sobota, 14 lipca 2012

Żywot człowieka poczciwego

Łk 15,11-32

Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca:
"Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada". Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". Lecz ojciec rzekł do swoich sług: "Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się". I zaczęli się bawić.
Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: "Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego". Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: "Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę". Lecz on mu odpowiedział:
"Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się"


Słyszał to Pan pewnie ze sto razy, a może i więcej. Mnie osobiście przypowieść ta zawsze nieco wkurzała. Już jako dziecko nie mogłem pogodzić się z niesprawiedliwością miłosiernego ojca. Czy bowiem marnotrawny zmieni swoje postępowanie? Nie. Bo to taki typ. Czy starszy syn przestanie się starać? Też nie. Będzie tak zapieprzał jak głupi, a tego koźlęcia i tak w życiu nie dostanie. Ale słusznie. I mądra to przypowieść. Frajerstwa nie powinno się nagradzać. A złego diabeł nie rusza – toż to samo życie. Nie wiem, czy widział Pan (lub może czytał) „Mechaniczną Pomarańczę”? Alex (główny bohater) to skurczybyk, jak ich mało. Zło wcielone. Chcemy go jednak zrozumieć, chcemy mu pomóc, i w zasadzie w końcu nawet mu kibicujemy. Co by było, gdyby Alex wyleczył się ze swoich zwyrodniałych zapędów/popędów? Wszak nie byłby sobą. Stałby się jakąś groteskową kukłą. Biedny Alex. Przecież to, co mu zrobili, to jakieś praktyki niedopuszczalne. Ten człowiek oddychać musi pełną piersią.

Mam tu też wycinek z artykułu, który przed chwilą znalazłem w sieci (autorstwa Pawła Kowalika). Rzecz o ludziach opuszczających polskie więzienia:
 W ogromnej większości przypadków, człowiek, który opuszcza więzienie (szczególnie po dłuższym wyroku) czuje się gorszy i odrzucony przez społeczeństwo, jest bezdomny, bo mieszkanie stracił podczas pobytu w więzieniu, ma zerwane więzy z rodziną (jeśli ją miał przed wyrokiem, zazwyczaj w trakcie odbywania kary ją traci), żona lub partnerka znalazła sobie już innego mężczyznę, dzieci nie chcą mieć nic wspólnego z tatą "kryminalistą", rodzice i rodzeństwo bardzo często nie chcą go już znać; jest schorowany, bo opieka zdrowotna w więzieniach pozostawia wiele do życzenia, a samookaleczenia na skutek presji otoczenia i zmian w psychice więźnia są na porządku dziennym, często nie ma żadnych kwalifikacji, a jeśli je miał, to dokumenty przepadły podczas pobytu w więzieniu, jest bezrobotny, bo nie umie skutecznie szukać pracy, a jeśli nawet trafi na obszar, gdzie łatwiej o pracę (...bo miejscowi wyjechali zagranicę), to kto zaryzykuje zatrudnienie byłego "kryminalisty"?, a jeśli nawet uda mu się podjąć pracę, to najpóźniej w ciągu 2 miesięcy już \komornik zajmuje mu wypłatę, cierpi na stany depresyjne, gdyż powyższy "katalog problemów", które wydają się nie do przezwyciężenia, przygniata go i paraliżuje jego aktywność.

Przestępca jest biedny. W zasadzie nie jest nawet przestępcą. Wszystko przez alkohol, narkotyki, brak perspektyw. Myśli Pan może, że ironizuję? Nie. Pomóżmy mu. Bądźmy miłosierni. Musimy.

Miłosierdzie to aktywna forma współczucia, wyrażająca się w konkretnym działaniu, polegającym na bezinteresownej pomocy. Samo współczucie nie przekładające się na działanie miłosierdziem jeszcze nie jest (Wikipedia).
  
Urwałem kabel, który łączy komputer z telewizorem i nie mogę obejrzeć filmu. Strata ta błaha doprowadziła mnie do potwornego globusa. Czaszka mi pęka i żal wylewa mi się uszami i dziurkami nosowymi. Jak człowiek chce mało, to w ogóle nic nie dostanie. Proste.

Słucham płyt z tego roku różnych. Takich, co mają dobre oceny na różnych portalach. I jakoś mnie męczą. Czy nikt już nie nagrywa dobrych płyt, czy ja już jakiegoś obrzydzenia dostałem do całego tego szmelcu? Zwariować można.

Ray Allen (mój ulubiony z obecnie grających koszykarzy) opuścił Boston Celtics, aby zasilić szeregi Miami Heat (drużyny, której w chwili obecnej nie lubię z całej ligi najbardziej). Pytam się: dlaczego?

W piątek wracałem do domu ostatnim autobusem. Kiedy przejeżdżałem przez Piaseczno, przypomniały mi się licealne czasy i przesiadywanie pod Domem Kultury. Naszła mnie chęć ogromna na Czerwoną Kartkę i nocną eskapadę z Panem Karaluchem. Pomyślałem, że jest piątek i w zasadzie zaraz będę na wysokości Żabieńca. Wysiądę tam i przejdę się do Pana K. On teraz przeważnie wieczorami jest w domu, więc może i udałby się plan z wódką, a i na eskapadę dałoby się pewnie starego kolegę namówić. Nie wysiadłem jednak.
  
Gustuję w dziwakach. Lubię tych, którzy innych irytują. Z psów lubię najbardziej kundle. Nie młode, ale też nie za stare. W filmach zawsze sympatyzuje z bohaterami drugoplanowymi. Chyba, że postać tę odgrywa ktoś bardzo popularny, bo wtedy też nie. Najlepiej, jak postać jest zła, ale ma w sobie coś pozytywnego. Lubię skazy i blizny. Porażki. Buntowników. Ale nie tych, którzy chcą zmiany dla wszystkich. Egoistów.
Zaraz wezmę masażera do głowy. Wiem, że jak samemu się z niego korzysta, to nie ma takiego efektu, ale co tam.

 Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz