Szanowny Panie,
oczywiście, że ma Pan racje - przesadzamy z piciem. Ani to odpoczynek, ani też ucieczka od rzeczywistości... a w każdym razie nie taka bez skazy. Człowiek przeważnie robi z siebie debila i naraża się na wypłukiwanie magnezu przy tym. Ja nawet jakoś mam obrzydzenie do alkoholu ostatnimi czasy. To znaczy, jeśli 'ostatnimi czasy' można nazwać jakieś dwa ostatnie dni. Całościowo czuję się jednak jakoś nie za specjalnie. Mam nadzieję, że to przeziębienie, a nie jakaś dłuższa obniżka samopoczucia.
Fizyczność wpływać musi jednak na ducha, bo i jakiś niepokój, i jakiś smutek dopada me myśli. Ja wiem, że w moim przypadku to żadna znowu nowina. Nie nowina dla Pana, ani dla innych osób postronnych. Dla mnie jednak to zawsze wydarzenie najwyższej wagi. No... ale nie sama melancholia ma w zasadzie znaczenie, ale wydarzenia towarzyszące. Na przykład zakwitające w głowie wnioski.
Wiem już na przykład, dlaczego nigdy w życiu nie będę nikim znaczącym. Nie domyśli się Pan. Otóż... jestem strasznym leniem. Niby banalne, bo przecież odkrycie własnego lenistwa nie jest znowu niczym nadzwyczjanym, ale jednak... Ja przez większość życia sądziłem, że można być leniem i jednak być kimś. Teraz myślę jednak, że w moim przypadku cud się taki nie zdarzy.
Wie Pan, z wizyty w muzeum Franza Kafki w Pradze pamiętam niewiele (chyba nie jest to zresztą najwspanialsze muzeum świata). Dużo czytania, dużo czarnego, mało interakcji i raczej nudy. Pamiętam szuflady, pamiętam lustro przy schodach i kilka zamglonych faktów z życia pisarza. To, co jednak zapamiętałem, to fakt, że Kafka był wiecznie zmęczony. Nocami coś tam bazgrał, a w pracy przysypiał. Twierdził jednak, że to nie wina pracy, że czuje się w kółko i na okrągło, jak koń po westernie. Nie, nie, nie. Był zmęczony, bo pisał. Bo pisać musiał.
Ja nie muszę nic. Czasem tak myślę, że jest we mnie jakiś ukryty zew. Ale naprawdę? Zew? Ech, raczej zlew. Dystans do swoich czynów prowadzić musi do nijakości. A nijakość to taka straszna trwoga. Choć nie zawszę tak myślę. I znowu dystans. I znowu spanie. I praca. I nuda. I pusto w głowie.
Panie Stefanie, potrzeba mi chyba przewodnika. No przecież człowiek uczy się przez całe życie! Może ktoś stanie mi z batem nad głową? Halo! Halo! Mili Państwo - mam na pewno masę ukrytych i mocno zaniedbanych talentów. Będę pilnym czeladnikiem, to obiecać mogę. Czego oczekuję? Recepty na szczęście, na zadowolenie z siebie, na pewność swoich decyzji i czynów. Nie tak znowu wiele. Weźcie się ludzie zatem do pracy, bo ja tu czekam... Halo? Jest tam kto?! Haloooo!!!
Paweł D.