piątek, 22 marca 2013

A na imię mu Rock'n'roll

Szanowny Panie,

cholera mnie zaraz strzeli (żeby już nie powiedzieć, że coś innego)! Czwarty raz próbuję zacząć ten post i ciągle mi ktoś przerywa. Taka pisanina po kryjomu w pracy jest bez sensu trochę. Wrzodów się nabawię, do diaska. Ale jak inaczej? Czas, czas, czas. Masz go za dużo to źle. Jak za mało to też źle. Moment, moment – czy ja naprawdę napisałem „za dużo”? O ja głupi! Przecież czasu nigdy nie za dużo. Wszystko tak pędzi, że zanim się człowiek obejrzy, to się trzeba będzie zbierać. Kto to tak głupio wymyślił, że czym dalej tym szybciej. Ja już nawet dni nie rozróżniam i tygodni nie zauważam. Poniedziałek, wtorek… piątek. Sobota. Poniedziałek. Piątek. Środa. Piątek. Święta. Wtorek. Piątek. Piątek. A Pan pewnie myślisz, że tak odliczam tylko do piątku. No może i odliczam, ale po co, to nie wiem. Bo niby dziś jest piątek i już się zaczynam cieszyć, ale w zasadzie to już jest też poniedziałek, więc w zasadzie to i czemu się cieszyć – że już do następnego piątku bliżej? Karuzela, karuzela. Aż od razu mnie się przypomina Dust in the Wind z repertuaru Kansas. A to z kolei automatycznie przywodzi mi na myśl Nieśmiertelnego. A skoro mowa o nieśmiertelności, to byłem ostatnio w kinie na dokumencie o człowieku, któremu czas nie straszny. I to chyba fajnie tak się nie bać tego pędu, i nie wyglądać za bardzo do przodu, tylko być. I to być wcieleniem rock’n’rolla. Bo tak się często mówi o Lemmy’m.

Ok. Zna go cały świat. Założę się jednak, że Pan pewnie nie ma pojęcia o kogo chodzi, czyż nie?

W wielkim, wielkim skrócie: Lemmy Kilmister (właściwie Ian Fraser Kilmister). Urodzony 24 grudnia 1945 r. w Stoke-on-Trent w Wielkiej Brytanii. Założyciel i lider grupy Motorhead (w której pełni rolę basisty i wokalisty – lub na odwrót).

Widzi Pan, dla Pana to pewnie nic nie znaczy, bo chociaż takie Ace Of Spades pewnie nie raz Pan w życiu słyszał, to coś czuję, że nawet Pan nie wie, że to było Motorhead. Zresztą, nie to jest najważniejsze. Bo co tam zwykłemu śmiertelnikowi po jakimś tam zespole… ale sam Lemmy. No, no… to zupełnie inna sprawa.

Kiedyś napisano w jakimś magazynie muzycznym, że Lemmy spał z dwoma tysiącami kobiet. Lemmy zaprzeczył. Twierdzi, że w wywiadzie mówił tylko o jednym tysiącu. Dużo? On tam mówi, że jak podzieli się to na jego 68 lat życia, to wynik ten nie jest już taki imponujący. Fakt. Nie wychodzi nawet piętnaście na rok.

Jego syn pamięta, że kiedy miał 17 lat, Lemmy przyszedł do niego i kazał mu przysiąc, że nigdy, ale to przenigdy nie będzie brał kokainy. Powiedział, że metaamfetamina jest dużo, dużo lepsza.

Mike Inez (Alice in Chains) i Zakk Wylde (Black Label Society, Ozzy Osbourne) odwiedzili, kiedyś Lemmy’ego w jego mieszkaniu. Ten, jako dobry gospodarz zapytał, czy napiją się z nim Jacka Danielsa. Kiedy odpowiedzieli, że z chęcią, Lemmy otworzył trzy butelki 0,75l i podał chłopakom, jakby to piwko jakieś było.

Ozzy ma wielki dom w Londynie i wielki dom w USA i może jeszcze kilka wielkich domów gdzieś tam indziej. Lemmy od lat wynajmuje to samo dwupokojowe mieszkanie w LA. Zawalone jest rupieciami przeróżnymi duperelami – od płyt po ogromną kolekcję sztyletów i różnych pamiątek związanych głównie z hitlerowskimi Niemcami (to jakaś słabość wielu rockmanów). Straszny bałaganiarz ten Lemmy. Siedzi miedzy tymi wszystkimi rupieciami i gra na Plejce.

Kiedy Motorhead nie grają akurat trasy, Lemmy siedzi w Rainbow (taka knajpa w LA), pije whisky, pali papierosy i gra na automatach. Najbardziej na świecie lubi jednorękich bandytów. Jak czasami usiądzie wieczorem, to może tak do rana przesiedzieć przed jedną taką maszyną. Hazardzista. Chociaż są i tacy, co twierdzą, że on w ten sposób medytuje.

W latach sześćdziesiątych Lemmy był technicznym Jimmy’ego Hendrixa. Chodzą pogłoski, że to Lemmy nauczył Jimmy’ego brać narkotyki. Nie ma wątpliwości, że to on mu je dostarczał. Lubowali się podobno przede wszystkim w LSD. Lato miłości. Hipisy. Psychodela. Muzyka. Jak ja mogłem nie urodzić się w USA na początku lat 50? No jak?

Lemmy uważa, że Rolling Stonesi są mocno przereklamowani. Że niby niegrzeczni? To Beatlesi pochodzili z rodzin robotniczych, byli samoukami i rozrabiakami. Ja tam zawsze tak przypuszczałem, ale skoro Lemmy potwierdza, to tak jest i już.

I jak się nosi! Hej!


 Paweł D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz