Szanowny Panie,
od ostatniego naszego wpisu tyle się dzieje rzeczy na świecie, że trudno w ogóle odnieść się do nich. Proszę jak ten świat pędzi. Kto by półtora tygodnia temu umiał zdefiniować słowo koronawirus. Kto by przypuszczał, że ze światem w tak tragiczny sposób, pożegna się Coby Bryant. Pędzi świat. Pędzi. Dzisiaj w nocy Wielka Brytania żegna się z Unią Europejską, była w jej szeregach 47 lat. Zmiany.
A krople deszczu tłuką się o przednią szybę samochodu. Wystukują rytm tego wieczoru. Gdy się popatrzy na świat poprzez taką zakroploną szybę, wydaje się mi on wykrzywiony, uwypuklony, rozmyty. I to jednocześnie wszystkim na raz.
Krople na mojej szybie płynął w dół. I ścigają się. Ten pościg w
dół szyby wydaje się mi wesoły. Figlarny. Która pierwsza. Często dwaj najwięksi wrogowie, płynący jak najszybciej się da w dół, tuż obok siebie, łączą swe siły. Wtedy zmieniają się w byczą kroplę, która pochłania wszystko po drodze. Mam dziwne wrażenie, że krople deszczu doskonale wiedzą co robią. Zmyślnie kierują swym krótkim życiem na szybie mojego samochodu. Wybierają trasy pod prąd. Czasem wbrew siłom fizyki, takim jak choćby grawitacja. Zamiast pędzić w dół, idą w poprzek szyby. Przecinają ją jakby siła Ziemi była dla nich kaszką z mleczkiem. A czasem leniwie płynął w dół zostawiając za sobą wyraźny ślad, jak błyskawica na niebie w noc burzliwą i posępną.
Krople na czarnym asfalcie tworzą kałuże, w których odbijają się światła miasta. Potęguje to obraz dookoła. Narasta. Wyolbrzymia się. Wykoślawia. Dopóki jakiś przechodzeń, najczęściej mały naiwny, w kaloszach do kolan nie rozbije lustra kałuży. I nie rozsypie się ten obraz ułudny jak nic nie warty piach.
I czekam w tym samochodzie. Obserwuje krople biegnące po szybie. Skupiony jestem na nich całkowicie. Bo czuję, że chcą mi coś powiedzieć. Jakoś tym ruchem w dół ku zgubie swej, obedrzeć świat z jeszcze jednej tajemnicy. I wtedy, nie wiem zupełnie dlaczego, zaczynam sobie wyobrażać, że do samochodu wchodzi wyziębiona dziewczyna. Prosi mnie abyśmy jechali. A ja jej nie znam, ale zapalam silnik, rozkręcam ogrzewanie, aby czuła się bezpiecznie, wrzucam bieg i ruszam. Nie pytam się dokąd. Ani jak długo będę jechał. Po prostu jadę. Dla jechania. Czasu nie liczę. Myśl o nim ułatwia wiele rzeczy. Wyjaśnia wiele zjawisk. Przecież czasu nie ma. Jak może być czas w nieskończoności, która nas otacza? Jest tylko oddech.
Ukłony
Stefan W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz