wtorek, 12 czerwca 2012

Rozbierany


Szanowny Panie,

w powietrzu już zapach bitwy z Rosją. Piłką ja się nie interesuję i nie o piłce piszę. Ciekawią mnie bardziej nastroje społeczne. Dziś jeszcze nic nie wiadomo. Jutro może nie zdarzyć się nic, ale może przecież zdarzyć się coś strasznego, coś nieodwracalnego. Ale czy to nie Pana koledzy nakręcają to wszystko? Czy nie czyhają na pozaboiskowe sensacje? Władcy marionetek. 

Ja jestem właśnie przy drugim piwie i zaczynam też się czuć jak marionetka. Ale chodzi mi raczej o ten sam poziom bezwładności kończyn. Dwa piwa (a na razie nawet nie to) i już takie skutki – to doprawdy smutne. Myślę wszak, że nie chodzi jednak o „skutki woltaży” (jak rzekłby Wilku WDZ z Hemp Gru). To raczej ta przedślubna krzątanina skutkuje brakiem mojej regeneracji. I tyle jeszcze przed nami. Muszę się nauczyć tańczyć przede wszystkim. A znikoma jest na to raczej szansa. Musimy dojechać do wszystkich z zaproszeniami. Oj, Panie – trzeba załatwić jeszcze sto tysięcy różnych rzeczy. Odnoszę jednak wrażenie, że wraz z Panną J. nie tworzymy pary mistrzowskich organizatorów. A myślałem, że jednak jesteśmy tacy zwyczajnie zajebiści i wszystko nam zawsze będzie szło jak z płatka. Hm…

O, a skoro mowa o ślubie, to mam pewne takie pytanie. Ja tak wiem, że to może dziwne miejsce na takie pytania, ale… skoro już jesteśmy tacy wylewni, i do ludzi, i w ogóle pełen ekshibicjonizm, to w zasadzie… Ech… Nieco się krępuję wciąż, więc musi mi Pan wybaczyć. Zresztą, już wcześniej miałem zapytać… ale jakoś się nie składało. Więc, zatem, i w ogóle:

Czy może przypadkiem nie zechciałby Pan zostać moim świadkiem?

O? Naprawdę? To bardzo miło z Pana strony. Cóż, dziękuję bardzo. Wiedziałem, że mogę na Pana liczyć. Nie wiem, co prawda, czy ludzie z Pana przeszłością, mogą zostawać świadkami, ale jestem pewien, że jakoś to rozwiążemy. 

No! Zatem sprawa załatwiona. Uff! A miało być tak ciężko!

Świetnie. Zatem do rzeczy. 

Jeśli chodzi o kawalerski, to oczywiście nie chcę żadnych gołych bab (bo przecież jest oczywiste, że moje poczucie estetyki prawdopodobnie nie zniosłoby jakiejś dresiary niezgrabnie wywijającej pupą – a przypuszczam, że na więcej ze skromnej składki się nie uzbiera). Może w kosza po prostu byśmy zagrali i wypili po piwku? To by mi odpowiadało niezmiernie. Ale oczywiście nie chcę jakoś znacząco  ograniczać Pańskiej wyobraźni. A skąd. 

A ze smutnych rzeczy. Boston Celtics przegrali po siedmiomeczowej  batalii z Miami Heat w finałach konferencji wschodniej, co oczywiście niezmiernie mnie zasmuciło. 

A z wesołych. Wracałem wieczornym autobusem i słuchałem The Misfits. To był zespół! Bezczelny, bez kompleksów. Ach! Kiedy ludzie myślą o klasyce punk rocka, to oczywiście zawsze kończy się na Sex Pistols i The Clash, a z amerykańskich na Ramones.  Tymczasem The Misfits stworzyli coś zupełnie oryginalnego, a to coś nazywa się dziś horror punkiem. Co to za głupota? To takie połączenie filmów klasy B z muzyką klasy B. Mieszanka doprawdy wybuchowa. Zachęciłbym Pana do posłuchania, ale obawiam się, że może to do Pana jednak nie przemówić. Nic nie poradzę – ja jednak lubię krzykaczy i niezgrabnych dostawców hałasu. Może, jak to Pana zainteresuje, to kiedyś napiszę o tym, coś więcej. 

Pozdrawiam,

Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz