sobota, 21 lipca 2012

Wyprawa do piwnicy

Szanowny Panie,

co jakiś czas zaglądam do tej mojej piwnicy i wyciągam stamtąd jeden karton. Bardzo uważnie go wybieram, bo nie chcę wziąć czegoś co nie jest mi potrzebne, co ma zostać w piwnicy, zamknięte na klucz, zawiązane sznurkiem z kokardką. A zatem wybieram te kartony i powoli sprowadzam się do siebie, do domu... Dziwnie tak nazwać przestrzeń, w której się żyje. Bo czym jest dom? Cejrowski pisał, że to miejsce gdzie jest serce. Głupi ten Cejrowski. Twierdził, że dom nosił przy sobie.

A zatem sprowadzam się do kuchni, łazienki, sypialni i pokoju. Wybieram ściany, na których mam powiesić obrazy, przyglądam się pamiątkom, które chowam na dno wielkich kartonów, inne długo przeglądam, jeszcze inne... no nie ważne. Nie zgadzam się z tymi ludźmi, którzy mówią, że kurzołapy są niepotrzebne i tym podobne. A mnie potrzebne. Może mam to po babci, w domu której jest tyle rzeczy? Dla mnie jest ważne, że widzę w nich wydarzenia, sprawy o których już zapomniałem. Znajduje np. bęben ze skóry małpy, który należał do mojego dziadka i przypomniałem sobie, jak starałem się zachować absolutną ciszę, żeby nie zagłuszyć jego osłuchiwania mnie, gdy kontrolował mój stan zdrowia. Jak mierzył puls na swoim zegarku i ile miał plam wątrobowych na dłoni. Pamiętam, że raz do niego zszedłem pochwalić się, że nauczyłem się gwizdać. Pogratulował mi. Nie wiedział, że go oszukuje, bo wynalazłem takie urządzenie, które ukryłem między zębami i to ono gwizdało, a nie ja.

Przeglądam te swoje rzeczy i znajduje zdjęcia, o których Panu już wspominałem. Jestem na nich taki chudy, że z przerażeniem patrzę teraz na siebie. Znalazłem np. zdjęcie jak z wujkiem Zygmuntem i ciocią Joan siedzieliśmy u nich na tarasie. Ile tam było dobrego jedzenia! Kupili nawet nam polską kiełbasę, żebyśmy poczuli się jak u siebie. Pamięta Pan, że któregoś dnia zgubiłem cały swój notes i okazało się, że go wujek odnalazł i pojechaliśmy do tego genialnego budynku, w którym za 1 funciaka zwracają rzeczy tym, którzy coś zgubili? Albo przypomniałem sobie, jak zarobiliśmy nasze pierwsze pieniądze. Poszliśmy do tego malutkiego sąsiada cioci Joan i zajęliśmy się jego żywopłotem. Pamiętam jak mieszkał i że wydało się mi, iż to jest jakichś hobbit (tak był mały i w tak maleńkim domku mieszkał). On kochał konie. Namiętnie oglądał wyścigi.

Znalazłem wśród swoich rzeczy też moją najważniejszą książkę. Dokładnie wiedziałem gdzie leży, bo o nią bardzo dbam, ale mimo to lekko porwała się okładka (to wszystko przez te moje przenosiny, non stop od paru lat żyję na walizach i kartonach). Ta książka, a raczej książeczka to pięknie wydany wiersz Gałczyńskiego: Zaczarowana dorożka. No to usiadłem i przeczytałem: Zapytacie Artura, daję słowo nie kłamię, ale było jak ulał sześć słów w tym telegramie: Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń...

I ja ten wiersz czytać mógłbym codziennie rano na śniadanie i nim kończyć dzień. I pamiętam jak kiedyś na żaglach popłynęliśmy do leśniczówki Pranie i obiecałem sobie przeczytać ten wiersz na scenie Teatrzyku Zielona Gęś i mimo że dzieliła mnie tylko furtka to nie zrobiłem tego. Zaniechane sprawy mszczą się. Tak myślę, więc jak kiedyś będę w pobliżu to wstąpię tam i przeczytam ten wiersz, z mojej ulubionej książeczki na półce. Pamiętam jednak, że tamtego dnia wiało wspaniale, potem była flauta i znów burza, i grad!!! Pamiętam ten grad, mam nawet jego zdjęcia. Pięknie to wyglądało, a my byliśmy tacy mokrzy i cholernie szczęśliwi. Szkoda, że nie wszystkie dni są takie. Ale może nie docenialibyśmy tych wyjątkowych. To są dni, w których ma się wrażenie, że płuca to za mało, aby wciągnąć całe otaczające powietrze. A chce się je wciągnąć, bo szkoda każdej chwili. Szkoda, że nie przeczytałem wtedy tego wiersza.

Ale mi się na wspominki zebrało. To przez te rzeczy z piwnicy. Ciekawe jakie jeszcze rzeczy zgromadzę i o czym lub o kim będą mi przypominały.

A co do pańskiego pomysłu, abym za Pana zatańczył to daj Pan spokój. Wszyscy wiemy jak Pan tańczysz i nikogo Pan nie zaskoczy. Rób Pan swoje, bujaj się Pan po prostu z nogi na nogę a potem to już pójdzie. Fajnie będzie.

Pozdrawiam

Stefan W.

2 komentarze:

  1. Bardzo lubię Cię czytać. Bardzo. Nie dość, że cudownie piszesz - pozwalając sobie i na lekkość, i na miękkość, i na refleksyjność - to jeszcze w cudowny sposób dzielisz się sobą.

    Dziękuję. I szanuję. Pozdrawiam. Dominika Światecka

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne wspomnienia, każdego dnia budujemy nowe. Żyjmy tak aby było co wspominać.

    OdpowiedzUsuń