wtorek, 16 lipca 2013

Tres Coracoes






Szanowny panie,

W poszukiwaniu rytmu
Aretusa dużo nie mówiła, znała tylko portugalski, a ja trochę kojarzę jedynie hiszpański. Miała przyciężkie oczy i niesamowite nogi. Piękny uśmiech mają tu wszystkie dziewczęta. Aretusa nie uciekała jak ta nimfa z mitologii o jej imieniu. Bardzo była ciekawa. Sprawiła, że brzydkie Campo Grande wydało się przyjemne. W największym tamtejszym parku hasała sobie rodzinka kapibarów szukałem tu swojego rytmu waląc w bębny z mamą koleżanki Aretusy. Podobno mam do tego smykałkę, znów miłe kłamstwo. Aretusa była po prostu urocza. Próbowała mnie nauczyć samby, a potem zwrócić na siebie uwagę, gdy oczy miałem wlepione w piękną Blancę. Mimo kłopotów z komunikacją najważniejszą wymianę zdań z Aretusą przeprowadziliśmy. Na skrawku trawy przy drodze leżał półnagi facet. Na sobie miał jedynie obdarte spodnie. Gdy przejeżdżaliśmy obok niego uśmiechnął się do nas pełną gębą. Z czego się śmieje, zapytałem Aretusy, przecież nic nie ma. Ma słońce i błękitne niebo, odpowiedziała. Aretusa to serce pierwsze.

Z Juanem jechałem najdłużej. Bo chciałem spróbować swoich sił w stopie. Z Bela Horizonte do Tres Coracoes jechałem pięć godzin a jest to jakieś 400 kilometrów. Juan to facet, który chyba wstydził się tego, że nie żyje ze swoją kobietą. Mają od siedmiu lat dziecko, a on ma 27, więc przygoda młodości! Dobry z niego kierowca, jeno trochę roztrzepany i gadatliwy. Nigdzie poza swoją ciężarówką nie był, a zjechał całą Brazylię. To dopiero! Podróżnik, ale nie podróżnik bo bez przygód. Tylko ciężarówka i towar. Słuch absolutny. Każdy inny dźwięk w wozie wychwytywał od razu.
Kobieta z autostopu, kobietą nie była. Była Emersonem, który mnie podrzucił w złym kierunku, w złą stronę. A zatrzymał się tylko dlatego, że chciało się mu pogadać, a ja nie miałem mapy i mu uwierzyłem. Kobieta a jednak facet. Sympatyczny, ale zupełnie nie do życia. Wspomniałem, że tutejsze dziewczęta są piękne. Potwierdził, ale powiedział, że ma chłopaka. W powietrze uniosła się wątpliwość, nie potrafiliśmy ją rozbroić.
Vincent jest pasjonatem lotnictwa. W sumie mógłby latać na airbusach, ale nie chce. Odkrył, że duże pieniądze nie są potrzebne do życia. Pracując w liniach lotniczych straciłby rodzinę, zresztą to nerwówa. Nie miałby na nic czasu. Zarabia średnią krajową, czyli 400 dolarów miesięcznie latając nad polami uprawnymi. I jest szczęśliwy. Kocha latać i kocha swoją żonę. A podwiózł mnie tylko kawałek.


Isabelle z Campo Grange i Leo podczas niedzielnego koncertu w domu miejscowego architekta
W pokerze trzeba umieć opowiedzieć dobrą historię. Tego uczył mnie Julio, który jest lekko stuknięty, ale ma serce na dłoni. Facet w dzień śpi, a nocami gra w pokera. No i nie znam bardziej pomocnego gościa. Pije tylko wódkę z cytrusowym napojem. Chce spokojnie żyć i mieć kasę na drobne przyjemności. Nic wielkiego... alkohol, gry i lekkie narkotyki. Nie wie też czy się ożenić, w sumie może tak, ale tego nigdy nie planował. A ta dziewczyna tego chce i go pyta o rozmiar palca. To palce mają rozmiar? Pewnie będzie miał żonę. – Fawela wydaje się niezbyt bezpieczna, ale tak naprawdę nic tam nie grozi bo jako obcy jesteś klientem. Nie możesz tylko wyglądać na policjanta tzn. nie możesz być za ładny. Mieszkańcy nie zrobią krzywdy na miejscu, bo nie chcą mieć glin na głowie. Najwyżej porwą i zabiją, ale nie w faweli, gdzieś dalej – Julio to wszystko wie, bo czasami tam jeździ. I też mnie tam zabrał. Chwilę siedziałem w samochodzie. Była to długa chwila, wśród dilerów, ale faweli przestałem się bać. Niesłusznie. Julio to serce drugie.

