Szanowny Panie,
Droga do Machu Pichu |
W tle Wayna Pichu |
Wschód na Wayna Pichu |
Miało się skończyć
na jednej butelce wina. A już piliśmy trzecią, a w drodze była czwarta. Za
sześć godzin powinienem się obudzić, aby o wschodzie słońca dostać się na Machu
Pichu, jednak jeszcze nie położyłem się spać. Siedziałem na murku w Aquas
Calientes (Ciepłych Wodach), leżących u podnóża największej atrakcji
turystycznej Peru i piłem chilijskie wino, w które może Pan zaopatrzyć się na
najbliższej stołecznej stacji benzynowej. Nie rób Pan nigdy tego! Obudziłem się
co prawda o 4 rano, ale zaraz wypiłem całą butelczynę wody, aby zabić kapcia w
gębie... i tak nie pomogło. Z tym kapciem bez kropli wody stanąłem u wrót do
góry, na której leżą inkaskie ruiny. Schodów naliczyłem dwadzieścia, bo potem
odechciało się mi ich liczyć. prostu lazłem w górę i przeklinałem każdą
kroplę wina, którą w siebie wlałem. Schodów było akurat tyle, że dolazłem o
5.50 pod wejście do ruin. Spragniony chciałem zopatrzyć się w butelczynę
czystej aqua, jednak koszt 11 dolarów odstraszył mnie i stwierdziłem, że prędzej
język mi odpadnie niż wydam tę bandycką cenę za wodę. Machu Pichu... brzmi
niezwykle a podobno w języku keczua oznacza Starą Świnię. Znalazłem też inne
tłumaczenie... Stara Góra, ale ta świnia bardziej się mi podoba. Ogromna ilość
pięknie położonych ruin, między właśnie Machu Pichu (wysoką i dostojną górą) a
Wayna Pichu (Młodą Świnią), czyli tą górą, którą widzi Pan na wszystkich
zdjęciach. A na którą (dopłaciłem 30 soli, ok. 40 zł) miałem bilet wstępu
(dziennie wydają ich tylko 400). O 7 rano stałem w kolejce ze spragnionym
językiem. Tutaj schodów już nawet nie liczyłem, tylko przeklinałem inkaskich
inżynierów, za to, że je stworzyli. Nie dość, że są nierówne to jeszcze raz za
wysokie, innym razem tak wąskie, że jedynie palce się mieszczą. No i jest ich
akurat tyle, że po 1,5 godziny wspinania byłem na szczycie. Nie wiem co mnie
podkusiło, żeby jeszcze odwiedzić Temple de Lunes. To kolejne 2 godziny
schodów. Pod koniec nogi mi się trzęsły, łydki bolały i sądzę, że teraz
wreszcie zapakuje kosza na naszych czwartkowych sportowych spotkaniach (ciekaw
jestem czy dalej się spotykacie). Powrót do ruin Machu Pichu już mnie tak nie
cieszył. Nie czułem niezwykłej energii, o której wspominali znajomi. Tylko
ukradkiem przechodziłem pomiędzy kolejnymi grupami turystów i podsłuchiwałem
przewodników.
Czekała mnie
jeszcze droga powrotna. Oczywiście nie kupiłem za ponad 100 dolarów miejscówki
w pociągu do Cusco, a wybrałem 3 godzinny spacer do Hydroelektrowni, z której
za 30 soli (40 złotych) można dostać się do Cusco. Nie ma niczego lepszego niż
ten spacer, wśród drzew ptaków, wzdłuż torów. Czułem się jak z filmów z Charlie
Chaplinem. Jak jakiś wędrowiec z torbą, którego prowadzi żelazna droga.
Systematycznie, pewnie, w jednym kierunku. Po drodze złapał mnie deszcz, taki
ciepły i miły. Taki, gdy go Pan czujesz na sobie, to unosisz głowę i pozwalasz
skropić twarz. Akurat słońce padało w ten niezwykły sposób, oświetlając długie
krople wody spadające z niewielkiej chmury. Dodaj Pan do tego szum rwącej w tym
miejscu rzeki Urubamby, mrówki tworzące drogę do pożywienia i niewielką
tarantule kryjącą się w trawie, a poczujesz się Pan jak ja. Cudnie.
Turysci ukrywaja sie przed sloncem |
Widok z Wayna Pichu |
Przed Machu Pichu
odwiedziłem znów Świętą Dolinę, a dokładniej argentyńskie małżeństwo, które
prowadzi jeden z ośrodków dla szukających alternatywnych dróg zdrowotnych.
Muszę Panu powiedzieć, że przy całym moim sceptyźmie do tych new ageowych
agnostyków, to cholernie pięknie się urządzili. Mają niewielki domek, w którym
mieszkają wspólnie z przyjaciómi i pichcą tam prawdziwe dobroci z orzechów
brazylijskich, soczewicy, warzyw i owoców. Piją pyszną matę z ziela co to
rośnie im w ogrodzie. Od czasu do czasu witają swoich gości, serwując im
masaże, seanse spirytystyczne, ale generalnie zachęcają do wyciszenia się, czemu
sprzyja niezwykła okolica. Widok na zaśnieżony szczyt And, niewielki strumień,
hamaki na wolnym powietrzu i kolorowa papuga łażąca dookoła nóg... podobałoby
się Panu. Co prawda wywaliłbym piramidę, w której możesz Pan pomedytować i
zebrać energię świata, a także zamieniłbym na zwyczajne ognisko ichni krąg
przebaczenia, ale i tak byłem pod ogromnym wrażeniem.
A to na deser. Peruwianski przysmak - CUY. MNIAM |
A zatem stało się,
opuszczam Peru na dobre. Ostatnią noc w Cusco, zwyczajnie przespałem. Bez
żadnych wypadów do Mamy Afryki. Byłem grzeczny. Do tego stopnia, że jak rano
się obudziłem to po śniadaniu zgoliłem brodę, a potem ściąłem włosy. Wyglądam
jak aniołek z obrazka i nie mogę na siebie patrzeć. Ale w końcu trzeba było
zaznaczyć jakoś nową część mojej podróży. Jestem w drodze do La Paz, stolicy Boliwii
i mam ciekawy plan, aby nic nie planować. Co prawda Buba i Panda – dwójka
znajomych z żaglowca Fryderyk Chopin, co to zwiedza Amerykę Południową na
motocyklach, a którą spotkałem w Cusco, zdradziła mi pewne ciekawe miejsca w
jednym z najbiedniejszych zakątków tej części świata, ale czy będę się sztywno
tego trzymał, pewnie nie. (www.poludnik-zero.pl - ich blog) dobrze bo po Machu Pichu jestem już pewien, że nie
dla mnie turystyczne cuda tego świata. Chociaż, jak zawsze trzeba umieć znaleźć
złoty środek.
Ukłony
Stefan W.
Stefan W.
Fuj te szczurko-chomiki przypiekane:)))))Ciekawe czy w Boliwii to również jest przysmakiem. A sama relacja jak zwykle z dreszczykiem emocji.
OdpowiedzUsuńNie mam blogspota, ale czy nie ma możliwości włączenia geolokalizacji? byłoby spoko widzieć jak podróżujesz.
OdpowiedzUsuńco to jest geolokalizacja?
OdpowiedzUsuńPodam przykład:
OdpowiedzUsuń# Musisz mieć dostęp do internetu.
1) Wchodzisz na http://maps.google.pl/
2) Po lewej stronie jest suwak a nad nim jest ikonka człowieka
(suwakiem przybliżasz i oddalasz mapę)
3) Nad suwakiem jest taka mała ikonka; kwadrat z kropką w środku
4) Jak na to najedziesz myszką to masz "pokaż moją moją lokalizację"
5) Naciśnij to ikonę
6) Powinno wyskoczyć okno w lewym górnym rogu; "Would you like to share your location with maps.google.pl?
7) Wciskasz "Share Loaction"
8) Google po twoim IP sprawdzi gdzie się znajdujesz (no może nie do końca dokładnie, ale ten rejon)
# Niektórzy umieszczają mapki na swoich stronach i jak się logujesz to widać skąd.