Szanowny Panie,
Co jest cięższe – kilogram pierzy czy kilogram ołowiu? A
tona pierzy? A pierzy, czy pierzu… bo u licha – chyba nie pierza? Od tego
wszystkiego cięższa musi być dziś moja głowa. Pańska głowa nie mogła być wcale dużo
lżejsza po sobocie i niedzieli. Lżejsza by była na pewno, gdyby nie potłuczona głowa
Pana Piotra, która jednak też mi po głowie chodzi. Kurcze, przyznaję, że i moja
to wina być mogła, bo podobno wcale nie łagodziłem atmosfery na Różowej
Wareckiej, ale to człowiek taki głupi właśnie po alkoholu.
Pan Piotr na szczęście dziś już mówił, że jest lepiej niż
wczoraj. Pan Julian jest młody, więc kilka siniaków mu też nie zaszkodzi, a
wszyscy wszak jednogłośnie twierdzimy, że wypad Pan zorganizował niczego sobie.
Przyroda, piwo, ognisko, szpital… hm… aż przykro żegnać stan kawalerski.
Dziękuję zatem Panie Stefanie za trud włożony w układanie
tego wszystkiego. Wiem, że wcale nie jest to takie proste i przyjemne
(zwłaszcza, że znam swoich nie łatwych kolegów wszelakich). Ma Pan wyczucie, bo tego mi właśnie trzeba
było – posłanie z szyszek pod niebem gwieździstym wciąż służy mi nieźle i to
jest pozytywne spostrzeżenie. Wódka jak zwykle nie służy mojemu żołądkowi – to
jest znowu spostrzeżenie żadne. Oczywistość.
Szyja mi się tylko teraz łuszczy od tego słońca, co nas tak
spalało. Dobrze chociaż, że załatwił mi Pan kapelusz Hucka Finna – uratował moją
nieskazitelną facjatę przed żółtym-okrągłym, a przed zaślubinami to przecie bardzo
istotne, żeby z nosa się kawałki skóry nie odrywały.
Przed zaślubinami… to bardzo, bardzo dziwne, że to już
zaraz, za tydzień. Czy Pan się jakoś czuł przed ślubem? Bo nie wiem do końca,
czy jest jakaś etykieta uczuć przedślubnych? Nie chciałbym przecież poczuć
czegoś nie tak. W moim wieku zasady to podstawa i każda inna postawa wydaje się
bezzasadna.
Paweł D.
PS. Też mam siniaka! Na żebrach! Myślałem, że to może od kosza, ale nie, bo dopiero wczoraj zaczął boleć. Może zatem też trochę nieświadomie w bitce jakiejś uczestniczyłem, hę? Tylko nie wiem dokładnie skąd się wziął, więc nawet jeśli, to się chyba nie liczy. Cholerka.
Pewnieś Pan padając na wznak między szyszki o gałąź zahaczył i tyle z Pana bojów ;)
OdpowiedzUsuńCzasu przed slubem sie nie pamieta. Pamieta sie ranek po odjezdzie ostatniego goscia. I sie mowi "ufff". :D
OdpowiedzUsuń