja wydawała się Panu abstrakcją? Po Monologach śmiem twierdzić, że to jedyna możliwa opcja rozwoju świata. Bo wie Pan co? Bo my, mężczyźni, krzywdziliśmy kobiety. I nie ma w tym krzty ironii. Sam Pan wie, że to prawda. Gwałty wojenne, gwałty w ciemnych zaułkach wielkich miast, przemoc domowa, ograniczanie życiowych możliwości. Tak było. Tak jest. Kobiety powstały zatem i zrzuciły jarzmo. Jednoczą się. Budują wspólnotę. Oglądałem Monologi, a na twarzach zgromadzonych widziałem zrozumienie, czułość i chęć działania. Przez chwilę pomyślałem, że to straszna szkoda, że mężczyźni, nie potrafią zrobić razem czegoś takiego. Czegoś, co docierałoby do wszystkich. Pomyślałem o kibicach sportowych... ale przecież sport bardziej dzieli, niż łączy. No i kobiety też w tym uczestniczą, chociaż może jeszcze nie tak licznie, jak mężczyźni. Czyli - mężczyźni tak nie potrafią. Nie odczuwają takiej mentalnej jedności. Przez chwilę myślałem, że to dziwne, ale w sumie... nie byliśmy do tej pory grupą uciśnioną. Co znaczy, że w zasadzie nie byliśmy w ogóle grupą. Kobiety mogły zbudować pewną definicję kobiecej solidarności, w opozycji do mężczyzny-wroga-oprawcy-wałkonia. Mężczyźni? Mężczyźni to masa jednostek. Wydaje się zatem, że już na poziomie strukturalnym występują różnice, które w dłuższej perspektywie nie pozwolą nam na zbudowanie ponad płciowej unii.
Bo, jak się okazało, mężczyzna pełni w życiu współczesnej kobiety rolę niezbyt istotną. A raczej mało istotną, jeśli mówimy o pozytywach. W całych Monologach, jedynie Bob mógłby dostać miano mężczyzny. Gdyby nie to, że mówił głosem kobiety… Ale pominę już ten mały żarcik reżyserki, bo wiadomo, że nie wypadało dopuszczać do sprawy prawdziwego mężczyzny. Bob jest jednak dobry, bo patrzy na waginę jednej z bohaterek przedstawienia i zachwyca się nią. Poza tym jest w zasadzie nikim – tak został opisany. Bob jest zatem pochlebstwem. Lustrem, które pozwala kobiecie spojrzeć na siebie i zachwycić się sobą. Ok – Bob jest zatem prawie-mężczyzną, który choć groteskowy może być uznany za postać w miarę pozytywną. No i na tym lista się kończy. Poza tym mężczyźni to oprawcy bądź ignoranci, ale raczej tajemniczy oprawcy. Oni. Oni budzący grozę, Oni budujący niewygodną dla kobiet rzeczywistość, Oni nie wykazujący za grosz empatii, Oni wymagający, czasem Oni śmieszni. Że mężczyźni są źli, to ja nawet w zasadzie wiedziałem Panie Stefanie. Nie wiedziałem natomiast, że na przykład ich rola seksualna, poza rozpłodową, jest w zasadzie żadna. Przede wszystkim jednak penis okazuje się narządem o znikomej wartości. W przedstawieniu, w którym słowo wagina lub słowa pokrewne pojawiają się milion razy, penis pojawia się kilka razy i o ile dobrze pamiętam, zawsze jako czarny charakter. Na przykład Bob – jak napisałem, jedyny niemal pozytywny bohater penisa w zasadzie nie ma. Generalnie jednak w Monologach seksualna przyjemność to ta, którą kobieta może sprawić sobie sama lub ta, którą może jej sprawić inna kobieta. Co do mężczyzn… cóż… Nuda, nuda, nic się nie dzieje lub jest nieprzyjemnie. Nudziarze, złoczyńcy i słabi kochankowie. Smutne, ale prawdziwe. Panie Stefanie – jeszcze chwila i będziemy zbędni.
Ale, ale… Panie Stefanie – Monologi Waginy podobały mi się. Były zabawne, były smutne, wzruszające i wstrząsające. Dziś spojrzałem na nie ze swojej – męsko-szowinistycznej perspektywy. Gdybym jednak był kobietą, no… to bym spojrzał na nie zupełnie inaczej. 1:0 dla feministek.
W następny piątek będzie powtórka – powinien Pan się wybrać. Może trochę się Panu horyzonty poszerzą, a na pewno zmyje Pan z siebie lepką polewę samozadowolenia (jak mawiał Bukowski – a cytował go Ten Typ Mes… swoją drogą dwóch gości, których na Manifie by Pan raczej nie uświadczył).
Pozdrawiam,
Paweł D.
No cos takiego!
OdpowiedzUsuń