źli chłopcy pantoflarzami? To daleko posunięte wnioski. A nawet jeśli prawdziwe – to lepiej być zaprawionym w bojach pantoflarzem, niż pantoflarzem-ciapą. Ja myślę, że to chodzi raczej o dominację i zniewolenie. Coś na zasadzie – jeśli ktoś mnie zmusi do grzechu, to będę uniewinniony. No, ale może się mylę… w zasadzie w sprawach damsko-męskich nie uważam się za eksperta. A poza tym i tak doszedł Pan do jedynego słusznego wniosku – źli chłopcy to mądrzejsi chłopcy. Więc oddajmy królowi co królewskie. A cioty? No cóż, takie czasy, że i oni się jakoś odnajdują. Świat staje na głowie.
Zaś w moim zapchlonym światku w zasadzie względna stabilizacja. Spróbuję uzbierać kilka ciekawszych psich historii i sprzedać je Panu w jakimś skumulowanym raporcie. Ale kiedy to będzie? Tego nie wiem. Teraz każdego dnia staram się znaleźć jakieś pół godziny przed pracą na studiowanie Pańskiego dzieła. Hmm… w zasadzie to może Pan to uznać za swój pierwszy literacki sukces. Wybrałem przygody małego Mariana Korzybskiego miast smutnych dziejów cudownej Darii Dimitrijewny Buławin, a Pana, Panie Stefanie, postawiłem tym samym nad samego Tołstoja (co prawda Aleksego, czyli komunistę i kłamcę katyńskiego, ale… lepszy wróbel w garści, niż krowa na dachu – taką wersję przysłowia sprzedają w kreskówkach). No i tyle mojego dnia. Wieczorem wracam zmęczony, wypijam nieco wódki z sokiem w towarzystwie moich bliskich i wędruję do łóżka. Oczywiście jest też mała kąpiel i rzeczy najistotniejsze – sprawdzenie maila i facebooka. Nie żeby ktoś do mnie pisał, ale to przecież jest jak codzienna toaleta (powszechne i bezużyteczne). A może nawet gorsze, bo zmusza do podglądania życia innych. I to nie takich zwykłych innych. Bo Ci zwykli się życiem nie chwalą, bo i go prawie nie mają. Są jednak tacy, co nie dość, że życie mają, to jeszcze temu życiu zdjęcia robią i pokazują innym… tym zwykłym innym. I krzyczą z tego ekranu: „Patrzcie! Tak wygląda życie! O!”. Ech… Tak. To zazdrość Panie Stefanie – chciałbym, żeby przemawiało przeze mnie coś więcej, ale tak nie jest. Zwykła zazdrość. Nic nie poradzę. Podróżować mi się chce. W Hiszpanii szukają grafików komputerowych! Co za szkoda, że nie jestem takim grafikiem. Albo chociaż hydraulikiem, kucharzem, no… kimkolwiek. Pamięta Pan, jak się w Londynie podawaliśmy się za złote rączki i poszliśmy do tego faceta żeby mu pułki zakładać? Do tej pory mi się śmiać chce, kiedy o tym myślę… A zajmujecie się Panowie także hydrauliką? Tak. Nie. Tak. Nie… Nie.
Tym pozytywnym akcentem zakończę. A… byłbym zapomniał. Jak tam spotkanie kadry „Szkoły pod Żaglami”, Wasza Świątobliwość?
Zaś w moim zapchlonym światku w zasadzie względna stabilizacja. Spróbuję uzbierać kilka ciekawszych psich historii i sprzedać je Panu w jakimś skumulowanym raporcie. Ale kiedy to będzie? Tego nie wiem. Teraz każdego dnia staram się znaleźć jakieś pół godziny przed pracą na studiowanie Pańskiego dzieła. Hmm… w zasadzie to może Pan to uznać za swój pierwszy literacki sukces. Wybrałem przygody małego Mariana Korzybskiego miast smutnych dziejów cudownej Darii Dimitrijewny Buławin, a Pana, Panie Stefanie, postawiłem tym samym nad samego Tołstoja (co prawda Aleksego, czyli komunistę i kłamcę katyńskiego, ale… lepszy wróbel w garści, niż krowa na dachu – taką wersję przysłowia sprzedają w kreskówkach). No i tyle mojego dnia. Wieczorem wracam zmęczony, wypijam nieco wódki z sokiem w towarzystwie moich bliskich i wędruję do łóżka. Oczywiście jest też mała kąpiel i rzeczy najistotniejsze – sprawdzenie maila i facebooka. Nie żeby ktoś do mnie pisał, ale to przecież jest jak codzienna toaleta (powszechne i bezużyteczne). A może nawet gorsze, bo zmusza do podglądania życia innych. I to nie takich zwykłych innych. Bo Ci zwykli się życiem nie chwalą, bo i go prawie nie mają. Są jednak tacy, co nie dość, że życie mają, to jeszcze temu życiu zdjęcia robią i pokazują innym… tym zwykłym innym. I krzyczą z tego ekranu: „Patrzcie! Tak wygląda życie! O!”. Ech… Tak. To zazdrość Panie Stefanie – chciałbym, żeby przemawiało przeze mnie coś więcej, ale tak nie jest. Zwykła zazdrość. Nic nie poradzę. Podróżować mi się chce. W Hiszpanii szukają grafików komputerowych! Co za szkoda, że nie jestem takim grafikiem. Albo chociaż hydraulikiem, kucharzem, no… kimkolwiek. Pamięta Pan, jak się w Londynie podawaliśmy się za złote rączki i poszliśmy do tego faceta żeby mu pułki zakładać? Do tej pory mi się śmiać chce, kiedy o tym myślę… A zajmujecie się Panowie także hydrauliką? Tak. Nie. Tak. Nie… Nie.
Tym pozytywnym akcentem zakończę. A… byłbym zapomniał. Jak tam spotkanie kadry „Szkoły pod Żaglami”, Wasza Świątobliwość?
Strzałka,
Paweł D.
No mój drogi! takie rzeczy nieprzystoją! chyba nie ułanów mieliście montować temu panu w Londynie...zmienić, zmienić!:)
OdpowiedzUsuńA może chłopcy tam prowadzili potajemnie jakąś wojskową działalność ... ;) Zakładanie pułków przeciw.. no właśnie komu.. Hahaha!! Dziękuję za wywołanie szerokiego uśmiechu na mej facjacie (oczywiście nie tylko tymi pułkami :)
OdpowiedzUsuń