Acai najlepszy deser świata!!!
Tres Coracoes, piękna mieścina, z której pochodzi słynny Pele. Nawet o północy wygląda obiecująco, dlatego się nie bałem. Pomyślałem, że tu nic złego stać się nie może, że w takich miejscach nie ma faweli. Plan był prosty. Najpierw musiałem znaleźć autobus ze stacji benzynowej, na której zostawił mnie mój ostatni autostop na rodoviarę, czyli dworzec. Pomógł mi wariat Rafael. Gadał częściej do siebie, ale się doczepił, żeby koniecznie mnie oprowadzić. Jak się okazało chciał w zamian pieniędzy. Przez godzinę łaził i coś tam do siebie gadał, ale odpowiadałem po polsku bo mnie denerwował. I tak wysępił 5 realów oraz 2,5 reala na bilet autobusowy. Wybiła północ gdy się w końcu z nim rozstałem. Rafael kupił sobie wódkę i polazł obrażony. Nie było autobusów do mojego celu ostatecznego. Odczekałem i ruszyłem przez miasto. Pirigugte stała na placu i mi machała, żebym do niej przystał. Nie posłuchałem. Może byłoby lepiej...?  Poznałem ją wcześniej w autobusie, w którym jechałem z wariatem Rafaelem. Rzuciła tylko na mnie okiem, a potem robiła wszystko, żebym na nią patrzył. W końcu nadszedł jej przystanek, więc wstała powoli. Przystanęła bokiem. Poprawiła wystające stringi i wypieła piersi, zarzuciła też włosy, dzięki czemu słodko zapachniało. W końcu obcasami stuknęła o schody i wyszła. Drzwi się zamykały, gdy odwróciła się do mnie i posłała całusa. Tutaj takie nazywają – pirigugte, ładne słowo oznaczające dziewczynę, która nie czuje zimna.


Kto by pomyślał, że to jeszcze gdzieś na świecie zobaczę
Jonny miał zawszę prawą rękę w kieszeni, a witał się ze wszystkimi lewą. Sympatyczny chłopak z przedmieść. Powiedział, żebym nie szedł dalej bo to niebezpieczne. Stwierdził, że lepsza byłaby taksówka, ale ja nie miałem na nią pieniędzy. Felizida – odpowiedziałem i polazłem. Nie mogłem inaczej, bo co miałem mu tłumaczyć. Starałem się przekonać, że biedny ze mnie podróżnik. Uśmiechałem się i zagadywałem, ale to nic nie dało. Jonny wraz z kumplem szedł za mną i opowiadał o sobie, pytał się też czy nie chce zapalić. Nie chciałem. Przechodziłem pod napisem Pit Bull i pomyślałem, że to tu będę musiał stanąć twarzą twarz ze szczęściem (feliz).  Gdy dotarłem do granicy miasta w końcu podbiegł. Ten drugi postawił oczy w słup i wyciągnął kosę zza gaci. Wydał się mi śmieszny, ale byłem przerażony. Oddałem portfel, a oni wzięli z niego to co miałem, czyli 20 realów. Portfel zwrócili, ale już na niego patrzeć nie mogę. Nic ze szczęściem nie ma wspólnego, moja głupota. Idiota. Jonny, czyli serce trzecie i ostatnie.

Ukłony
Stefan W.

2 komentarze: